Dwóch największych przegranych tego zgrupowania. Pomniki kadry niespodziewanie padają

Po październikowym zgrupowaniu kadry wreszcie można pochwalić Jerzego Brzęczka, bo tak dobrego czasu w jego kadencji jeszcze nie było. Wreszcie zobaczyliśmy też selekcjonera, który nie boi się odważnych decyzji. I każda wygląda na wcześniej zaplanowaną, a nie podjętą w momencie ataku paniki. Konsekwencja, z którą Brzęczek budował kolejnych piłkarzy, jest wręcz imponująca. To jednak tylko jedno zgrupowanie, a listopad szybko może nas ściągnąć na ziemię, bo Polaków czekają mecze z jeszcze mocniejszymi rywalami.

Krytykowanie Jerzego Brzęczka stało się ostatnio modne. Sam zresztą niejednokrotnie robiłem to na łamach Sport.pl. Wytykałem fakt, że kadra Brzęczka nie wykorzystuje potencjału i indywidualnych umiejętności piłkarzy, selekcjoner mota się w swoich wyborach personalnych, popełnia banalnie proste błędy w komunikacji i pielęgnuje wyimaginowany syndrom oblężonej twierdzy. Ale w czasie październikowego zgrupowania i trzech meczów kadry można było zaobserwować coś, czego do tej pory wiele nie było. Logiczne wybory pierwszych jedenastek w każdym z trzech spotkań, przemyślane zmiany i dużo większy luz trenera, który np. w końcówce ważnego meczu Polski z Włochami nie bał się ściągnąć kontuzjowanego Lewandowskiego. Na osiem minut przed końcem wprowadził też młodego Karbownika, a w sumie z Włochami zagrało pięciu młodzieżowców.

Zobacz wideo Kadra Jerzego Brzęczka jeszcze tak nie grała. "To zmiażdżyło Finów

A jeszcze niedawno nawet w meczach sparingowych Jerzy Brzęczek grał niemal jak o życie. Bał się wprowadzać nowych piłkarzy, na reporterów telewizyjnych reagował niemal alergicznie, a prawie każde pytanie traktował jak atak na siebie. Tak przecież było choćby w pamiętnym towarzyskim meczu z Czechami, przegranym przez Polaków 0:1. Brzęczek zrobił tylko trzy z sześciu możliwych zmian. Nie inaczej było w meczu eliminacji Euro 2020 z Austrią, gdy Polska remisowała 0:0. Trener zrobił dwie zmiany, a jego drużyna bała się nawet wyjść poza swoją połowę.

Katharsis Jerzego Brzęczka

Brzęczek w październiku przeszedł kwarantannę, ale bardziej adekwatne byłoby stwierdzenie, że było to katharsis, które pozwoliło mu inaczej spojrzeć na reprezentację. A pewność jego decyzji udzieliła się także piłkarzom. Z powołanych i zdrowych piłkarzy nie zagrał tylko Łukasz Skorupski. I niemal każdy wyjdzie ze zgrupowania z czymś pozytywnym. Albo będzie podbudowany dobrymi występami, albo... zmotywowany faktem, że czas pomników w kadrze powoli się kończy (np. Grzegorz Krychowiak zagrał zaledwie 119 minut w trzech meczach. Więcej od niego zagrało aż 13 piłkarzy - przyp. red.). I trzeba na poważnie podjąć walkę o pierwszy skład. Niemal wszyscy dostali sygnał, że Brzęczek na nich liczy. Mieli możliwość pokazania się na boisku dłużej. I trzeba przyznać, że w większości zaprezentowali się naprawdę solidnie. A to, z jaką precyzją Brzęczek cyzelował minuty na boisku, też może budzić pewien podziw. A to dlatego, że do tej pory jego wybory nie zawsze były tak logiczne. Często były też efektem strachu. Teraz tego nie było, a taktykę dobraną pod każdy z trzech meczów należy uznać za słuszną. Obroniło się nawet ponowne wystawienie Bereszyńskiego na lewej obronie. W meczu z Włochami piłkarz Sampdorii był niezwykle pewny, a Brzęczek doskonale wiedział, że w obliczu wracającego po urazie Recy, wystawienie tam np. Karbownika mogłoby być piłkarskim samobójstwem. Wszak jego rywalem byłby głównie piekielnie szybki i zwrotny Chiesa, a to piłkarz, który w defensywie miał też problemy nawet w ekstraklasie. 

