Bayern żegna się z Nagelsmannem w katastrofalnym stylu. To było nieuniknione

Za kadencji Juliana Nagelsmanna Bayern Monachium nie rozwijał się w pożądanym tempie. To była sinusoida, bo serie wygranych przeplatano wpadkami w najmniej spodziewanych momentach. Ostatnio Bayern zaczął wyglądać jak kolos na glinianych nogach i władze klubu nie chciały zwlekać. Nagelsmanna zwolniono go naprędce i w nieeleganckim stylu, ale w Monachium poczuli, że nie mają innego wyjścia.

Piątkowa informacja o zwolnieniu Juliana Nagelsmanna ze skutkiem natychmiastowym spadła jak grom z jasnego nieba. Mimo plotek i sugestii, które pojawiały się od dłuższego czasu, nikt nie spodziewał się, że faktycznie dojdzie do tego już teraz. Bayern Monachium nie czuł jednak, że ryzykuje, skoro miał gotowy plan zastępczy w postaci zatrudnienia Thomasa Tuchela. Ale nie przyzna się też oficjalnie do błędu, jakim było podpisanie umowy z młodym Nagelsmannem. Dziś wiadomo, że spodziewano się po nim czegoś więcej.

Zobacz wideo Największy kryzys Lewandowskiego w karierze? "Nie pamiętam takich miesięcy"

Bayern poczuł, że sytuacja wymyka się spod kontroli

Można wysnuwać teorie i podejrzenia, że zwolnienie Nagelsmanna ma jakieś szersze tło i że nie chodziło wyłącznie o aspekty sportowe, skoro Bayern zdecydował o wszystkim w czwartkowy wieczór, kiedy trener miał wolne i był na nartach w Austrii. Fakt, nie było to dżentelmeńskie zachowanie szefów klubu. Ale skupmy się na oficjalnych powodach, czyli słabszych wynikach i gorszej grze. Mimo tego, że ekipa z Monachium wciąż jest w grze o potrójną koronę, to władze Bayernu boją się, że na koniec sezonu zostaną z niczym. Przestały wierzyć, że z Nagelsmannem uda się podbić Europę, a jednocześnie najwyraźniej przekonały się, że wieloletni projekt, jaki mu pierwotnie powierzono, nie ma sensu i potrzebna jest zmiana.

W zeszłym sezonie Bayern wygrał z Nagelsmannem tylko mistrzostwo Niemiec. W Pucharze Niemiec ledwo co zagrał, bo dostał pięć goli od Borussii Moenchengladbach i zakończył swój udział już w drugiej rundzie. Odpadnięcia z Ligi Mistrzów w ćwierćfinale też nikt się nie spodziewał. Już rok temu mogła się palić lampka, że może być ciężko z Nagelsmannem o dominację i sukcesy. Do tego dochodziły różne doniesienia o podziale szatni, że piłkarze nie do końca kupowali wizję trenera. Ale miał on kredyt zaufania władz klubu.

Ten sezon już jest inny, Bayern zaczął notować regres, mimo że znów jest w ćwierćfinale LM i doszedł do 1/4 finału krajowego pucharu. Te rezultaty nie bronią jednak 35-latka. Decydujące w sytuacji Nagelsmanna są wyniki na ligowym podwórku, gdzie przyzwyczajonemu do dominacji Bayernowi zdecydowanie nie idzie tak, jakby sobie tego życzyli w Monachium.

O ile jesienne wpadki można było tłumaczyć tym, że sezon jest długi i formę szlifuje się na wiosnę, tak w drugiej części sezonu ten margines błędu znacznie się kurczy. Wystarczy spojrzeć na wyniki. W styczniu Bayern miał trzy remisy w ciągu ośmiu dni w Bundeslidze. W lutym z Borussią Moenchengladbach, a ostatnio - z Bayerem Leverkusen. W sumie Bayern zgubił punkty w połowie meczów ligowych w tym roku. Wygrana ze Stuttgartem nie była przekonująca (2:1), trzy gole w Monachium strzelił Augsburg, choć Bayern zwyciężył 5:3.

