Historia Israela Adesanyi nie jest jedną z opowieści o wojowniku, któremu oktagon i MMA uratowały życie. Chociaż na przełomie lat 80. i 90. Nigerię niszczyła korupcja oraz kolejne przewroty, to rodzina Adesanyów żyła komfortowo. Matka Israela, który jest najstarszym z pięciorga rodzeństwa, była pielęgniarką, a ojciec przedsiębiorcą. Rodzina żyła na tyle dostatnio, że mogła nawet pozwolić sobie na pomoc służby domowej.
Po śmierci Saniego Abachy Nigeria pogrążyła się jednak w chaosie, a Adesanyowie postanowili wyjechać z kraju. Najpierw trafili do Akry, gdzie rozważali dalsze kroki. Chociaż początkowo mieli emigrować do USA, to ostatecznie wybrali Nową Zelandię. Na finalną decyzję wpływ miały zamachy terrorystyczne z 11 września 2001 roku. Ojciec Israela - Oluwafemi - nie chciał, by jego dzieci dorastały i kształciły się w kraju, który jego zdaniem był na skraju kolejnej wojny.
Jesienią tego samego roku Adesanyowie sprowadzili się do Rotoury, 64-tysięcznego miasta na Północnej Wyspie Nowej Zelandii. To tam Israel miał zdobyć wykształcenie, które pozwoli mu znaleźć dobrze płatną pracę. To tam jednak rozpoczął drogę po pas mistrza UFC w wadze średniej i miano jednego z najlepszych zawodników MMA bez podziału na kategorie wagowe. W niedzielę, w walce z Janem Błachowiczem, Adesanya będzie mógł przejść do historii.
Początki w nowym kraju były dla 12-letniego Israela wyjątkowo trudne. - Zachowywał się tak, że przebywający z nim ludzie mogli stracić pewność siebie - opowiadał w rozmowie z ESPN jego przyjaciel z dzieciństwa, Jese Tuivoavoa. Adesanya różnił się od rówieśników. Nie tylko kolorem skóry, ale też budową ciała - był zdecydowanie wyższy, silniejszy i sprawniejszy od innych. Jego rówieśnicy nie chcieli tego zaakceptować i robili wszystko, by uprzykrzyć mu życie.
Adesanya w szkole był obiektem drwin i ataków. Inni uczniowie pytali go, czy skakał po drzewach i czy jego krew jest żółta. - Dopóki nie przyjechałem do Nowej Zelandii, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że kolor skóry może być problemem. Pamiętam, jak grupa dzieciaków jeździła wokół naszego domu, krzycząc: "wracaj do domu, czarnuchu" - wspominał Adesanya w rozmowie z TMZ. I dodawał: Nie miałem zamiaru się dostosowywać. Wiedziałem, że to nie zadziała. Chciałem być sobą.
Przełom w jego relacjach z rówieśnikami nastąpił podczas szkolnego konkursu talentów, podczas którego Adesanya dał show do piosenki Michaela Jacksona "Wanna Be Startin' Somethin'". Tańca nauczył go jeden z kolegów w szkole w Akrze.
- W dzieciństwie traktowałem taniec jako symbol wolności, możliwość wyrażenia samego siebie i stworzenia czegoś dzięki własnej energii i ciału. Wtedy, w szkole, stało się to czymś nieporównywanie większym. Wszyscy docenili ten występ, wszystko się zmieniło - wspominał Adesanya.
Wraz z wiekiem Israel zrozumiał, że nie chce być tym, kogo widział w nim ojciec. Israela nie interesowały zawody informatyka, lekarza, prawnika, inżyniera czy księgowego. - Czułem, że jestem stworzony do czegoś większego - mówił.
Adesanya kochał nie tylko taniec, ale też anime i filmy o sztukach walki. Po serii "Ong-Bak" zaczął trenować Muay Thai, a później kickboxing. W lutym 2010 roku Adesanya z dnia na dzień oznajmił rodzicom, że jest spakowany i gotowy do wyjazdu. Zamiast informatycznych studiów na uniwersytecie Israel wolał treningi w Auckland, gdzie chciał zostać wojownikiem. Pod naciskiem rodziców Adesanya wyjechał dwa tygodnie później. Tyle czasu zajęło mu znalezienie pracy i zakwaterowania, by zgodnie z pierwotnym planem nie mieszkać w samochodzie czy siłowni.
- Był niezwykle pewny siebie, chociaż kompletnie nie znał się na tym sporcie. Mówił jednak, że przez tydzień oglądał filmy na YouTube - tak pierwszą walkę Israela wspomina jego trener, Eugene Bareman. Chociaż Adesanyi nie brakowało zapału, to brak umiejętności wziął górę. Pierwsza walka zakończyła się dla niego bolesną porażką. - Myślałem, że to koniec. Wydawało mi się, że jego zapał ostygł - mówił Bareman.
Nic bardziej mylnego. Kilka miesięcy po porażce Adesanya znów pojawił się w klubie Baremana, prosząc go o treningi. Chociaż Nowozelandczyk pierwotnie odmawiał, to upór Israela, któremu zdarzało się sypiać w klubie, stworzył z nich doskonały duet. Dziś Adesanya nazywa Baremana swoim mistrzem Yodą.
We wrześniu 2013 roku Adesanya zdecydował się na wyjazd do Chin. - Stalowe talerze, stalowe sztućce, panował tam klimat z obozu dla jeńców. To była prawdziwa szkoła dla wojowników. Coś jak internat z siłownią i salą do treningów - wspominał Israel, który w osiem miesięcy stoczył w Chinach około 20 walk.
