Życie Brytyjczyka od samego początku było ciekawsze i bardziej złożone niż komukolwiek mogłoby się wydawać. Jego ojciec pasjonował się motocyklami i jeździł na nich w ramach służby dla brytyjskiej armii podczas I wojny światowej. Później podróżował po świecie i brał udział w zawodach, a także komentował je i opisywał jako dziennikarz. Murray na początku nie podzielał pasji ojca, czego długo nie mógł sobie wybaczyć. W wieku 18 lat, gdy wybuchła II wojna światowa, także chciał pełnić służbę i dostał powołanie do wojska trzy lata później. Zaczynał jako kadet, a gdy kończył służbę, był kapitanem i jak sam zaznacza, już mężczyzną. Przez kilka miesięcy pozostawał w Niemczech i pracował przy obsłudze tamtejszych wyścigów motocyklowych. To wtedy zaczął pojmować ojcowską pasję.
Po powrocie do Wielkiej Brytanii jeździł już na motocyklach i pracował przy obsłudze zawodów. Potem zainteresował się tworzeniem relacji z zawodów i został komentatorem. Na początku pracował razem z ojcem, a po jego śmierci już samotnie. Jednocześnie zarabiał na życie jako reklamodawca i traktował dziennikarstwo jako swoją pasję. Dostał ofertę reprezentowania firmy, która produkowała batoniki, karmę dla papug czy psów i kontrakt, który dawał mu tysiąc funtów rocznie. Gdy obsłużył ostatnich klientów firmy, siadał ze słuchawkami i był gościem programów w telewizjach BBC i ITV. - Stałem się naturalnym wyborem BBC, gdy działo się cokolwiek związanego z silnikami i ściganiem - pisze w swojej autobiografii. Co ciekawe, Formułę 1 zaczął relacjonować stale dopiero od 1976 roku, gdy BBC nabyło prawa transmisji całych sezonów serii. Znał jednak legendy Formuły 1 - Juana Manuela Fangio, Stirlinga Mossa, Jima Clarka, Nikiego Laudę, czy Jamesa Hunta z wyścigów komentowanych gościnnie lub wizyt na torach, a przede wszystkim legendarnym Silverstone.
Przez dekadę współpracował przy relacjach ze słynnym Jamesem Huntem, mistrzem świata F1, choć na początku nie mogli się porozumieć. "Jedną z naszych pierwszych wspólnych relacji był wyścig International Trophy na torze Silverstone, który był po prostu nudny. Postarałem się o jak najciekawsze podsumowanie i spytałem Jamesa, co myśli o tym wyścigu. 'Że był gó*****y' - odpowiedział" - opisywał Walker. Pierwsze Grand Prix Monako z toru komentowali z ławki na chodniku tuż przy wyjeździe z alei serwisowej, przed którą postawiono telewizor z transmisją wyścigu. Hunt pojawił się tuż przed pierwszym okrążeniem nieogolony i zupełnie zaniedbany. Przyszedł boso w koszulce i podartych jeansach, trzymając butelkę wina. Gdy w trakcie wyścigu ją skończył, kelner jednej z restauracji przyniósł mu jeszcze drugą. A jednak stworzyli niezapomniany duet i Walker nie mógł uwierzyć, gdy w 1993 roku ten zmarł po zawale serca w wieku 45 lat.
Walker komentował każdy wyścig jeszcze przez kolejne siedem lat. Jednak później zaczął popełniać błędy, które wypominali mu już wszyscy fani oglądający relacje z wyścigów F1. W 1999 roku, gdy Michael Schumacher miał wypadek w czasie Grand Prix Wielkiej Brytanii, w którym złamał nogę, Walker twierdził, że z toru wypadł jego kolega z zespołu, Rubens Barichello. Wtedy zrozumiał, że nie da już rady pracować tak intensywnie, jak w poprzednich sezonach. Ograniczył komentowanie wyścigów, choć miejsce w międzynarodowym przekazie oferował mu nawet szef Formuły 1, Bernie Ecclestone. Wielokrotnie pojawiał się jeszcze w przekazie Channel 4, BBC, czy Sky Sports F1, ale nigdy na dłużej. W środowisku na zawsze pozostanie jednak "Głosem Formuły 1".
