Na turniej o Puchar Polski do Sosnowca Legia Warszawa przyjechała z dużymi znakami zapytania. Pierwszym dotyczącym formy, bo w ostatnim meczu przed pucharową rywalizacją legioniści sensacyjnie ulegli na wyjeździe 102:104 słabej w tym sezonie Arce Gdynia. A drugim dotyczącym osoby trenera, bo po rozstaniu się z dotychczasowym, Wojciechem Kamińskim, zespół prowadzi jego asystent Marek Popiołek, a władze klubu szukają nowego szkoleniowca.
Ale kto wie, być może ten nowy trener nie będzie potrzebny, jeśli Legia zdobędzie Puchar Polski? Na razie jest na dobrej drodze do sukcesu - w ćwierćfinale rozbiła 112:83 Start Lublin, a w półfinale pokonała 96:81 będący ostatnio w świetnej formie i broniący tytułu Trefl Sopot. Oba spotkania legioniści wygrali w imponującym stylu, prezentując przede wszystkim świetny atak. - Marek Popiołek uwolnił ofensywnego dżinna - stwierdził w trakcie sobotniego półfinału komentator Polsatu Sport Adam Romański i trafił w sedno. W czterech meczach, w których Popiołek prowadził zespół, Legia rzucała 90, 102, 112 i 96 punktów. Wygrała trzy z nich.
A jeśli chcielibyśmy tego dżinna spersonalizować, to musielibyśmy wskazać malutkiego, mierzącego ledwie 173 cm wzrostu - choć niewykluczone, że jeszcze mniej - Lorena Jacksona. Amerykański rozgrywający w tym sezonie występował w lidze francuskiej, a potem włoskiej, do Legii dołączył 20 stycznia. I jak na razie sprawdza się w roli dyrygenta drużyny, jego mądre, odpowiedzialne i skuteczne rozgrywanie pomogło złapać legionistom rytm w pucharowym turnieju w Sosnowcu.
Przeciwko Treflowi Jackson zaczął z grubej rury, szybko zdobył osiem punktów i nastroił się do świetnej gry. Za nim poszli jego amerykańscy koledzy - Christian Vital, Raymond Cowels i Aric Holman bardzo dobrze spisywali się w swoich rolach: pierwszy punktował, ale też dobrze podawał, drugi znakomicie trafiał z dystansu, trzeci pokazywał efektowne akcje pod koszami. Legia prowadziła od początku z krótką przerwą na przełomie pierwszej i drugiej kwarty.
Trefl, który w ćwierćfinale zaimponował obroną przeciwko Kingowi Szczecin i w drugiej połowie wręcz stłamsił mistrza Polski, przeciwko Legii był bezzębny. Do przerwy sopocianie przegrywali 47:51, ale przerwa nie pomogła im nastroić się do lepszej gry. Trefl nie potrafił ograniczyć tańczącego z piłką Jacksona, a także pozostałych amerykańskich graczy Legii, a w ataku grał bez rytmu. Sopocianie słabo rzucali za trzy punkty, słabiej spisywali się rozgrywający Benedek Varadi i Jakub Schenk.
Trzecią kwartę Legia wygrała 21:17, a w czwartej grała momentami popisowo. Po trójkach Holmana przewaga warszawian urosła nawet do 20 punktów, legioniści kontrolowali spotkanie już do końca. I choć w ligowej tabeli prezentują się kiepsko, biorąc pod uwagę medalowe ambicje - z bilansem 11-10 muszą walczyć o awans do play-off, to w pucharze mają szansę na sukces. Odwrotnie niż Trefl, który z wynikiem 14-6 jest wiceliderem, ale z Sosnowca wyjedzie rozczarowany.
Najwięcej punktów dla Legii zdobyli w meczu z Treflem Holman (24 i osiem zbiórek), Jackson (23 i cztery asysty) oraz Cowels (17, 4/4 za trzy). Wyróżnił się także Vital, który do 11 punktów dodał dziewięć asyst. Po 15 punktów dla Trefla rzucili Andy Van Vliet oraz Aaron Best.
W finale Legia spotka się z wygranym z pary Anwil Włocławek - Stal Ostrów Wlkp. To spotkanie rozpocznie się o godz. 19, transmisja w Polsacie Sport Extra.