Chwilę po powrocie do Nowej Zelandii Adesanya przystąpił do turnieju King in the Ring. W tych jednodniowych zawodach dla kickbokserów występowało ośmiu zawodników, a zwycięzca musiał wygrać trzy walki z rzędu. Adesanya oczywiście tego dokonał. Trzykrotnie. Jego rekord dziewięciu zwycięstw bez porażki jest do dziś najlepszym wynikiem w historii King in the Ring.
Ci, którzy mogli go wtedy oglądać, zachwycali się nie tylko skutecznością w walkach, ale i stylem, w jakim odnosił zwycięstwa. Miłość do tańca sprawiła bowiem, że Adesanya nadał swoim pojedynkom niepowtarzalny charakter.
- Można nawet powiedzieć, że on zadaje ból w przepiękny sposób. Jest jak postać z kreskówki, która nagle pojawiła się w realnym świecie. Jest jedyny w swoim rodzaju - mówił o Adesanyi Dan Hennessey, który konferansjer King in the Ring.
- Zawsze chciałem być artystą wśród wojowników. Wywołuję u ludzi wiele emocji. Sprawiam, że oni wzdychają, śmieją się, a czasem marszczą brwi z niedowierzania - mówił o sobie Israel.
Karierę kickboksera Adesanya zakończył z bilansem 75-5 i zaczął treningi MMA, bo to w federacji UFC i z jej pasem na biodrach widział swoją przyszłość. W 2015 roku Israel napisał prywatną wiadomość na Twitterze do właściciela federacji, Dany White'a. Napisał w niej, że jeśli ten da mu szansę, to on zrobi resztę.
I tak się stało. W lutym 2018 roku Adesanya zadebiutował w UFC, pokonując w 2. rundzie Roba Wilkinsona. Przed wejściem do oktagonu Israel prowokacyjnie uniósł nogę, udając, że oddaje mocz jak pies. - Chłopaki, jestem nowy na tym podwórku i po prostu przejmuję ten teren - wrzeszczał Adesanya po pierwszej walce.
Jego droga po tytuł była nadzwyczaj efektowna. Już w piątej walce w UFC Adesanya pokonał byłego mistrza wagi średniej - Andersona Silvę. W kolejnej stoczył pasjonujący bój z Kelvinem Gastelumem, zdobywając pas tymczasowego mistrza. Po ten właściwy sięgnął w październiku 2019 roku, w efektownym stylu rozbijając Roberta Whittakera.
Przed wejściem do oktagonu Adesanya dał show, które rozpaliło publiczność w Melbourne.
Takie show Israel chciał dać już przed walką z Silvą, jednak wtedy nie zgodził się na to White. Właściciel UFC uległ dopiero przed mistrzowskim pojedynkiem. Tuivoavoa, który wraz z Adesanyą przygotowywał układ, ostrzegał przyjaciela, że porażka sprawi, iż taniec obróci się przeciwko niemu, a kibice nie dadzą mu spokoju.
- Mogłem albo wszystko wygrać, albo wszystko przegrać. Bardzo mi się to podobało. W noc przed walką zasnąłem w trakcie ciągłego oglądania wideo z prób. Robiłem to, bo byłem podekscytowany show, jakie damy - mówił Adesanya, który kilka godzin przed walką zadzwonił do ojca i obiecał, że znokautuje Whittakera. Israel słowa dotrzymał w 2. rundzie, kiedy najpierw przepuścił cios rywala, a później skontrował go potężnym uderzeniem z prawej ręki, które zakończyło walkę.
W poprzednim roku Adesanya dwukrotnie bronił zdobytego pasa. W marcu pokonał na punkty Yoela Romero, we wrześniu znokautował Paulo Costę. Walka z Janem Błachowiczem jest dla Adesanyi szansą na przejście do historii. Do tej pory zaledwie czterech zawodników zdobywało mistrzowskie pasy UFC w dwóch kategoriach wagowych. Właśnie po to Israel przeszedł do wagi półciężkiej. - Chcę zmienić historię - mówił Nigeryjczyk na czwartkowej konferencji prasowej.
- Ostatnio sporo trenuję brazylijskiego jiu-jitsu, choć i tak mam wrażenie, że ciągle za mało. Ale moje umiejętności rosną. Wiem to od Andre Galvao [brazylijski grappler, zawodnik MMA, sześciokrotny mistrz świata BJJ] i od moich sparingpartnerów, od których też dostaję sporo pozytywnych sygnałów - powiedział Nigeryjczyk, którego na konferencji pochwalił także szef UFC Dana White.
- Adesanya to zawodnik, który może zapełniać stadiony. Niech tylko dalej robi swoje, a być może już niedługo to się uda, bo planujemy zorganizować galę z publicznością w Houston. Na razie jednak gala w Las Vegas, gdzie faktycznie mamy kartę roku. I jak dla mnie, póki co, może tak pozostać - przyznał White.
Dumny, taneczny krok Adesanyi spróbuje zatrzymać Błachowicz, dla którego będzie to pierwsza obrona mistrzowskiego pasa. Bukmacherzy nie widzą w Polaku faworyta, ale to nic nowego. On też ma swoją historię, która oparta jest na walce o marzenia. Kolejne z nich może spełnić w niedzielę rano polskiego czasu.