Temat "krajówki", czyli powiększonej kwoty startowej dla Polaków na konkurs w Zakopanem i tego, jak zostanie wykorzystana, pojawił się, gdy we wtorek Polski Związek Narciarski ogłosił skład kadry na zawody Pucharu Kontynentalnego w Sapporo. Trzy konkursy w Japonii zaplanowano na dni 20-21 stycznia, czyli weekend PŚ w Zakopanem. Polecą tam Jan Habdas, Klemens Joniak i Kacper Juroszek.
- Wyjaśnię sytuację z Kacprem Juroszkiem i Janem Habdasem. Rozmawialiśmy i stwierdziliśmy, że bardziej przysłuży mu się trzeci start w konkursie niż jeden start w Zakopanem. Dlatego wybraliśmy wyjazd do Sapporo, on może mieć lepszy wpływ na rozwój jego formy - mówił po kwalifikacjach w Szczyrku trener Polaków, Thomas Thurnbichler.
- Powinniśmy się skupić na tym, jak poprawiać sytuację naszych zawodników. Poziom Pucharu Świata jest wysoki, więc potrzeba nam tam skoczków, którzy rzeczywiście mogą walczyć o punkty. Dla Kacpra i Janka lepiej będzie, jeśli wystartują w trzech konkursach i będą kontynuować pracę nad swoimi skokami w Pucharze Kontynentalnym - ocenił Austriak.
To mocno ogranicza Thurnbichlerowi pole manewru w kontekście wykorzystania kwoty startowej w Zakopanem. W teorii można byłoby wypełnić ją, wystawiając ten sam skład co w Wiśle. Odsunięty od kadry B i od startów w zawodach międzynarodowych jest jednak Jakub Wolny. Skoczek po wypowiedzi, w której skrytykował trenera Davida Jiroutka nie skoczył nawet w konkursie na skoczni imienia Adama Małysza, choć się do niego zakwalifikował.
Pozostała "ósemka" - Piotr Żyła, Dawid Kubacki, Kamil Stoch, Aleksander Zniszczoł, Paweł Wąsek, Maciej Kot, Andrzej Stękała i Klemens Murańka ma niemal zapewniony start na Wielkiej Krokwi i tu zmian nie ma co się spodziewać. A co z dziewiątym Polakiem? Prawo do startu w PŚ poza nimi, trójką wysłaną na Puchar Kontynentalny i Wolnym ma jeszcze siedmiu zawodników: Krzysztof Leja, Jarosław Krzak, Adam Niżnik, Wiktor Szozda, Kacper Tomasiak, Marcin Wróbel i Tomasz Pilch.
Leja nie pojawiał się w tym sezonie nawet na krajowych zawodach, więc trudno podejrzewać, żeby nagle został wyciągnięty znikąd do składu. U niego do momentu zakończenia kariery obowiązuje po prostu dożywotnie prawo startu w zawodach najwyższej rangi. Adam Niżnik przed drugim konkursem PK w Innsbrucku doznał kontuzji na rozgrzewce i już tam nie skakał, więc jego nieobecność w składzie na Sapporo raczej skreśla go z listy potencjalnych kandydatów na start w Zakopanem. Jarosław Krzak skakał na PolSKIm Turnieju jako przedskoczek, ale tej zimy startował tylko w FIS Cupie w Falun, gdzie dwa razy nie wszedł do drugiej serii. On, czy Marcin Wróbel, który, choć był w składzie na Letnie Grand Prix w Szczyrku, to ostatnio na PK w Innsbrucku skakał na poziomie piątej dziesiątki, nie zaliczają się do "zawodników, którzy mogliby powalczyć w PŚ", o których mówił Thurnbichler.
W przypadku Wiktora Szozdy i Kacpra Tomasiaka wydaje się, że chodzi o wiek i kwestię tego, czy zawodnikom wręcz nie zaszkodziłby taki występ. - Kacper ma 16 lat i gdyby pokazywał odpowiedni poziom, to oczywiście można byłoby spróbować wystawić go w Pucharze Świata, czy dawać mu jeszcze więcej szans na dużych skoczniach. Nie jest jednak nadal w takiej formie, żeby móc w nim zadebiutować, to nie byłby odpowiedni krok. W tym sezonie powinien rozwijać się w zawodach Pucharu Kontynentalnego, zdobyć tam potrzebne doświadczenie i potem gdy będzie właściwy moment, z chęcią wezmę do kadry i 16-, albo 17-latka - tłumaczył Thurnbichler zapytany przez nas o Tomasiaka w trakcie Turnieju Czterech Skoczni, gdy w Pucharze Świata debiutował Stephan Embacher, 18-letni talent z Austrii.
