Taniec do piosenki Michaela Jacksona odmienił życie Israela Adesanyi. Niezwykły rywal Błachowicza

Konrad Ferszter
Israel Adesanya nie jest zwykłym mistrzem UFC. To niepokonany artysta, o którym mówi się, że nawet ból zadaje przepięknie. W niedzielę rano taneczne kroki Nigeryjczyka zatrzymać będzie chciał Jan Błachowicz, który stoczy z nim najważniejszą walkę w historii polskiego MMA.

Historia Israela Adesanyi nie jest jedną z opowieści o wojowniku, któremu oktagon i MMA uratowały życie. Chociaż na przełomie lat 80. i 90. Nigerię niszczyła korupcja oraz kolejne przewroty, to rodzina Adesanyów żyła komfortowo. Matka Israela, który jest najstarszym z pięciorga rodzeństwa, była pielęgniarką, a ojciec przedsiębiorcą. Rodzina żyła na tyle dostatnio, że mogła nawet pozwolić sobie na pomoc służby domowej.

Zobacz wideo Gamrot analizuje walkę Błachowicza. „Szybkość będzie po stronie Israela, ale Janek ma więcej argumentów”

Po śmierci Saniego Abachy Nigeria pogrążyła się jednak w chaosie, a Adesanyowie postanowili wyjechać z kraju. Najpierw trafili do Akry, gdzie rozważali dalsze kroki. Chociaż początkowo mieli emigrować do USA, to ostatecznie wybrali Nową Zelandię. Na finalną decyzję wpływ miały zamachy terrorystyczne z 11 września 2001 roku. Ojciec Israela - Oluwafemi - nie chciał, by jego dzieci dorastały i kształciły się w kraju, który jego zdaniem był na skraju kolejnej wojny.

Jesienią tego samego roku Adesanyowie sprowadzili się do Rotoury, 64-tysięcznego miasta na Północnej Wyspie Nowej Zelandii. To tam Israel miał zdobyć wykształcenie, które pozwoli mu znaleźć dobrze płatną pracę. To tam jednak rozpoczął drogę po pas mistrza UFC w wadze średniej i miano jednego z najlepszych zawodników MMA bez podziału na kategorie wagowe. W niedzielę, w walce z Janem Błachowiczem, Adesanya będzie mógł przejść do historii.

"Wracaj do domu, czarnuchu"

Początki w nowym kraju były dla 12-letniego Israela wyjątkowo trudne. - Zachowywał się tak, że przebywający z nim ludzie mogli stracić pewność siebie - opowiadał w rozmowie z ESPN jego przyjaciel z dzieciństwa, Jese Tuivoavoa. Adesanya różnił się od rówieśników. Nie tylko kolorem skóry, ale też budową ciała - był zdecydowanie wyższy, silniejszy i sprawniejszy od innych. Jego rówieśnicy nie chcieli tego zaakceptować i robili wszystko, by uprzykrzyć mu życie.

Adesanya w szkole był obiektem drwin i ataków. Inni uczniowie pytali go, czy skakał po drzewach i czy jego krew jest żółta. - Dopóki nie przyjechałem do Nowej Zelandii, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że kolor skóry może być problemem. Pamiętam, jak grupa dzieciaków jeździła wokół naszego domu, krzycząc: "wracaj do domu, czarnuchu" - wspominał Adesanya w rozmowie z TMZ. I dodawał: Nie miałem zamiaru się dostosowywać. Wiedziałem, że to nie zadziała. Chciałem być sobą. 

Przełom w jego relacjach z rówieśnikami nastąpił podczas szkolnego konkursu talentów, podczas którego Adesanya dał show do piosenki Michaela Jacksona "Wanna Be Startin' Somethin'". Tańca nauczył go jeden z kolegów w szkole w Akrze.

