Do ich pierwszej walki doszło w 2017 roku, wtedy górą był Jakub Wikłacz. Trzy lata później, już w klatce KSW, Sebastian Przybysz zrewanżował się i znokautował Jakuba w trzeciej rundzie. Zakończenie tej trylogii miało odbyć się w maju, ale Wikłacz nabawił się kontuzji, dlatego Przybysz stanął do obrony pasa przeciwko Werllesonowi Martinsowi i poddał go na gali KSW 69.
Z kolei Wikłacz wrócił do pełnej sprawności na gali KSW 71, gdzie w przepięknym stylu pokonał Bruno Augusto Dos Santosa. Już 17 grudnia dowiemy się, kto jest lepszy. Stawką walki na szczycie wagi koguciej będzie mistrzowski pas KSW.
29-letni Przybysz ma na koncie 10 wygranych i dwie porażki. W klatce KSW Sebastian przegrał tylko z Antunem Raciciem, ale później udanie mu się zrewanżował. Racicia pokonał także Wikłacz, który w rekordzie ma 13 zwycięstw i trzy porażki. Przybysz kontra Wikłacz to starcie, które będzie pokazem siły czołowych polskich parterowców, gdyż obaj najlepiej czują się właśnie w tej płaszczyźnie. Ale największym hitem grudniowej gali będzie starcie Mameda Chalidowa z Mariuszem Pudzianowskim.
To będzie najgłośniejsza walka w historii KSW. Chalidow, niedawny mistrz wagi średniej, zmierzy się w grudniu z Pudzianowskim, zawodnikiem dywizji ciężkiej, - Mówiłem, że nigdy nie zawalczę z freakiem, ale Mariusz nie jest freakiem. Jest prawdziwym sportowcem, więc to dla mnie duży zaszczyt - takimi słowami Czeczen zaczął środową konferencję prasową.
- Kiedyś Mameda mogłem tylko łaskawie prosić, by mi udzielił godzinnej lekcji techniki. Jak oglądałem jego walki, to szeroko otwierałem japę i mówiłem "Jak on to, cholera, robi?". Stanięcie twarzą w twarz z Mamedem kosztowało mnie dużo pracy i dużo potu. To nagroda za ponad 13 lat ciężkiej pracy. Prawda jest taka, że ja już jestem zwycięzcą, że w ogóle wyjdę do tej walki. Mam tylko jedną prośbę: żeby mi nie zgasił światła - skomentował Pudzianowski.
- Przecież to ty gasisz światła - odpowiedział z uśmiechem Mamed, nawiązując do niedawnej walki z Materlą.