Robert Karaś zmierzał po mistrzostwo świata w dziesięciokrotnym Ironmanie. Polak był liderem po przepłynięciu 38 km i pokonaniu 1800 km na rowerze. Niestety, po 65 km biegu musiał zejść z trasy. Kontynuowania rywalizacji zabronili mu lekarze w obawie o jego zdrowie. Wkrótce zawodnik wydał oświadczenie, w którym potwierdził, że musi zrezygnować z powodów zdrowotnych. - "Po 38 km pływania, 1800 km na rowerze i 65 km biegu lekarze zakazali kontynuowania wyścigu w obawie o życie! Był na granicy, a to wiąże się z ryzykiem…" - napisano na oficjalnym profilu sportowca.
Gdy Karaś schodził z trasy rywalizacji, na 3. miejscu znajdował się Adrian Kostera. Duży wpływ na tak wysoką pozycję Polaka mógł mieć właściwie brak snu. Jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji zapowiadał, że jego strategia zakłada wiele, ale bardzo krótkich przerw. - Od kiedy tylko pamiętam, potrafiłem utrzymać wydajność pracy przez kilkanaście godzin i praktycznie nigdy nie odczuwałem wielkiego zmęczenia. Co ciekawe, z pierwszej pracy zostałem wyrzucony, bo szef uznał, że na pewno nałogowo przyjmuję amfetaminę. Nie wyobrażał sobie, by ktoś potrafił tak długo pracować fizycznie bez chwili wytchnienia - zdradzał Kostera w rozmowie z WP SportoweFakty przed startem.
Po 110 godzinach rywalizacji Kostera nadal jest 3. - został wyprzedzony przez Richarda Junga. Może to jednak wynikać z przerwy Polaka. Tuż po rozpoczęciu biegu Kostera zrobił sobie ponad godzinę przerwy na sen. - Obecny spadek jest podyktowany godzinną drzemką, na którą się udał podczas gdy jego przeciwnicy postanowili biec bez przerwy. Nasz plan na ten wyścig zakłada od początku do końca zrobienie go tak jakby nikogo innego na trasie nie było i trzymanie się własnych ustaleń. Finalnie interesuje nas tylko nowy rekord i jesteśmy pewni, że taki właśnie będzie finał - przekazał zespół Kostery na jego profilu na Instagramie.
I Kostera nadal ma wielkie szanse na zwycięstwo w całym 10-krotnie Ironmanie. Po 110 godzinach rywalizacji Polak ma jedynie 7 okrążeń straty do prowadzącego Belga Kennetha Vanthuyne'a, co przekłada się na nieco ponad 8 kilometrów różnicy między nimi. Jak jednak podkreśla zespół Kostery, nawet większa różnica nie będzie powodem do obaw, jeśli chodzi o walkę o zwycięstwo i rekord świata.
- Bieg na 422 km to nie jest zwykła przebieżka, więc nie mamy zamiaru popełnić błędu zlekceważenia dystansu. Obecnie może nawet będziecie zauważać, że przeciwnicy będą przez pewien czas stopniowo nam odchodzić, ale zapewniamy, że nie ma powodu do obaw. Nas nie interesuje to co robią inni. Nie mamy zamiaru palić nóg i dać się wciągać w jakieś gry. Finalnie liczy się to, kto będzie pierwszy na mecie, a ultra to akurat taka dyscyplina gdzie cierpliwość i chłodna głowa popłaca - podkreślił zespół Kostery.
Wyścig w Szwajcarii cały czas trwa. Za zawodnikami już 38 kilometrów pływania, a za czołówką także 1800 kilometrów jazdy na rowerze. Na tym etapie nadal znajduje się Tomasz Lus, któremu do końca tego etapu zostało jeszcze 86 okrążeń, czyli mniej więcej 774 kilometry. Polak jest aktualnie klasyfikowany na 12. miejscu.