Papszun był krok od legendarnego klubu. I wtedy usłyszeli: "Marek buntuje szatnię"

Obecnie Marek Papszun przygotowuje się do pracy w Rakowie Częstochowa, który poprowadzi po raz drugi w karierze. Doświadczony szkoleniowiec obejmie zespół po zaledwie rocznej kadencji Dawida Szwargi. Droga trenerska Papszuna mogła jednak potoczyć się zupełnie inaczej. Okazuje się, że dziesięć lat temu mógł dołączyć do zasłużonego klubu, który wówczas próbował wrócić do ekstraklasy. Co poszło nie tak?

- Myślę, że Raków i ja jesteśmy wygrani. Do bardzo dobrego klubu przychodzi bardzo dobry trener. Czy chciałem pracować za granicą? Oczywiście, że tak. Sporo się działo, także w mediach. To pokazuje, w którym miejscu dziś jesteśmy, skoro moje nazwisko wzbudza tak duże zainteresowanie, jeśli chodzi o mnie i zagraniczne kluby - mówił Marek Papszun na konferencji prasowej, podczas której ogłoszono go jako nowego-starego trenera Rakowa. Tym 49-latek napisze kolejny rozdział w historii częstochowskiej drużyny, choć jego kariera szkoleniowca mogła rozwinąć się w zupełnie innym kierunku.

Zobacz wideo Michał Probierz nie czekał na pytania, sam się odpalił: Dajcie im spokój

Papszun mógł trafić do Widzewa. "Zostałem zablokowany"

Sensacyjne kulisy kariery Marka Papszuna sprzed lat na łamach "Przeglądu Sportowego Onet" opisał Łukasz Olkowicz. Latem 2014 Widzew Łódź przygotowywał się do kolejnego sezonu, który po spadku w ekstraklasie spędził w I lidze. Nowym trenerem został Włodzimierz Tylak, jednak drużyna pod jego wodzą po 10. kolejkach zajmowała przedostatnie miejsce. W takiej sytuacji władze klubu rozpoczęły poszukiwania nowego szkoleniowca.

I właśnie wtedy Papszun był najbliżej Widzewa. Jego kandydaturę szczególnie mocno popierał ówczesny dyrektor sportowy Michał Wlaźlik. W tamtym czasie obecny trener Rakowa wprowadził Legionovię do II ligi. Co ciekawe, obaj panowie znali się jeszcze z czasów studenckich. - Ja kończyłem amatorskie kopanie, a on zaczynał karierę trenerską. Już wtedy było widać jego potencjał - profesjonalizm, bezkompromisowość. Kładł duży nacisk na wieloaspektowy futbol, czyli przygotowanie fizyczne i taktyczne. Tych niuansów było dużo - opowiada Wlaźlik cytowany przez wymienione źródło.

- Przygotowaliśmy statystyki, ile Marek wygrał jako trener, jakie ma ratio wygranych meczów. Już wtedy wypadał świetnie. Wygrywał ligę z Targówkiem w okręgówce, Łomiankami w czwartej lidze, Legionovią w trzeciej. Robił awans za awansem. To był ważny sygnał, że ten facet umie wygrywać - dodał. I kiedy wydawało się, że Papszun lada monet dołączy do klubu z Łodzi, nagle nastąpił przełom.

- Zostałem zablokowany - wspomina były dyrektor sportowy Widzewa. - Od jednego z doradców poszła fama do Sylwestra (Cacka - ówczesnego prezesa Widzewa - red.), że Marek buntuje szatnię. Buntuje szatnię, więc go nie bierzemy. Nie rozumiałem tego. Piłkarze są za nim i taka jest rola trenera, żeby przy nich być. Jeżeli prezes robi coś przeciwko drużynie, to trener nie staje z prezesem, tylko z zawodnikami. Oczywiście są tacy, którzy dla utrzymania posady lewitują w stronę właściciela. Ale w moim rozumieniu dobry trener zachowuje się tak, jak Marek. Nie jest mierny, bierny i lojalny tylko wobec prezesa - uzupełnił.

Ostatecznie Widzew Łódź zatrudnił Rafała Pawlaka, który obecnie nie jest już w zawodzie. Po dwóch miesiącach jego miejsce zajął Wojciech Stawowy. To również nie był dobry wybór, ponieważ w sezonie 2014/2015 Widzew spadł z I ligi. Za to Markiem Papszunem powoli zaczął interesować się Raków Częstochowa. Wszyscy wiemy, w jakim kierunku potoczył się jego rozwój.

Jak widać, Papszun był bardzo bliski dołączenia do legendarnego klubu, w gablocie którego znajdziemy chociażby cztery mistrzostwa Polski czy dwa puchary nieistniejących już rozgrywek Intertoto. Z pewnością najstarsi kibice pamiętają także boje Widzewa na arenie międzynarodowej. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.