– Wyobraża pan sobie, co by się stało, gdyby prezes polskiej federacji wyrzucił z kadry Roberta Lewandowskiego za to, że ten chce zadbać o piłkarzy? – pyta retorycznie Ildefons Lima. Najwybitniejszy piłkarz w historii Andory został wyrzucony z reprezentacji. Powód? Jako prezes lokalnego związku zawodowego piłkarzy apelował o przeprowadzenie testów na koronawirusa przed wznowieniem treningów. – Uważałem, że to logiczne w nieprofesjonalnej lidze, w której wielu zawodników łączy grę w piłkę z "normalną" pracą – tłumaczy 41-latek. Skończyło się tak, że badań nie było, a Lima, który od ponad 20 lat był filarem reprezentacji, został odsunięty od składu. – I nie wydaje mi się, bym jeszcze kiedykolwiek wrócił. Choć walki nie odpuszczę – deklaruje Lima w rozmowie ze Sport.pl.
Legenda andorskiego futbolu wyrzucona z kadry. "Za co ja mam przepraszać?"
Postawny (192 cm wzrostu) obrońca to symbol reprezentacji Andory. Pierwszy oficjalny mecz rozegrała ona w 1996 roku, a Ilde debiutował rok później. W narodowych barwach wystąpił 128 razy (czyli w ponad 70 proc. spotkań rozegranych w historii przez ekipę z Księstwa) i zdobył 11 bramek – w obu kategoriach jest liderem. Jest rekordzistą Guinnessa pod względem długości kariery reprezentacyjnej. I wydawało się, że wyśrubuje ten rekord, jednocześnie zostając drugim po Jarim Litmanenie piłkarzem, który grałby w międzynarodowych rozgrywkach w czterech dekadach. Ale wszystko zmieniło się w trakcie pandemii. Lima, jako szef związku zawodniczego piłkarzy, zaapelował o testy. Reakcja związku była absurdalna. Oskarżał piłkarza, że ten przed zostaniem wyrzuconym z kadry "bezpodstawnie krytykował federację". – Wskażcie mi taki wywiad! – apeluje Lima, który kontynuuje: – Od razu mówię: nie znajdziecie go. Mimo różnych kłopotów, bo pracownicy naszego związku są oskarżani np. o przekręty przy budowie boisk, za czasów swojej gry w reprezentacji nigdy nie skrytykowałem federacji. Skupiałem się wyłącznie na futbolu.
W komunikacie przedstawiciele związku stwierdzili, że jeśli Ildefons chce wrócić do reprezentacji, to musi publicznie przeprosić. – Ale za co ja mam przepraszać? Za to, że chciałem zadbać o zdrowie swoje i kolegów? – pyta retorycznie piłkarz, który dodaje, że "gdyby zrobił coś złego, byłby pierwszym do wzięcia winy na siebie".
Sprawa ciągnie się od miesięcy. Lima cieszy się wsparciem instytucji z zewnątrz - włącznie z hiszpańskim (AFE, poniżej jego wpis z czwartku) i światowym (FIFPro) związkiem zawodowym piłkarzy, pisały o nim ogólnoświatowe media, kibice organizowali akcję #JusticeForIlde - ale w ojczyźnie sytuacja nie jest tak zero-jedynkowa. – W federacji są ludzie, którzy nie chcą widzieć mnie w składzie reprezentacji. A to ja pisałem historię andorskiego sportu. I jest mi naprawdę przykro, że ci ludzie okradają mnie z tego, co najcenniejsze w karierze sportowca: z czasu. Za 2-3 lata może nie być ich w związku, a ja stracę szansę na zwieńczenie kariery – uważa stoper. Wraz z zakończeniem eliminacji do mistrzostw świata planował zawiesić buty na kołku, ale prawdopodobnie tego nie zrobi. – Dostałem dodatkową motywację – uśmiecha się Lima, który mówi, że czuje się, jakby miał kilkanaście lat mniej.
"To jasne, że kryterium sportowe nie jest decydującym przy wysyłaniu powołań". Ildefons Lima próbuje bronić dobrego imienia i chce wrócić do kadry
Selekcjoner Koldo Alvarez wyraził nadzieję, że Ildefonsowi uda się zakończyć reprezentacyjną karierę na boisku. – To jasny sygnał, że kryterium sportowe nie jest decydującym przy wysyłaniu powołań – rozkłada ręce podstawowy stoper Inter Club d’Escaldes, lidera andorskiej ekstraklasy i drużyny, która w poprzednim sezonie zdobyła w kraju wszystkie trofea. Skierował sprawę do sądu. – Prezes i członkowie w federacji nie tylko odbierają mi prawo gry w reprezentacji, ale przy okazji popełnili szereg przestępstw – podkreśla Lima. Twierdzi, że szef związku chciał naruszać jego konstytucyjne prawa do wolności wypowiedzi czy do równości pracy. Do tego, domagał się, by zrezygnował z pracy w roli prezesa andorskiego stowarzyszenia piłkarzy. – Nie złamałem żadnego przepisu sportowego. Nikt nie wytoczył mi żadnej sprawy. Łamane są moje prawa, a do tego krzywdzony jest mój wizerunek – przekonuje Lima.
Niedawno pojawiły się spekulacje, że najlepszy andorski piłkarz w historii powróci do reprezentacji. Doszło do kilku spotkań, jednak nie przyniosły one oczekiwanych efektów. – Związek chce, bym wycofał sprawę. I ja jestem gotowy to zrobić, ale dopiero po otrzymaniu powołania. A oni pragną, bym zadziałał w ciemno. Nie mogłem się na to zgodzić. Jeśli mamy rozwiązać tę sprawę, musimy razem iść w tę samą stronę. A tymczasem wygląda to tak, że tylko Ildefonsowi Limie zależy na znalezieniu wyjścia – przekonuje zawodnik, który nie ukrywa bezradności.
