Piłkarz Legii pokazał, dlaczego chciał go Papszun. Nie dorastają mu do pięt

Jakub Seweryn
Kibice Legii Warszawa efektowną oprawą poprosili swoich piłkarzy o walkę "do końca", a piłkarze posłuchali i w meczu z Rakowem Częstochowa wypunktowali swoich rywali niczym będący na trybunach znakomity bokser Krzysztof Kosedowski. Legia wygrała 3:1, stwarzając wraz ze swoim rywalem widowisko godne hitu ekstraklasy. Napastnik Legii Tomas Pekhart pokazał, dlaczego Marek Papszun chciał go sprowadzić do Rakowa, a długo po tym spotkaniu będzie się mówiło nie tylko o świetnej grze w piłkę, ale też odwołanym przez sędziego Piotra Lasyka rzucie karnym dla Rakowa. Wyścig o mistrzostwo Polski wciąż nie jest rozstrzygnięty.

Sobotni hit 26. kolejki ekstraklasy zapowiadał się pasjonująco. Na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej w Warszawie mierzyły się bowiem dwie zdecydowanie najlepsze drużyny tego sezonu w polskiej lidze. Jedyne, które jeszcze miały realne szanse na zdobycie tytułu mistrzowskiego, a do tego dwie najlepsze ofensywy w ekstraklasie, bo liderujący Raków Częstochowa (61 punktów) strzelił w tym sezonie 51 bramek, a druga Legia Warszawa (52 punkty) 39. 

Zobacz wideo Santos opuści hit ekstraklasy. "Są do wyciągnięcia "perełki". To przyszłość kadry"

Zarówno zespół Marka Papszuna, jak i ekipa Kosty Runjaicia wiosną jeszcze nie przegrały, zdobywając po 17 punktów (5 zwycięstw, 2 remisy). Pod większą presją była jednak Legia, która musiała za wszelką cenę wygrać, aby jeszcze móc marzyć o doścignięciu rywala z Częstochowy. Każdy inny wynik sprawiał, że stołeczny zespół miałby co najmniej 9 punktów straty i gorszy bilans meczów bezpośrednich, bo przecież jesienią w Częstochowie Raków rozbił Legię aż 4:0.

Jubileusz Jędrzejczyka, Pekhart został "kanonierem"

Jeszcze zanim rozpoczęła się walka na boisku, na murawie przy Łazienkowskiej miały miejsce dwie miłe uroczystości. Obrońca Legii Warszawa Artur Jędrzejczyk odebrał pamiątkową koszulkę z okazji 250. meczu w barwach Legii w ekstraklasie. Jędrzejczyk w tych spotkaniach, z których pierwsze miało miejsce jeszcze w 2006 roku, strzelił 8 goli i zaliczył 10 asyst. Miał okazję uczestniczyć w wywalczeniu przez Legię aż sześciu mistrzostw Polski.

Łącznie 41-krotny reprezentant Polski ma na swoim koncie 261 meczów w polskiej najwyższej klasie rozgrywkowej, gdyż jeszcze w sezonie 2009-10 rozegrał jedenaście spotkań w barwach Korony Kielce (1 gol, 1 asysta).

Uhonorowany został także Tomas Pekhart, który oficjalnie został uznany "kanonierem". Nie chodzi jednak o transfer do londyńskiego Arsenalu. Czeski napastnik Legii w meczu ze Stalą Mielec 12 marca strzelił swojego 100. gola w najwyższych klasach rozgrywkowych, dzięki czemu został włączony do czeskiego "Klubu Kanonierów". Z tej okazji przedstawiciele tego klubu wręczyli mu pamiątkową statuetkę. 

Jasne przesłanie kibiców Legii i Rakowa. "Do końca" vs "Raków mistrz" 

Do dobrego widowiska na boisku dołączyli się także kibice, którzy stworzyli gorącą, choć niekoniecznie kulturalną atmosferę. Wychodzący na rozgrzewkę piłkarze Rakowa zostali przez gospodarzy powitani gromkim "Wyp....alać", ale wcale nie zamierzali rezygnować z rozgrzewki.

Niedługo później, z wypełnionego po brzegi sektora gości można było usłyszeć nieco prowokacyjną przyśpiewkę "Mistrz, mistrz, Raków, mistrz", sugerującą jakby walka o mistrzostwo była już rozstrzygnięta. 