Fani na zawsze zapamiętali jednak jego charakterystyczny styl komentowania wydarzeń. Często aż za bardzo emocjonował się wyścigami, które relacjonował, ale niewielu miało mu to za złe. Kibice stworzyli specjalne określenie na jego wyjątkowe, zabawne cytaty - "murrayizmy". Co do nich należało?
Najpierw były odbierane jako wpadki Walkera, ale później wielu kibiców zaczęło myśleć, że czasem robi to specjalnie i tworzy własny, jedyny taki sposób komentowania wyścigów. Według dziennikarza "Autoweek", Rusela Bulgina urosły od "zwykłych pomyłek" do "kochanych, labiryntowych, swobodnie kompleksowych i akrobatycznych pokazów językowej wirtuozerii". Walker potrafił powiedzieć o słynnej kolizji Ayrtona Senny z Alainem Prostem z 1989 roku, że "była fantastyczna", a tylne światło jednego z samochodów pomylić z pożarem jego silnika. - Murray Walker sprawiał, że nawet najnudniejszy wyścig kolarski staje się ciekawym wydarzeniem - mówił o nim kiedyś David Coulthard, były kierowca Formuły 1 cytowany przez brytyjski oddział Eurosportu.
Ostatnie lata życia spędzał wciąż fascynując się wyścigami, ale już z daleka od padoku. Dziennik "The Times" w 2019 roku odwiedził go w jego domu, w którym nadal oglądał Formułę 1 i śledził wydarzenia z torów całego świata. Siedział w fotelu i patrzył na obraz, na którym namalowany był jego ojciec na swoim ulubionym motocyklu i wspominał.
Murray Walker zmarł w sobotę 13 marca 2021 roku w wieku 97 lat. Był prawdopodobnie najstarszym komentatorem sportowym na świecie. - To skarb narodowy - napisał na Twitterze Martin Brundle, który komentował z nim wyścigi F1 przez kilka lat. - Jego radość z życia, charakter i entuzjazm zawsze nas zaskakiwały. Jeśli jesteś słuchany, poważany i traktowany z wielkim szacunkiem w takim środowisku, jak to Formuły 1, to musisz być kimś nadzwyczajnym. A taki był Murray. Miał w sobie dużo pasji, którą obdarzał ten sport. I teraz każdy będzie zasmucony jego odejściem. To była przyjemność go znać - mówił później w specjalnym programie o Walkerze nadawanym przez telewizję Sky Sports.
"Jego pasja inspirowała miliony kibiców na całym świecie" - napisał o Walkerze oficjalny profil Formuły 1 na Twitterze. Ale najlepiej i tak pożegnał go już wcześniej ktoś zupełnie inny. "Odejście Murraya Walkera to koniec bólu uszu, czy koniec pewnej ery? Człowiek, który został opisany jako 'komentujący jakby paliły mu się gacie', odchodzi po 52 latach pracy. Jego pomyłki i opinie, jakie o nim wydawano, stały się początkiem prawdziwego Walkera. Zawsze był fanem, któremu ktoś dał klucze do kabiny komentatorskiej. Nigdy nie mógł powstrzymać entuzjazmu, który sprawiał wrażenie naturalnie prowadzić do katastrofy" - pisał o jego odejściu z BBC w "The Guardian" dziennikarz Stephen Moss 20 lat temu. Już wtedy nie trudno było nazwać go legendą F1, która nigdy się w niej nie ścigała. W końcu z kim innym Michael Schumacher powiedziałby wspólnie "Na ekranie widzimy Ralfa Schumachera, syna Michaela Schumachera", choć ci byli przecież braćmi?