"Andora to mała, europejska Korea Północna. Jeśli powiesz coś, co nie podoba się władzom, jesteś eliminowany"
– Nigdy nie wchodziłem w tematy polityczne. Zawsze zajmowałem się sportem. A teraz obrzucają mnie błotem i oskarżają o dziwne rzeczy. Muszę się bronić – przekonuje Lima. – O mojej sprawie pisały media z całego świata. Zajmują się nią prawnicy FIFPro i AFE. Opowiadam o swoim problemie, a ludzie otwierają usta i pytają: "Ale jak to? O co tu chodzi?". Najgorsze jest to, że sam nie wiem. Netflix mógłby zrobić na ten temat serial. Ale, niestety, w Andorze tak już bywa. To mała europejska Korea Północna. Jeśli powiesz coś, co nie podoba się władzom, jesteś eliminowany. I właśnie to mnie spotkało – mówi zawodnik, który ma kolekcję ponad 900 koszulek.
Konflikt na linii Lima – andorska federacja trwa od kilku miesięcy. Jego końca nie widać. – Ale nie pozwolę, by moja kariera reprezentacyjna tak się zakończyła! – deklaruje piłkarz. Spór odbija się na wizerunku reprezentacji. Dziś andorski futbol to klub Gerarda Pique, FC Andorra, i sprawa Limy, któremu drużyna narodowa stała się obojętna. – Praktycznie nie oglądałem jesiennych meczów. Czwartkowego z Albanią też nie widziałem, bo akurat graliśmy sparing. Może zobaczę starcie z Polską, bo będzie w niedzielny wieczór, który będę miał wolny. Kochałem reprezentować Andorę, dawało mi to poczucie kolosalnej dumy i przez ponad 20 lat wypruwałem z siebie żyły, ale jak mam czuć się częścią zespołu, skoro niektórzy mnie tam nie chcą? – zastanawia się Lima.
Czy łatwo jest być piłkarzem w Andorze? W niewielu krajach droga do kadry jest tak krótka
Mecz Polska - Andora odbędzie się w niedzielę o 20.45. Nasi zawodnicy nie powinni mieć problemów z odniesieniem zwycięstwa. – Nie macie się czego bać. Piłkarsko zdecydowanie nas przewyższacie. Jeśli zagracie swoje, spokojnie wygracie – twierdzi Lima, który uważa Roberta Lewandowskiego nie tylko za "jednego z najlepszych napastników na świecie", ale i za "jednego z najlepszych w historii". Zmierzył się z nim w 2012 roku, w jednym meczu obu reprezentacji (tuż przed Euro wygraliśmy 4:0), ale za najtrudniejszego rywala w karierze uważa brazylijskiego Ronaldo. Grał przeciwko niemu w 1998 roku. I choć Brazylia wygrała 3:0, to udało mu się zatrzymać "Il Fenomeno", który gola nie strzelił. – Dobrze pan go przykrył – zagadujemy Andorczyka, który z uśmiechem odpowiedział: – Albo po prostu on był bardzo nieskuteczny.
Andorczycy zdają sobie sprawę z własnych niedoskonałości. Kraj jest malutki. 80 tysięcy mieszkańców, z czego 35 tysięcy ma paszport. Piłkarzy ze wszystkich grup wiekowych są dwa tysiące. – Nie mamy szans w rywalizacji z bardziej ludnymi państwami – przyznaje Lima. – Bycie piłkarzem w naszym kraju jest i łatwe, i trudne. Z jednej strony kluby płacą malutko i musisz się bardzo poświęcać, bo trenujesz jak profesjonalista, często na słabych boiskach, a do tego łączysz to z "normalną" pracą. Z drugiej, droga do kadry i gry na Wembley, Allianz Arena czy w Warszawie jest bardzo krótka. Ale trudno utrzymać motywację do kontynuowania kariery, bo zarabia się słabo, regularnie się przegrywa, a perspektywy rozwoju są mierne – uważa Ildefons.
Klub Gerarda Pique brutalnym dowodem na stan andorskiego futbolu
Światełko w tunelu zaświeciło się dzięki Gerardowi Pique. Kupił klub FC Andorra i deklaruje, że dzięki niemu w przyszłości w księstwie pojawi się Liga Mistrzów. – Nie ma powodu, by mu nie wierzyć. Skoro AS Monaco było w stanie zdobywać mistrzostwo Francji, dlaczego, po wielu latach pracy, Andorra miałaby nie zagrać w Lidze Mistrzów? – pyta retorycznie Lima. Drużyna Pique dzięki wyjątkowi w prawie sportowym gra w hiszpańskich rozgrywkach. Po trzech awansach w trzy lata próbuje przebić się do drugiej ligi, jednak można zastanawiać się, ile Andory jest w FC Andorra. – Dużo, w końcu to nasz najstarszy klub – przekonuje Lima. – Ale fakt, że drużynę prowadzi Hiszpan Eder Sarabia i że w jej składzie nie ma ani jednego Andorczyka, pokazuje, że na dziś żaden andorski piłkarz nie nadaje się do gry nawet na poziomie trzeciej ligi hiszpańskiej. Taka jest nasza rzeczywistość – kończy najlepszy piłkarz w historii Andory.