Fatalna sytuacja w polskich skokach. Thurnbichler może nie mieć wyboru

Jakub Balcerski
Polska może nie wykorzystać kwoty startowej na zawodach Pucharu Świata w Zakopanem. Dostępne dla polskich skoczków będzie wtedy dziewięć miejsc na liście startowej kwalifikacji, ale możliwe, że trener Thomas Thurnbichler wykorzysta ich tylko osiem. Jedynym kandydatem na ostatnie miejsce wykorzystywane dzięki organizacji konkursów w Polsce jest Tomasz Pilch, ale na razie jest chory.

Temat "krajówki", czyli powiększonej kwoty startowej dla Polaków na konkurs w Zakopanem i tego, jak zostanie wykorzystana, pojawił się, gdy we wtorek Polski Związek Narciarski ogłosił skład kadry na zawody Pucharu Kontynentalnego w Sapporo. Trzy konkursy w Japonii zaplanowano na dni 20-21 stycznia, czyli weekend PŚ w Zakopanem. Polecą tam Jan Habdas, Klemens Joniak i Kacper Juroszek.

Zobacz wideo Oto kluczowy moment zapaści polskich skoków. Wtedy wszystko runęło

Habdas, Juroszek i Joniak lecą do Japonii. Nie wystartują w Zakopanem

- Wyjaśnię sytuację z Kacprem Juroszkiem i Janem Habdasem. Rozmawialiśmy i stwierdziliśmy, że bardziej przysłuży mu się trzeci start w konkursie niż jeden start w Zakopanem. Dlatego wybraliśmy wyjazd do Sapporo, on może mieć lepszy wpływ na rozwój jego formy - mówił po kwalifikacjach w Szczyrku trener Polaków, Thomas Thurnbichler.

- Powinniśmy się skupić na tym, jak poprawiać sytuację naszych zawodników. Poziom Pucharu Świata jest wysoki, więc potrzeba nam tam skoczków, którzy rzeczywiście mogą walczyć o punkty. Dla Kacpra i Janka lepiej będzie, jeśli wystartują w trzech konkursach i będą kontynuować pracę nad swoimi skokami w Pucharze Kontynentalnym - ocenił Austriak.

Największe polskie talenty jeszcze nie na poziomie PŚ. Thurnbichler: To nie byłby odpowiedni krok

To mocno ogranicza Thurnbichlerowi pole manewru w kontekście wykorzystania kwoty startowej w Zakopanem. W teorii można byłoby wypełnić ją, wystawiając ten sam skład co w Wiśle. Odsunięty od kadry B i od startów w zawodach międzynarodowych jest jednak Jakub Wolny. Skoczek po wypowiedzi, w której skrytykował trenera Davida Jiroutka nie skoczył nawet w konkursie na skoczni imienia Adama Małysza, choć się do niego zakwalifikował.

Pozostała "ósemka" - Piotr Żyła, Dawid Kubacki, Kamil Stoch, Aleksander Zniszczoł, Paweł Wąsek, Maciej Kot, Andrzej Stękała i Klemens Murańka ma niemal zapewniony start na Wielkiej Krokwi i tu zmian nie ma co się spodziewać. A co z dziewiątym Polakiem? Prawo do startu w PŚ poza nimi, trójką wysłaną na Puchar Kontynentalny i Wolnym ma jeszcze siedmiu zawodników: Krzysztof Leja, Jarosław Krzak, Adam Niżnik, Wiktor Szozda, Kacper Tomasiak, Marcin Wróbel i Tomasz Pilch.

Leja nie pojawiał się w tym sezonie nawet na krajowych zawodach, więc trudno podejrzewać, żeby nagle został wyciągnięty znikąd do składu. U niego do momentu zakończenia kariery obowiązuje po prostu dożywotnie prawo startu w zawodach najwyższej rangi. Adam Niżnik przed drugim konkursem PK w Innsbrucku doznał kontuzji na rozgrzewce i już tam nie skakał, więc jego nieobecność w składzie na Sapporo raczej skreśla go z listy potencjalnych kandydatów na start w Zakopanem. Jarosław Krzak skakał na PolSKIm Turnieju jako przedskoczek, ale tej zimy startował tylko w FIS Cupie w Falun, gdzie dwa razy nie wszedł do drugiej serii. On, czy Marcin Wróbel, który, choć był w składzie na Letnie Grand Prix w Szczyrku, to ostatnio na PK w Innsbrucku skakał na poziomie piątej dziesiątki, nie zaliczają się do "zawodników, którzy mogliby powalczyć w PŚ", o których mówił Thurnbichler.