Fani Legii z kolei na wyjście piłkarzy stworzyli efektowną kartoniadę z hasłem "Do końca", którym wezwali piłkarzy Kosty Runjaicia do walki o ambitnej walki o mistrzostwo Polski, dopóki mają oni na to przynajmniej matematyczne szanse. Piłkarze posłuchali.

Nikt tak nie zdominował Rakowa jak Legia w pierwszych 30 minutach

I o ile cała otoczka tego meczu na piłkarzy Legii Warszawa wpłynęła pozytywnie, gdyż w pierwszych 30 minutach dosłownie śmigali oni po murawie przy Łazienkowskiej, tak w zespole Rakowa było widać nerwy. Dotyczyło to dużej liczby niedokładnych zagrań w zespole Marka Papszuna, czy też sytuacji, jak z Giannisem Papanikolaou, który już po 100 sekundach gry tak ostro potraktował jednego z przeciwników, że prowadzący to spotkanie sędzia Piotr Lasyk nie miał wyjścia, jak po raz pierwszy wyciągnąć żółtą kartką.

Przez pół godziny na boisku była tylko Legia, która zdominowała Raków tak, jak jeszcze nikomu w tym sezonie to się nie udało. I przełożyło się to też dużą liczbę sytuacji oraz dwa gole. Najpierw w 15. minucie Tomas Pekhart, a następnie w 30. minucie Rafał Augustyniak dali gospodarzom w pełni zasłużone prowadzenie 2:0. W ten sposób Raków dopiero po raz trzeci w tym sezonie stracił minimum dwa gole w meczu ligowych (a czwarty w 36 meczach we wszystkich rozgrywkach) - wcześniej zdarzyło się to w spotkaniach z Jagiellonią (2:2) i Cracovią (0:3), ale ani razu tak wcześnie, jak w Warszawie. 

Marek Papszun przy linii bocznej też wydawał się być lekko oszołomiony boiskowymi wydarzeniami, choć niektórzy powiedzą, że mógł być niewzruszony. Po drugim golu nie wykazywał większych reakcji, tylko machnął rękami swojej drużynie, każąc zawodnikom się pozbierać. Podziałało, bo już w kolejnej akcji do siatki Legii trafił Bartosz Nowak i było już tylko 2:1. 

Momenty, które kosztują. Jędrzejczykowi się upiekło, Augustyniakowi nie

W pierwszej połowie Legia była zespołem zdecydowanie lepszym od Rakowa, ale mogła schodzić na przerwę z lepszym wynikiem, gdyby była skuteczniejsza i gdyby jej obrońcy w prosty sposób nie gubili koncentracji. Pierwszy z brzegu przykład? Artur Jędrzejczyk. Obrońca Legii w okolicach 25. minuty przewrócił się w starciu z rywalem na jego połowie, a gdy sędzia Lasyk faulu na nim nie odgwizdał, "Jędza" ruszył z pretensjami do sędziego-asystenta, by mu nawrzucać, nie zwracając uwagi, że rywale już suną z groźną kontrą. I było naprawdę groźnie, bo Bartosz Nowak został miał piłkę na piątym metrze przed bramką gospodarzy, ale został w ostatniej chwili powstrzymany. 

Z kolei po golu na 2:0 naładowany emocjami Rafał Augustyniak postanowił celebrować swoje trafienie tuż przed ławką rezerwowych gości, przez co zareagować musiał sędzia Piotr Lasyk, odsyłając strzelca drugiego gola gdzie w inne miejsce. Minutę później ten sam Augustyniak wraz z Yurim Ribeiro zgubili koncentrację i zupełnie pogubili się w kryciu przed własną bramką, co zakończyło się bramką kontaktową Bartosza Nowaka, który podłączył kroplówkę nieobecnemu w pierwszej części gry Rakowowi. A dobrze wiemy, że takie szczegóły często później decydują o wyniku tak ważnego spotkania. Na szczęście Legii - nie tym razem.

Karny, którego nie było. Było głośniej niż po golu

Raków na drugą połowę wyszedł zupełnie inaczej niż na pierwszą, a i nerwowo zaczęło być w defensywie Legii Warszawa. Swoje do temperatury tego meczu dołożył sędzia Piotr Lasyk, który w 55. minucie podyktował rzut karny dla gości za stempel Bartosza Slisza na nogę Giannisa Papanikolaou. 