Po ostatnim starciu z Bayerem (1:2) dyrektor sportowy klubu Hasan Salihamidzić miał być piekielnie wściekły na zespół. - Nie możemy tak grać. Brakowało nam wszystkiego. Po prostu wszystkiego. Mieliśmy złą mentalność, brakowało zapału. Brakowało też ryzyka i pojedynków - ocenił. Ten mecz przelał czarę goryczy. Przykrych momentów w tym roku było już za dużo, kredyt zaufania do Nagelsmanna całkowicie się wyczerpał.

Przed mundialem w Katarze Bayern był liderem, wyszarpał ten fotel od Unionu Berlin. Ekipa ze stolicy Niemiec została w tyle, ale przebudziła się Borussia Dortmund. Zanotowała serie wygranych, wykorzystała potknięcia monachijczyków i to ona teraz to ona jest na czele z punktem przewagi. "Der Klassiker" pomiędzy tymi drużynami - w pierwszy weekend kwietnia, Bayern nie może tego meczu przegrać, bo wówczas Borussia ucieknie na cztery punkty i będzie miała meczowy bufor bezpieczeństwa.

- Kiedy latem 2021 roku zatrudniliśmy Juliana Nagelsmanna, byliśmy przekonani, że będziemy z nim pracować w dłuższej perspektywie i to też było celem nas wszystkich do końca. Julian podziela nasze aspiracje, by grać udany i atrakcyjny futbol. Teraz jednak doszliśmy do wniosku, że jakość naszego składu - mimo mistrzostwa Niemiec w zeszłym roku - pokazuje się coraz rzadziej. Po mistrzostwach świata graliśmy coraz mniej skuteczny i atrakcyjny futbol, silne wahania wyników postawiły pod znakiem zapytania nasze cele w tym sezonie, ale także poza nim. Dlatego właśnie zareagowaliśmy teraz - argumentował zwolnienie Nagelsmanna Oliver Kahn, prezes Bayernu.

Nagelsmann trudny do współpracy

Niepewne wyniki to jedno, a atmosfera i relacje z ludźmi w klubie to drugie. I tutaj Nagelsmann miał nie zdać egzaminu. Według niemieckich mediów nie słuchał uwag innych, w tym piłkarzy. Ci prosili, by ćwiczenia na treningach były prostsze, tak samo taktyka proponowana na mecz. Czuli, że Nagelsmann próbuje być aż za mądry, co utrudniało współpracę. To też odbijało się czasami na boisku. Bayern nie miał pomysłu, jak grać w ataku, kompletnie się zacinał. Piłkarze chcieli prostszych metod, by radzić sobie w nerwowych i niepewnych sytuacjach.

Do tego młody trener miał odstawiać starą gwardię, czyli zawodników pokroju Thomasa Muellera i Maunela Nueuera, którzy mają najwięcej do powiedzenia w szatni. Miały powstać obozy wspierające starszych piłkarzy i popierające filozofię Nagelsmanna. Sam Robert Lewandowski, który grał w Bayernie do końca poprzedniego sezonu, też nie był do końca zadowolony ze współpracy z trenerem. Do tego doliczmy konflikt z Tonim Tapaloviciem, trenerem bramkarzy i przyjacielem Neuera, który pożegnał się z klubem. W szatni, gdzie nie panuje zgoda, trudno o sukcesy.

Problemem była także komunikacja z rezerwowymi. Narzekali, że dostają mało czasu gry, ale Nagelsmann nie dawał im żadnych wyjaśnień, nie motywował. Ograniczał się do korzystania z węższej liczby piłkarzy.

Młody trener nie zawsze dogadywał się też z zarządem, choć obie strony traktowały siebie z kulturą i szacunkiem. Sport.1de nazywa to wprost, że za kadencji Nagelsmanna brakowało spójności i harmonii.