Pozytywna wiadomość przed listopadem i marcem

Brzęczek październikowym zgrupowaniem zbudował dobrą bazę pod nie tylko listopadowe, ale przede wszystkim marcowe mecze, gdy w tydzień zagramy aż trzy spotkania eliminacji. A wtedy głębia składu może się okazać niezwykle ważna. Z Bośnią na ławce usiedli przecież tacy piłkarze jak Fabiański, Bereszyński, Milik, Moder, Piątek, Szymański, Walukiewicz czy słusznie krytykowany ostatnio Krychowiak, ale chyba każdy ma świadomość, że w kluczowym momencie każdy z nich mógłby wejść do jedenastki i nie byłoby widać dużego spadku jakości. A nawet wręcz przeciwnie. To już tylko zasługa Brzęczka, który w ostatnich miesiącach konsekwentnie budował piłkarzy. W przypadku Nawałki można było mieć wrażenie, że kadra zamknęła się w 13-15 nazwiskach. I gdy na mistrzostwach kilka z nich złapało spadek formy, to nie było ich kim zastąpić. Przed mistrzostwami świata kontuzja Kamila Glika była dla nas dramatem. Nie mieliśmy przygotowanych dobrych alternatyw. Dziś spokojnie moglibyśmy wystawić tam np. Walukiewicza. Nie inaczej jest na skrzydłach, a w środku pola jest już prawdziwy luksus. 

Krychowiak i Zieliński największymi przegranymi

Brzęczek będzie miał teraz ogromny ból głowy. To było przełomowe zgrupowanie Linettego, który z każdym zagraniem pokazywał coraz wyższą jakość (zagranie piętką do Góralskiego to majstersztyk). Potwierdzenie wielkiej formy Modera, kolejny świetny występ Góralskiego, który znów pokazał, że stereotyp Góralskiego-przecinka już dawno powinien odejść do lamusa. A także Klich, który chyba na dobre odnalazł się w reprezentacji. Ale nie na pozycji defensywnego pomocnika, a na tzw. dziesiątce, gdzie ma dużo swobody zarówno do rozgrywania akcji, jak i do pressingu. W dwóch ostatnich meczach Klich posłał do Lewandowskiego aż siedem otwierających piłek. Jedna skończyła się golem, inna czerwoną kartką, co odmieniło mecz z BiH. A jeszcze jedną lub dwie Lewandowski powinien po prostu zakończyć bramką. Kto wie, czy akurat tutaj Brzęczkowi nie pomógł pech Piotra Zielińskiego, który nie przyjechał na zgrupowanie i trzeba było znaleźć nowe opcje na tzw. dziesiątce.

Największymi przegranymi tego zgrupowania mogą się jednak czuć Krychowiak i właśnie Zieliński. Pierwszy zagrał wspominane 119 minut w trzech meczach i, mówiąc łagodnie - nie wyglądał najlepiej. 30-latek był do tej pory uznawany za kręgosłup tej drużyny, ale październik pokazał, że czas pomników w naszej kadrze zaczyna padać. I nawet Krychowiak musi przemyśleć swoją dyspozycję. I nie bójmy się tego powiedzieć... Musi na nowo powalczyć o miejsce w składzie, ale taka rywalizacja może tylko może pomóc tej reprezentacji. I także samemu Krychowiakowi, który w formie daje tej drużynie niezwykłą stabilizację w środku pola. 

Listopad może sprowadzić nas na ziemię

Nie możemy jednak zbyt mocno ponieść się tej euforii, bo w listopadzie znów czekają nas trzy mecze. W tym dwa z niezwykle mocnymi rywalami. Najpierw zagramy z Ukrainą (11.11), która we wtorek sensacyjnie pokonała Hiszpanię, potem na wyjeździe z Włochami (15.11) i u siebie z Holandią (18.11), co szybko może sprowadzić nas na ziemię. 

Na dzisiaj jednak możemy cieszyć się przede wszystkim ze zbudowanej głębi składu reprezentacji Polski i faktu, że Jerzy Brzęczek zaczyna mieć pozytywny ból głowy. Bo jeśli dzisiaj trzeba by było wybrać 23-osobową kadrę na Euro, to selekcjoner miałby przed sobą piekielnie trudne decyzje. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.