21 stycznia - Magdalena Fręch gra z Coco Gauff w czwartej rundzie Australian Open. Mecz trwa godzinę i pięć minut, Polka nie ma żadnych szans, przegrywa 1:6, 2:6.
21 lutego - Magdalena Fręch gra z Jeleną Rybakiną w trzeciej rundzie turnieju WTA 1000 w Dubaju. Godzinę i pięć minut trwa tylko pierwszy set. Fręch przegrywa go 6:7, bo w decydujących momentach faworytka po prostu pokazuje, że jest lepsza. Ale to nie koniec - Polka nie pęka, Polka potrafi zmienić taktykę, potrafi zaskoczyć Kazaszkę, a my na to patrzymy chyba trochę ze zdziwieniem, natomiast na pewno ogromnie to doceniamy.
Równo miesiąc temu 26-letnia Fręch osiągnęła największy sukces w karierze. W Australian Open po raz pierwszy dotarła do drugiego tygodnia turnieju wielkoszlemowego. W drodze do czwartej rundy pokonała m.in. Caroline Garcię, wtedy numer 19 światowego rankingu. To było pierwsze w życiu zwycięstwo łodzianki nad kimś z top 20 światowego rankingu. Teraz w Dubaju, w "tysięczniku", a więc w imprezie najwyższej rangi po szlemach, Fręch znów pokonała rywalkę z top 20 - w pierwszej rundzie nie dała większych szans obecnej numer 19., Jekatierinie Aleksandrowej, pokonując ją 7:6, 6:3. Już tamtym meczem z Rosjanką Magda pokazała, że chce osiągnąć więcej niż osiągnęła w Australian Open. A teraz w meczu z Rybakiną udowodniła, że naprawdę więcej może zdziałać.
W pierwszym secie meczu ze światową numer cztery Fręch prowadziła 5:3 w gemach. Przy 5:4 serwowała. Wtedy Rybakina weszła na wyższe obroty i nie dała Polce dojść nawet do setbola. Ale choć wyrównała na 5:5 i zaraz przy swoim podaniu wyszła na 6:5, to Fręch dalej robiła swoje. Wciąż próbowała przede wszystkim trzymać piłkę w korcie, nie popełniać błędów. Ale przy tym zmieniała kierunki, używała slajsa, robiła dużo, żeby Rybakina nie mogła złapać rytmu. Faworytka często się frustrowała, co do niej niepodobne. A przy wyniku 2-5 w tie-breaku pewnie wcale nie była przekonana, że pierwszą partię wygra. Oczywiście Rybakina pokazała wtedy klasę - skoncentrowała się i już do końca wygrała wszystkie punkty. Ale jeśli po godzinie i pięciu minutach walki w pierwszym secie pomyślała, że ma już wszystko pod kontrolą, to bardzo się myliła.
Pewnie wszyscy myśleli wtedy, że najpóźniej za godzinę Rybakina będzie kończyła mecz, tymczasem 40 minut później ona musiała bronić aż trzech setboli. Fręch miała je przy prowadzeniu 5:2 i serwisie rywalki. A te okazje stworzyła sobie dzięki temu, że potrafiła zaskoczyć przeciwniczkę.
Po zaledwie dwóch gemach drugiego seta Fręch miała w nim już sześć uderzeń kończących. Niespodziewanie postawiła na ofensywę i to się jej opłaciło - prowadziała 2:0. W całym pierwszym secie Magda zagrała pięć winnerów, a Rybakina aż 25. Taktyka Polki była jasna - nie ryzykować, nie mylić się. Przy wspomnianych pięciu winnerach Fręch miała tylko dziewięć niewymuszonych błędów. A Rybakina miała ich 27. Koniec końców ta strategia nie dała zwycięstwa, więc w drugim secie Fręch spróbowała czegoś innego i po 43 minutach gry w tej partii zamknęła ją przy swoim serwisie. Wynik 6:7, 6:3 po prawie dwóch godzinach walki już był czymś cennym dla Fręch, która przeżywa najlepsze tygodnie w karierze. A widzieliśmy, że Polka notowaną na 53. miejscu w rankingu WTA chce nie tylko postawić się światowemu numerowi cztery, ale chce sprawić sensację.
- Jest co analizować i jest co poprawiać - mówiła Fręch po gładkiej porażce z Gauff w Australian Open. Po tamtym meczu nasza tenisistka mówiła wprost, że trudno było jej się oswoić z prędkościami generowanymi przez Amerykankę. W meczu z Rybakiną było widać, że Magda już lepiej potrafi reagować na mocne uderzenia. Zwłaszcza że choćby serwisy Coco zbliżają się do 200 km/h, a te Rybakiny są o 10-15 km/h wolniejsze.
Cenne jest i to, jak Fręch reaguje na zmęczenie. Wtedy podkreślała, że w nogach czuła poprzednie mecze - przed starciem z Gauff zagrała ich w Melbourne trzy, a po każdym miała dzień przerwy. Teraz w Dubaju przed starciem z Rybakiną Fręch zagrała cztery mecze - dwa w eliminacjach dzień po dniu, następnie bez dnia przerwy pierwszą rundę z Aleksandrową, a w końcu po zaledwie jednym dniu bez grania, a dzień przed spotkaniem z Rybakiną - trzysetówkę z Petrą Martić. I po takiej dawce grania Fręch potrafiła zagrać naprawdę genialnego seta. Bo ten drugi, wygrany 6:3, wszystkimi liczbami potwierdza, że był w wykonaniu Polki znakomity.
Decydujący set pokazał, że wytrzymałościowo Fręch jest przygotowana świetnie. I mentalnie też. W trzeciej godzinie tego meczu widzieliśmy, że Polka szuka swojej szansy i że wierzy w powodzenie misji, która na starcie wielu wydawała się niemożliwa. Po 44 minutach decydującej partii było dopiero 4:4, a cały poprzedni set trwał 43 minuty. Rybakina cały czas grała dużo winnerów, a przy tym ograniczyła liczbę pomyłek. Ale tenis Fręch też stał na wysokim poziomie. Polka nie pękła, gdy przy stanie 3:4 podawała, a rywalka miała dwa breakpointy. Po długim graniu na przewagi przy serwisie Polki zobaczyliśmy gema serwisowego Rybakiny wygranego przez nią do zera. Ona miała inicjatywę, ona łatwiej kończyła swoje gemy serwisowe i uczciwie mówiąc - im bliżej był koniec meczu, tym wyraźniej było widać, że to Kazaszka jest lepszą tenisistką. Przy prowadzeniu 5:4 mocno zaatakowała serwis Polki i już przy stanie 40:15 miała dwa breakpointy, a zarazem dwa meczbole. Drugiego wykorzystała. Ona ten mecz wygrała zasłużenie. Ale w tym meczu Fręch pokazała, jak bardzo idzie do góry jej tenis, jak ona rośnie.
W sumie w tym przegranym 6:7, 6:3, 4:6 meczu Fręch zagrała 20 winnerów i popełniła 16 niewymuszonych błędów oraz wygrała 103 punkty. Rybakina była lepsza tylko o pięć punktów, zagrała 60 winnerów i pomyliła się 57 razy.
Już wiadomo, że w nowym rankingu WTA Fręch pierwszy raz w karierze znajdzie się w TOP 50. A z takim graniem bardzo możliwe jest, że Magda szybko osiągnie swój cel na ten sezon. Po Australian Open mówiła, że jest nim bycie w TOP 32. Taka pozycja daje rozstawienie w turniejach wielkoszlemowych. Fręch chciałaby je mieć w US Open. Widać, że może to zrobić nawet szybciej.