W przypadku Wiktora Szozdy i Kacpra Tomasiaka wydaje się, że chodzi o wiek i kwestię tego, czy zawodnikom wręcz nie zaszkodziłby taki występ. - Kacper ma 16 lat i gdyby pokazywał odpowiedni poziom, to oczywiście można byłoby spróbować wystawić go w Pucharze Świata, czy dawać mu jeszcze więcej szans na dużych skoczniach. Nie jest jednak nadal w takiej formie, żeby móc w nim zadebiutować, to nie byłby odpowiedni krok. W tym sezonie powinien rozwijać się w zawodach Pucharu Kontynentalnego, zdobyć tam potrzebne doświadczenie i potem gdy będzie właściwy moment, z chęcią wezmę do kadry i 16-, albo 17-latka - tłumaczył Thurnbichler zapytany przez nas o Tomasiaka w trakcie Turnieju Czterech Skoczni, gdy w Pucharze Świata debiutował Stephan Embacher, 18-letni talent z Austrii.

Nie ma punktów w Pucharze Kontynentalnym, może ratować Polaków na PŚ. Jednak na razie jest chory

Najpoważniejszym kandydatem do wypełnia kwoty startowej na Wielkiej Krokwi jest zatem Tomasz Pilch. Zawodnik, który w tym sezonie w ośmiu konkursach Pucharu Kontynentalnego, w których wziął udział, nie zdobył ani jednego punktu. I to on miałby "ratować" polską kadrę, żeby nie zostawiała wolnego miejsca startowego we własnych zawodach PŚ.

Ale nawet jego ewentualny występ stoi pod sporym znakiem zapytania. - Tomek jest chory. Jeśli poczułby się lepiej, to jest jakąś opcją na dopełnienie składu. W zasadzie jedyną. Czy gdyby wyzdrowiał na pewno wystartuje? Najpierw chcę go zobaczyć na treningu. Wcześniej, dwa tygodnie temu na treningu w Zakopanem, skakał naprawdę dobrze. U niego w dużej mierze chodzi o stabilność. Lubi Zakopane i jeśli dobrze wyglądałby na treningu, wziąłbym go pod uwagę. Nie mogę jednak dziś zapewnić, że wystartuje - wskazał Thurnbichler. Co ciekawe, ostatnim razem, gdy Polacy nie wykorzystali kwoty startowej w PŚ, w styczniu zeszłego roku na mamucie Kulm, austriacki szkoleniowiec nie zabrał na zawody w lotach właśnie Pilcha.

Niepełny skład na Zakopane dobrze pokazałby, w jakim miejscu są polskie skoki. "To możliwe"

- Możemy nie wykorzystać pełnej kwoty startowej, to możliwe. Zawsze lepiej mieć jednak pełny skład. W kolejnych dniach jeszcze raz ocenimy sytuację i będziemy już pewni tego, co powinniśmy zrobić, podejmiemy decyzję - podsumował Thomas Thurnbichler.

Na ten sezon znacznie zmniejszono kwoty startowe dla najlepszych kadr. Przez zmiany w limitach zawodników przed tą zimą "krajówka" spadła z maksymalnie sześciu do czterech skoczków. "Zwykłych" miejsc do tej pory mogło być maksymalnie siedem, a teraz jest ich sześć - w przypadku wywalczenia dodatkowego dzięki wynikom z Pucharu Kontynentalnego. Polakom przysługuje obecnie pięć "zwykłych" miejsc i cztery ze względu na drugie powiększenie limitu ze względu na konkurs w kraju - pierwszym były zawody w Wiśle. W takich okolicznościach niewypełnienie składu będzie jeszcze większym znakiem, że w polskich skokach nie dzieje się dobrze.

To wręcz symbol dramatu, jaki ma miejsce na zapleczu kadry. Spoza kadry A wystartowałoby w Zakopanem zaledwie trzech zawodników, w tym tylko dwóch z kadry B. Reszta ma problemy, albo zwyczajnie nie nadaje się do rywalizacji na ten poziom. Można sobie tylko wyobrażać, co będzie się działo w kolejnych sezonach, gdy może zrezygnować ktoś z pierwszego zespołu, a Polakom nadal bardzo trudno będzie go zastąpić - a raczej wypełnić po nim miejsce, bo o wejściu na ten sam poziom nie ma co w ogóle wspominać. To dowód na to, w jakim miejscu znalazły się polskie skoki i że w ostatnich latach poza sukcesami na szczycie piramidy trzeba było spojrzeć na jej podstawy.

Niestety, zmiany, które wprowadzono dopiero teraz - i oczywiście nie ma pewności, że okażą się właściwe - są spóźnione. Nie ma gwarancji, że uda się wykonać płynne przejście z doświadczonej, obwieszonej medalami grupy skoczków do wykorzystywania potencjału utalentowanych juniorów. Ich też czeka jeszcze weryfikacja poziomu, na który są w stanie wejść. A każdy taki obrazek, jak ten, który możemy zobaczyć w Zakopanem, czyli niepełny skład Polaków, wskazuje, że to wspomniane płynne przejście to tylko marzenie. I to z kategorii tych niemalże niemożliwych do spełnienia.

Więcej o: