Krzysztof "Diablo" Włodarczyk (62-4-1, 42 KO) po siedmiu miesiącach przerwy wrócił na ring i cały czas ma się czym pochwalić. Były mistrz świata federacji WBC w wadze junior ciężkiej nie przestaje imponować potężnym ciosem. W sobotę jego nokaut był ozdobą gali KnockOut Boxing Night 28 w Białymstoku. "Diablo" pokonał Kanadyjczyka Sylverę Louisa (9-9, 4 KO).
Obaj pięściarze przez większą część walki nie rozpieszczali publiczności w Operze i Filharmonii Podlaskiej. Niedługo po rozpoczęciu Włodarczyk trafił przeciwnika potężnym lewym sierpowym. Louis się zachwiał i od tego momentu dążył do klinczu. Przez trzy pierwsze rundy obejrzeliśmy zupełnie bezbarwny pojedynek.
"Diablo" nieco mocniej obił rywala w czwartej rundzie. Groźnie zrobiło się w momencie, gdy trafił lewym na korpus, a później dołożył jeszcze prawym. Kanadyjczyk nie zmienił swojego stylu. Konsekwentnie unikał wymiany ciosów, ale dotrwał tak tylko do siódmej rundy.
W niej Polak potwierdził swoją wyższość i to w sposób bardzo dobitny. Trafił Louisa mocnym podbródkowym, a ten runął na deski. Kanadyjczyk był liczony, ale zdołał się pozbierać. Była to jednak tylko zapowiedź tego, co miało nastąpić za chwilę. Nie minęło wiele czasu, a Włodarczyk po serii uderzeń na korpus z jeszcze większą mocą powtórzył cios podbródkowy i tym razem okazał się on nokautujący. Louis padł bez żadnej kontroli i sędzia momentalnie zakończył walkę.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl.
Włodarczyk z dumą mógł świętować, choć jak sam przyznał, że pojedynek kosztował go sporo nerwów. - Zobaczyłem, że minęła czwarta runda i pomyślałem, że za długo to trwa. Nagle zrobiła się szósta. Nie no, nie może to tyle trwać... To był nieprzyjemny zawodnik, śliski, za często wdawałem się w te jego klincze. Byłem chyba trochę zestresowany - mówił przed kamerami TVP Sport. To ósme zwycięstwo Włodarczyka z rzędu i trzecie z rzędu przed czasem.