- W dzieciństwie traktowałem taniec jako symbol wolności, możliwość wyrażenia samego siebie i stworzenia czegoś dzięki własnej energii i ciału. Wtedy, w szkole, stało się to czymś nieporównywanie większym. Wszyscy docenili ten występ, wszystko się zmieniło - wspominał Adesanya.

Filmy na YouTube nie wystarczyły

Wraz z wiekiem Israel zrozumiał, że nie chce być tym, kogo widział w nim ojciec. Israela nie interesowały zawody informatyka, lekarza, prawnika, inżyniera czy księgowego. - Czułem, że jestem stworzony do czegoś większego - mówił.

Adesanya kochał nie tylko taniec, ale też anime i filmy o sztukach walki. Po serii "Ong-Bak" zaczął trenować Muay Thai, a później kickboxing. W lutym 2010 roku Adesanya z dnia na dzień oznajmił rodzicom, że jest spakowany i gotowy do wyjazdu. Zamiast informatycznych studiów na uniwersytecie Israel wolał treningi w Auckland, gdzie chciał zostać wojownikiem. Pod naciskiem rodziców Adesanya wyjechał dwa tygodnie później. Tyle czasu zajęło mu znalezienie pracy i zakwaterowania, by zgodnie z pierwotnym planem nie mieszkać w samochodzie czy siłowni.

- Był niezwykle pewny siebie, chociaż kompletnie nie znał się na tym sporcie. Mówił jednak, że przez tydzień oglądał filmy na YouTube - tak pierwszą walkę Israela wspomina jego trener, Eugene Bareman. Chociaż Adesanyi nie brakowało zapału, to brak umiejętności wziął górę. Pierwsza walka zakończyła się dla niego bolesną porażką. - Myślałem, że to koniec. Wydawało mi się, że jego zapał ostygł - mówił Bareman.

Nic bardziej mylnego. Kilka miesięcy po porażce Adesanya znów pojawił się w klubie Baremana, prosząc go o treningi. Chociaż Nowozelandczyk pierwotnie odmawiał, to upór Israela, któremu zdarzało się sypiać w klubie, stworzył z nich doskonały duet. Dziś Adesanya nazywa Baremana swoim mistrzem Yodą.

"Zadaje ból w przepiękny sposób"

We wrześniu 2013 roku Adesanya zdecydował się na wyjazd do Chin. - Stalowe talerze, stalowe sztućce, panował tam klimat z obozu dla jeńców. To była prawdziwa szkoła dla wojowników. Coś jak internat z siłownią i salą do treningów - wspominał Israel, który w osiem miesięcy stoczył w Chinach około 20 walk.

Chwilę po powrocie do Nowej Zelandii Adesanya przystąpił do turnieju King in the Ring. W tych jednodniowych zawodach dla kickbokserów występowało ośmiu zawodników, a zwycięzca musiał wygrać trzy walki z rzędu. Adesanya oczywiście tego dokonał. Trzykrotnie. Jego rekord dziewięciu zwycięstw bez porażki jest do dziś najlepszym wynikiem w historii King in the Ring.

Ci, którzy mogli go wtedy oglądać, zachwycali się nie tylko skutecznością w walkach, ale i stylem, w jakim odnosił zwycięstwa. Miłość do tańca sprawiła bowiem, że Adesanya nadał swoim pojedynkom niepowtarzalny charakter. 

- Można nawet powiedzieć, że on zadaje ból w przepiękny sposób. Jest jak postać z kreskówki, która nagle pojawiła się w realnym świecie. Jest jedyny w swoim rodzaju - mówił o Adesanyi Dan Hennessey, który konferansjer King in the Ring.

- Zawsze chciałem być artystą wśród wojowników. Wywołuję u ludzi wiele emocji. Sprawiam, że oni wzdychają, śmieją się, a czasem marszczą brwi z niedowierzania - mówił o sobie Israel.