Najpoważniejszym kandydatem do wypełnia kwoty startowej na Wielkiej Krokwi jest zatem Tomasz Pilch. Zawodnik, który w tym sezonie w ośmiu konkursach Pucharu Kontynentalnego, w których wziął udział, nie zdobył ani jednego punktu. I to on miałby "ratować" polską kadrę, żeby nie zostawiała wolnego miejsca startowego we własnych zawodach PŚ.
Ale nawet jego ewentualny występ stoi pod sporym znakiem zapytania. - Tomek jest chory. Jeśli poczułby się lepiej, to jest jakąś opcją na dopełnienie składu. W zasadzie jedyną. Czy gdyby wyzdrowiał na pewno wystartuje? Najpierw chcę go zobaczyć na treningu. Wcześniej, dwa tygodnie temu na treningu w Zakopanem, skakał naprawdę dobrze. U niego w dużej mierze chodzi o stabilność. Lubi Zakopane i jeśli dobrze wyglądałby na treningu, wziąłbym go pod uwagę. Nie mogę jednak dziś zapewnić, że wystartuje - wskazał Thurnbichler. Co ciekawe, ostatnim razem, gdy Polacy nie wykorzystali kwoty startowej w PŚ, w styczniu zeszłego roku na mamucie Kulm, austriacki szkoleniowiec nie zabrał na zawody w lotach właśnie Pilcha.
- Możemy nie wykorzystać pełnej kwoty startowej, to możliwe. Zawsze lepiej mieć jednak pełny skład. W kolejnych dniach jeszcze raz ocenimy sytuację i będziemy już pewni tego, co powinniśmy zrobić, podejmiemy decyzję - podsumował Thomas Thurnbichler.
Na ten sezon znacznie zmniejszono kwoty startowe dla najlepszych kadr. Przez zmiany w limitach zawodników przed tą zimą "krajówka" spadła z maksymalnie sześciu do czterech skoczków. "Zwykłych" miejsc do tej pory mogło być maksymalnie siedem, a teraz jest ich sześć - w przypadku wywalczenia dodatkowego dzięki wynikom z Pucharu Kontynentalnego. Polakom przysługuje obecnie pięć "zwykłych" miejsc i cztery ze względu na drugie powiększenie limitu ze względu na konkurs w kraju - pierwszym były zawody w Wiśle. W takich okolicznościach niewypełnienie składu będzie jeszcze większym znakiem, że w polskich skokach nie dzieje się dobrze.
To wręcz symbol dramatu, jaki ma miejsce na zapleczu kadry. Spoza kadry A wystartowałoby w Zakopanem zaledwie trzech zawodników, w tym tylko dwóch z kadry B. Reszta ma problemy, albo zwyczajnie nie nadaje się do rywalizacji na ten poziom. Można sobie tylko wyobrażać, co będzie się działo w kolejnych sezonach, gdy może zrezygnować ktoś z pierwszego zespołu, a Polakom nadal bardzo trudno będzie go zastąpić - a raczej wypełnić po nim miejsce, bo o wejściu na ten sam poziom nie ma co w ogóle wspominać. To dowód na to, w jakim miejscu znalazły się polskie skoki i że w ostatnich latach poza sukcesami na szczycie piramidy trzeba było spojrzeć na jej podstawy.
Niestety, zmiany, które wprowadzono dopiero teraz - i oczywiście nie ma pewności, że okażą się właściwe - są spóźnione. Nie ma gwarancji, że uda się wykonać płynne przejście z doświadczonej, obwieszonej medalami grupy skoczków do wykorzystywania potencjału utalentowanych juniorów. Ich też czeka jeszcze weryfikacja poziomu, na który są w stanie wejść. A każdy taki obrazek, jak ten, który możemy zobaczyć w Zakopanem, czyli niepełny skład Polaków, wskazuje, że to wspomniane płynne przejście to tylko marzenie. I to z kategorii tych niemalże niemożliwych do spełnienia.