Jako pierwszy o zdarzeniu napisał "Super Express". W autobusie przewożącym polskich lekkoatletów do wioski olimpijskiej zapalił się silnik. Droga została zablokowana. Nikt z reprezentantów Polski nie ucierpiał.
Udało nam się potwierdzić tę informację. Wśród pasażerów byli m.in. Szymon Ziółkowski i Paweł Fajdek. - Żaden wypadek. Zepsuł się silnik, usłyszeliśmy odgłos, jakby wybuch. Kierowcy polecieli z gaśnicą, ale nie było potrzeby, by go gasić. Po godzinie ruszyliśmy dalej. Nic poważnego, żadna sensacja - mówi Sport.pl Ziółkowski.
Tomasz Majewski dodaje: - Nie było żadnego zagrożenia, zwykła awaria. Zawodnicy wracali z treningu do wioski olimpijskiej i powrót się przedłużył, zrobił się korek. Silnik się zepsuł, pojawiły się kłęby dymu i potem chyba silnik wybuchł. Nic się nikomu nie stało. Zrobił się korek, bo autobus się zepsuł w słabym miejscu.
"Nasi lekkoatleci najedli się strachu. Japończykom udało się opanować sytuację i nikomu nic się nie stało" pisze Michał Chojecki z "Super Expressu". I dodaje z przymrużeniem oka: "Miejmy nadzieję, że to koniec pecha, a Pawłowi Fajdkowi szczęście będzie dopisywać w kwalifikacjach do finału rzutu młotem. Oby nie spalił żadnej próby".
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!