Mieszkow Brześć po ośmiu kolejkach Ligi Mistrzów miał na swoim koncie zaledwie jeden punkt w tabeli grupy A po remisie u siebie z chorwackim PPD Zagrzeb 30:30. W związku z tym w środowym meczu w Norwegii wyraźnym faworytem do zwycięstwa byli gospodarze.
Mecz Elverum z Mieszkowem był jednak bardzo wyrównany. Gdy w drugiej połowie gospodarze uzyskali trzybramkową przewagę 30:27, wydawało się, że zdobędą oni cenne dwa punkty. Białorusini potrafili jednak doprowadzić do remisu po 32, ale ostatnią akcję do rozegrania na kilkanaście sekund przed końcem miało Elverum.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
Gospodarze postawili wszystko na jedną kartę i wycofując bramkarza mieli w polu przewagę jednego zawodnika. Problem w tym, że w związku z tym mieli również pustą bramkę. Elverum nawet w przewadze nie potrafiło zgubić obrony Mieszkowa, a rzut z drugiej linii Erica Johanssona świetnie obronił bramkarz Mieszkowa Iwan Mackiewicz. Po chwili ten sam zawodnik posłał mocny rzut w kierunku pustej bramki Norwegów. Piłka wpadła do siatki i drużyna Mieszkowa mogła wybuchnąć z radości z premierowego zwycięstwa w tych rozgrywkach.
Mimo wygranej 33:32 Mieszkow Brześć pozostaje na ostatnim, ósmym miejscu w grupie A. Elverum z ośmioma punktami na koncie jest piąty.
Norweska publiczność mogła przeżyć prawdziwe "deja vu", bo w identycznych okolicznościach ich drużyna narodowa przegrała mecz o półfinał mistrzostw świata w 2009 roku z Polską, gdy po szalonym pościgu i legendarnej bramce Artura Siódmiaka Polacy zwyciężyli 31:30.