Nowy pies, który przejął teren

Karierę kickboksera Adesanya zakończył z bilansem 75-5 i zaczął treningi MMA, bo to w federacji UFC i z jej pasem na biodrach widział swoją przyszłość. W 2015 roku Israel napisał prywatną wiadomość na Twitterze do właściciela federacji, Dany White'a. Napisał w niej, że jeśli ten da mu szansę, to on zrobi resztę.

I tak się stało. W lutym 2018 roku Adesanya zadebiutował w UFC, pokonując w 2. rundzie Roba Wilkinsona. Przed wejściem do oktagonu Israel prowokacyjnie uniósł nogę, udając, że oddaje mocz jak pies. - Chłopaki, jestem nowy na tym podwórku i po prostu przejmuję ten teren - wrzeszczał Adesanya po pierwszej walce.

Jego droga po tytuł była nadzwyczaj efektowna. Już w piątej walce w UFC Adesanya pokonał byłego mistrza wagi średniej - Andersona Silvę. W kolejnej stoczył pasjonujący bój z Kelvinem Gastelumem, zdobywając pas tymczasowego mistrza. Po ten właściwy sięgnął w październiku 2019 roku, w efektownym stylu rozbijając Roberta Whittakera.

Przed wejściem do oktagonu Adesanya dał show, które rozpaliło publiczność w Melbourne.

 

Takie show Israel chciał dać już przed walką z Silvą, jednak wtedy nie zgodził się na to White. Właściciel UFC uległ dopiero przed mistrzowskim pojedynkiem. Tuivoavoa, który wraz z Adesanyą przygotowywał układ, ostrzegał przyjaciela, że porażka sprawi, iż taniec obróci się przeciwko niemu, a kibice nie dadzą mu spokoju.

- Mogłem albo wszystko wygrać, albo wszystko przegrać. Bardzo mi się to podobało. W noc przed walką zasnąłem w trakcie ciągłego oglądania wideo z prób. Robiłem to, bo byłem podekscytowany show, jakie damy - mówił Adesanya, który kilka godzin przed walką zadzwonił do ojca i obiecał, że znokautuje Whittakera. Israel słowa dotrzymał w 2. rundzie, kiedy najpierw przepuścił cios rywala, a później skontrował go potężnym uderzeniem z prawej ręki, które zakończyło walkę. 

 

Błachowicz i Adesanya piszą historię

W poprzednim roku Adesanya dwukrotnie bronił zdobytego pasa. W marcu pokonał na punkty Yoela Romero, we wrześniu znokautował Paulo Costę. Walka z Janem Błachowiczem jest dla Adesanyi szansą na przejście do historii. Do tej pory zaledwie czterech zawodników zdobywało mistrzowskie pasy UFC w dwóch kategoriach wagowych. Właśnie po to Israel przeszedł do wagi półciężkiej. - Chcę zmienić historię - mówił Nigeryjczyk na czwartkowej konferencji prasowej.

- Ostatnio sporo trenuję brazylijskiego jiu-jitsu, choć i tak mam wrażenie, że ciągle za mało. Ale moje umiejętności rosną. Wiem to od Andre Galvao [brazylijski grappler, zawodnik MMA, sześciokrotny mistrz świata BJJ] i od moich sparingpartnerów, od których też dostaję sporo pozytywnych sygnałów - powiedział Nigeryjczyk, którego na konferencji pochwalił także szef UFC Dana White.

- Adesanya to zawodnik, który może zapełniać stadiony. Niech tylko dalej robi swoje, a być może już niedługo to się uda, bo planujemy zorganizować galę z publicznością w Houston. Na razie jednak gala w Las Vegas, gdzie faktycznie mamy kartę roku. I jak dla mnie, póki co, może tak pozostać - przyznał White.

Dumny, taneczny krok Adesanyi spróbuje zatrzymać Błachowicz, dla którego będzie to pierwsza obrona mistrzowskiego pasa. Bukmacherzy nie widzą w Polaku faworyta, ale to nic nowego. On też ma swoją historię, która oparta jest na walce o marzenia. Kolejne z nich może spełnić w niedzielę rano polskiego czasu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.