Reprezentacja Polski w czerwcu przegrała 2:3 z Mołdawią, chociaż wygrywała 2:0 po pierwszej połowie. Słaby wynik ekipy Fernando Santosa zszedł jednak w pewnym momencie na dalszy plan, ponieważ ujawniono, że gościem na spotkaniu był Mirosław Stasiak. Działacz w przeszłości był skazany prawomocnym wyrokiem za udział w korupcji w polskiej piłce, a wracał z meczu tym samym samolotem, co kadrowicze. Według późniejszych informacji zaprosić go miała firma Inszury.pl, czyli jeden ze sponsorów Biało-Czerwonych. Wciąż nie milkną echa tej sytuacji.
Sytuacja ze Stasiakiem została częściowo wyjaśniona, ale zostawiła ślad na wizerunku Polskiego Związku Piłki Nożnej, a także na prezesie Cezarym Kuleszy. Były kadrowicz Sławomir Majak ma jednak zdanie, że cała sprawa nie powinna być aż tak bardzo nagłaśniania.
- Jeśli chodzi o te sprawy organizacyjne, to zawsze zdarzały się jakieś historie obok. Być może sprawa z Mirosławem Stasiakiem została za bardzo rozdmuchana. Ja go akurat bardzo dobrze znam, mieszkamy niedaleko siebie. Być może nie powinien lecieć z delegacją PZPN, ale w moim odczuciu zostało to za bardzo nagłośnione - stwierdził Majak w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Były zawodnik m.in. ŁKS-u i Widzewa Łódź dodał również, że w całej sytuacji mogło chodzić o politykę i niechęć do prezesa PZPN. - Moim prywatnym zdaniem jest to walka o władzę i stołki oraz szukanie haków na Cezarego Kuleszę - dodał.
Więcej podobnych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
W przeszłości Majak również miał związek z aferą korupcyjną i został skazany w zawieszeniu. Uważa jednak, że to dla niego już zakończona sprawa. - Ja ten temat już w swoim życiu zamknąłem. Minęło tyle lat, że wracanie do tego chyba nie ma większego sensu. Osoby skazane przed laty za aferę korupcyjną odpokutowały już swoje winy, a odnoszę wrażenie, że największymi moralizatorami są ci, którzy robili podobne rzeczy, ale w czasach, gdy korupcja w sporcie nie miała jeszcze żadnego paragrafu - podsumował Sławomir Majak.