Nieeleganckie zachowanie Bayernu

Decyzja o zwolnieniu Nagelsmanna wywołała burzę w niemieckich mediach. Bayern zebrał sporo krytyki za to, w jakim stylu działał w tej sprawie.

"Brak długoterminowego projektu! Sposób, w jaki rekordzista Niemiec wyrzuca trenera, jest niegodny. Pracę stracił człowiek, który miał kształtować epokę, jak wielokrotnie podkreślały władze. Ale biznes piłkarski potrafi być brutalny. Jedno jest pewne: nawet w Bayernie, który określa się jako klub rodzinny, nie chodzi już o człowieczeństwo. Zasada wydajności jest przede wszystkim. Zakomunikowanie tej decyzji jest katastrofalne, pozbawione stylu i niegodne Bayernu. 'Mia san mia' to tylko tania fraza, która nie jest już wypełniona życiem" - czytamy na łamach Sport1.de.

Władze Bayernu zdają się nie przejmować krytyką, dbają tylko o swój PR i pozycję sportową klubu.

- To była najtrudniejsza decyzja w moim czasie jako dyrektora sportowego Bayernu. Od pierwszego dnia miałem otwarte, pełne zaufania i przyjazne relacje z Julianem. Żałuję, że doszło do rozstania z Julianem. Ale po dokładnej analizie rozwoju sportowego naszej drużyny, zwłaszcza od stycznia, zdecydowaliśmy teraz wspólnie o zwolnieniu Juliana - tłumaczył Salihamidzić. Biorąc pod uwagę, że władze Bayernu już wcześniej potrafiły wyrażać swoje niezadowolenie z sytuacji sportowej zespołu, wypowiedź Bośniaka brzmi kurtuazyjnie.

Sytuacja zostawia niemsak, ale Nagelsmann może coś z tego wyciągnąć

Z jednej strony trzeba rozumieć Bayern - chce chronić swoje interesy, plany i mierzy w potrójną koronę. Nie miał gwarancji, że zdobędzie ją z Nagelsmannem. Ma więcej wiary w Tuchela, który przyzwyczaił piłkarski świat, że potrafi wejść do nowego klubu z przytupem. Z drugiej strony cała sytuacja pozostawia niesmak. Wobec Nagelsmanna wykazano się niecierpliwością i brakiem szacunku, co kłóci się z wypowiedziami Salihamidzicia oraz Herberta Hainera, prezydenta Bayernu. To on mówił o wizji, wierze w szkoleniowca. To on chwalił go za swoją pracę, podkreślał, że jest zauważalny progres drużyny. I to jeszcze kilka dni temu.

Najwidoczniej reszta najważniejszych osób w Bayernie uznała, że Nagelsmann nie rozwijał zespołu w takim tempie, w jakim od niego oczekiwano, choć piłkarze w większości spotkań odnajdywali się w jego systemie. Monachijczycy wciąż są na najwyższej klubowej półce w Europie, ale ambicje Bayernu sięgają bycia ponad wszystkimi.

Odkąd Nagelsmann funkcjonuje w futbolu na najwyższym poziomie, mówi się, że będzie trenerem ze światowej czołówki, że jego przeznaczeniem jest prowadzenie klubów pokroju właśnie Bayernu czy Realu Madryt. Niespełna dwa lata z Bayernem to cenne doświadczenie, które może zaprocentować na przyszłość. Nabierze dystansu do sytuacji i nauczy się na błędach, jeśli je dostrzeże.

To nie były dwa sezony, o jakich wszyscy w Monachium marzyli. Nagelsmann także inaczej sobie wyobrażał cały proces pracy z zespołem. To była kadencja całkiem dobra, ale nie bardzo dobra, a na pewno daleka od perfekcyjnej. Jedno mistrzostwo nie zadowoli Bawarii. Wygląda na to, że Nagelsmann za szybko założył tak wielkie buty.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.