Tuż przed wyścigiem o Grand Prix Wielkiej Brytanii konkurenci do tytułu mistrzowskiego założą w bolidach gadżety, dzięki którym - jak się powszechnie sądzi - rywale zyskiwali przewagę. I tak Red Bull będzie miał wreszcie sprawnie działający F-duct, który "wygasza" działanie tylnego skrzydła auta powodując, że może jechać ono szybciej kosztem przyczepności. Dzięki temu wynalazkowi McLaren zyskiwał na prostych częściach toru absurdalne prędkości i wtedy to Lewis Hamilton i Jenson Button najczęściej wyprzedzali rywali.
Z kolei McLaren (i Williams) ma mieć to, co jeszcze w poprzednim wyścigu pokazały stajnie m.in. Red Bulla, Ferrari, Mercedesa i Renault Roberta Kubicy - "dmuchany" dyfuzor, zwany też "niskim wydechem".
Szef "Czerwonych Byków" poczuł chyba, że traci wyłączność na element, dzięki któremu jego kierowcy Vettel i Webber zdominowali pierwszą część sezonu (wygrali m.in. osiem z dziewięciu sesji kwalifikacyjnych). W Walencji kwalifikacje wygrał już Hamilton. Horner studził zapał konkurentów na łamach Auto Motor und Sport: - Ekipy liczą na zyski rzędu 0,5 sekundy na okrążeniu, a to nierealne - powiedział szef Red Bulla. - Przeceniają możliwości "dmuchanego" dyfuzora. Rozwiązanie to daje jakieś dwie-trzy dziesiąte sekundy na okrążeniu... - cytuje Hornera m.in. portal f1.pl.
Zaprzecza sam sobie? Niekoniecznie. Horner twierdzi, że nowinka w związku z wydechem daje korzyści tylko jako część szerszego pakietu, w skład którego wchodzi m.in. tylne zawieszenie. - Nie można tego skopiować w trakcie sezonu - twierdzą jednym głosem Horner i Vettel, ostatni zwycięzca GP F1 w Walencji.
"Niski wydech" pozwala wzmocnić działanie dyfuzora, czyli uogólniając - zwiększyć docisk samochodu.
Webberowi zamontują podwozie Vettela ?