Starcie z Szachtarem Donieck było dla Bologni pierwszym od 60 lat meczem w Lidze Mistrzów. Włoski klub ostatni (i do 18 września 2024 roku jedyny) raz grał w niej w sezonie 1964/65, gdy rozgrywki te nazywały się jeszcze Pucharem Europy. Odpadli wówczas w kwalifikacjach z Anderlechtem Bruksela po... losowaniu, bo tak w tamtych czasach rozstrzygano remisowe dwumecze (2:1, 0:1).
Po wielu dekadach Bologna wróciła do elity dzięki fenomenalnemu sezonowi pod wodzą Thiago Motty oraz temu, że Serie A poprzez ranking UEFA dostała pięć miejsc w Lidze Mistrzów (a oni zajęli właśnie piąte). Motty już w klubie nie ma (odszedł do Juventusu), podobnie zresztą jak najlepszego strzelca zespołu Joshuy Zirkzee (trafił za ponad 40 milionów euro do Manchesteru United). Zaś sam zespół słabo wszedł w nowe rozgrywki (3 pkt w 4 meczach). Niemniej Liga Mistrzów to zdecydowanie dodatkowa motywacja i wcale nie musieli przegrać z Szachtarem Donieck.
Porażki faktycznie uniknęli, a to w dużej mierze zasługa Łukasza Skorupskiego. Polak bronił bardzo pewnie, lecz przede wszystkim wybronił w 4. minucie rzut karny wykonywany przez Heorhija Sudakowa. Nasz reprezentant jeszcze bardziej dał się we znaki innemu graczowi Szachtara, a konkretnie Danyło Sikanowi. Jeszcze w pierwszej połowie przy walce o piłkę Skorupski z dużym impetem wpadł na napastnika rywali. Nie był to faul, ale Ukrainiec mocno ucierpiał i musiał zejść z boiska.
Już po meczu 23-letni gracz Szachtara "pochwalił" się wyglądem swej twarzy po starciu ze Skorupskim. Zdecydowanie najmocniej ucierpiał jego nos, który urósł co najmniej dwukrotnie. Nie wiadomo jeszcze czy chodzi o złamanie, choć raczej nie należy tego wykluczać. Bologna kolejny mecz w Lidze Mistrzów rozegra w środę 2 października o 21:00 na wyjeździe z Liverpoolem. Szachtar z kolei zagra w Gelsenkirchen (gdzie rozgrywa domowe mecze w LM) z Atalantą Bergamo także w środę 2 października.