Maryna Gąsienica-Daniel znów potwierdziła, że jest czołową narciarką alpejską świata. Dwa lata temu na MŚ w Cortinie d'Ampezzo była w ćwierćfinale równoległego giganta i teraz też dotarła do najlepszej ósemki. W ósemce była też na ubiegłorocznych igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Tam zajęła ósme miejsce w gigancie. A na poprzednim MŚ była w nim szósta.
Teraz Polka, która w niedzielę skończy 29 lat, chce więcej. I zdecydowanie może osiągnąć życiowy sukces. Do tej pory narciarka z Zakopanego nigdy nie była wyżej niż na szóstym miejscu (ostatecznie na piątym sklasyfikowano ją za slalom równoległy) i jest ogromnie zdeterminowana, żeby wreszcie wyżej się wspiąć.
W Meribel na trwających MŚ była już m.in. dziewiąta w drużynie i teraz znalazła się w ćwierćfinale slalomu równoległego. Zrobiła to mimo kłopotów zdrowotnych. Na MŚ do Francji Polka przyjechała z problemami żołądkowymi, przez które od końcówki grudnia zmuszona jest przyjmować lekarstwa. A we wtorek ledwo wstała z łóżka na drużynówkę, nie dając się pokonać grypie żołądkowej.
Trener Marcin Orłowski wolał, żeby Maryna jeżdżenie równoległe odpuściła i żeby kurowała się na czwartkowego giganta. Ale twarda góralka zacisnęła zęby i mocno, wartościowo przetarła się przed swoim najważniejszym startem.
Po wtorkowej drużynówce, którą Polska skończyła na dziewiątym miejscu (porażka w 1/8 finału z późniejszymi mistrzami świata USA tylko o 0.02 s) Maryna jeszcze tego samego dnia zakwalifikowała się do TOP16 rywalizacji indywidualnej. Natomiast w środę Maryna w 1/8 finału była lepsza od Szwajcarki Andrei Ellenberger, a w ćwierćfinale nie dały rady jadącej z numerem 1 Norweżce Thei Louise Stjernesund.
Gąsienica-Daniel walkę o strefę medalową w dwóch przejazdach przegrała o w sumie 0.33 s. W pierwszym przejeździe była wolniejsza o 0.11 s i w drugim zaatakowała. W połowie trasy wydawało się, że dogania i może za chwilę przegoni Norweżkę, ale na jednej z bramek trochę się zachwiała i szansa uciekła. W każdym razie Polka wyglądała naprawdę dobrze na tle późniejszej brązowej medalistki.
Marynie uciekła szansa w tej konkurencji, ale może nie ucieknie w tej, którą lubi najbardziej. - Plan minimum wykonany. Maryna nie bierze jeńców, jutro chce pojechać po pełną pulę - mówi nam Jan Winkiel.
Sekretarz generalny Polskiego Związku Narciarskiego jest na MŚ we Francji razem z prezesem Adamem Małyszem i wiceprezesem Marcinem Blauthem. Mocna grupa wsparcia dla Maryny liczy, że w czwartek przyjdzie jej wielki dzień. Wszyscy są przekonani, że Maryna powalczy o to z całych sił. - Cały ten sezon jest dla Maryny mega ciężki. Między innymi przez kłopoty ze zdrowiem. Teraz top 8 w slalomie równoległym dało jej dużo luzu - mówi Winkiel. I przewiduje: Jutro będzie blacha albo DNF.
DNF to oczywiście skrót od "Did Not Finish", czyli "nie ukończyła". Natomiast blacha to oczywiście medal. Po Marynie rzeczywiście można i trzeba się spodziewać, że pojedzie na maksa i spróbuje spełnić swoje marzenie. Forma jest, determinacja też. Oby jeszcze dopisało trochę szczęścia.