Gospodarze byli tym gwizdkiem zszokowani, na murawie doszło do masowej konfrontacji z udziałem piłkarzy obu zespołów, a usłyszawszy komunikat z wozu VAR sędzia Piotr Lasyk miał problem ze zdecydowaniem się, czy najpierw rozdzielać zawodników, czy pobiec do monitora. W końcu do niego pobiegł i po chwili uznał, że karnego być nie powinno.

Po tym, jak Lasyk ogłosił decyzję o anulowaniu jedenastki, trybuny przy Łazienkowskiej ryknęły głośniej niż po golach. Ta decyzja z kolei bardzo nie spodobała się trenerowi Markowi Papszunowi, który wściekły machał w kierunku arbitrów. - To serio nie był karny? Może mi to ktoś wytłumaczyć? - pytał z kolei na Twitterze właściciel Rakowa, Michał Świerczewski. O tej kontrowersji będzie głośno jeszcze długo.

Choć Raków wydawał się po tej sytuacji atakować jeszcze bardziej intensywnie niż dotychczas, to niedługo później, bo w 63. minucie, gdzieś zagubiony w akcji został Patryk Kun, a Ivi Lopez nie upilnował we własnej szesnastce Pawła Wszołka i ten po centrze Filipa Mladenovicia ustalił wynik meczu na 3:1. Trzeci gol dla Legii zakończył emocje w tym spotkaniu.

To dlatego Papszun chciał Pekharta. Napastnicy Rakowa nie równają mu do pięt

Gdy latem minionego roku Tomas Pekhart odchodził z Legii Warszawa, kilkakrotnie w mediach pojawiała się informacja, że zainteresowany sprowadzeniem króla strzelców ekstraklasy z sezonu 2020/21 jest Raków Częstochowa. W sobotnim hicie zobaczyliśmy dlaczego.

Oprócz tego, że Pekhart pasuje profilem do Rakowa jak mało kto, to umiejętnościami przewyższa o głowę napastników wicemistrza Polski. Właśnie głową strzelił pięknego gola, którym otworzył wynik spotkania, a następnie niemiłosiernie uprzykrzał życie stoperom drużyny Marka Papszuna, głównie Zoranowi Arseniciowi. Ci musieli się ograniczać do różnych sztuczek - popychali go, wchodzili pod niego, gdy Czech składał się do wyskoku, często też faulowali. 

Tymczasem jak to wyglądało w Rakowie? Sebastian Musiolik nie istniał w pierwszych 45 minutach, a w drugich zastępujący go Vladislavs Gutkovskis nie był o wiele lepszy, a gdy na początku drugiej połowy miał znakomitą sytuację na wyrównanie po koszmarnym nieporozumieniu w defensywie gospodarzy, to nie po raz pierwszy w tym sezonie czegoś mu zabrakło. Papszun może tylko gdybać, co by było, gdyby w tym miejscu miał właśnie Pekharta, a nie Łotysza.

Niech ten wynik nikogo nie zmyli. Raków wciąż jest zdecydowanym faworytem do mistrzostwa. Ale co z Pucharem Polski?

To był naprawdę bardzo dobry mecz przy Łazienkowskiej. A zasłużone zwycięstwo Legii 3:1 sprawia, że wyścig o mistrzostwo Polski wciąż nie jest rozstrzygnięty, a warszawski zespół wciąż w nim się utrzymuje. Niemniej, uporządkujmy fakty - ta wygrana, choć efektowna, nie zmienia układu sił w walce o tytuł. Tu Raków pozostaje zdecydowanym faworytem do tytułu. Choć do końca sezonu pozostaje jeszcze osiem kolejek, przewaga sześciu punktów + lepszego bilansu meczów bezpośrednich wciąż jest duża.

Zdecydowanie więcej ten mecz może oznaczać dla rywalizacji o Puchar Polski. Jeśli nie będzie sensacji w półfinałach, Legia i Raków 2 maja ponownie zmierzą się ze sobą, tym razem na Stadionie Narodowym w Warszawie. I Legia będzie miała wówczas przewagę psychologiczną, bo dzisiejszą wygraną (po pięciomeczowej niemocy) wreszcie udowodniła, że jest w stanie ogrywać zespół Papszuna. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.