Adam Kszczot może nie pojechać na igrzyska. "Jestem zdruzgotany"

Łukasz Jachimiak
Na miesiąc przed igrzyskami olimpijskimi w Tokio Adam Kszczot - dwukrotny wicemistrz świata w biegu na 800 metrów - ma dopiero, uwaga, 198. wynik na świecie! - Mogę powiedzieć, że jestem zdruzgotany. Bez ogródek - przyznaje.

W niedzielę w Chorzowie rozgrywano 67. Memoriał Kusocińskiego. Największym wydarzeniem okazał się bieg na 800 metrów. Wygrał rewelacyjny Patryk Dobek.

Zawodnik, który jeszcze kilka miesięcy temu był płotkarzem biegającym na 400 metrów, uzyskał czas 1:43.73, czyli aż o 1,03 s pobił swój rekord życiowy i - co jeszcze mocniej przemawia do wyobraźni - ustanowił najlepszy rezultat na świecie w bieżącym sezonie.

Zobacz wideo Patryk Dobek ze złotym medalem w biegu na 800 metrów. "Co ja tutaj narobiłem"

Na dopiero 13. miejscu finiszował Adam Kszczot. Też ze swoim najlepszym wynikiem w sezonie. Ale czas 1:47.20 w żaden sposób nie może go satysfakcjonować. Ten wynik daje sześciokrotnemu mistrzowi Europy (trzy tytuły na stadionie i trzy w hali) dopiero 198. miejsce na światowych listach.

W rozmowie z dziennikarzami Kszczot przyznaje, że w końcówce biegu nawet odpuścił, widząc, że w najlepszym razie jego czas zacznie się od 1:46, a to dla niego żaden wynik. Dlaczego multimedalista wielkich imprez jest w tak kiepskiej dyspozycji tuż przed igrzyskami? I czy jest jakaś nadzieja, której może się chwycić, myśląc o wyjeździe do Tokio i o udanym starcie?

Dlaczego na miesiąc przed igrzyskami olimpijskimi w Tokio nie biegasz tak, jakbyś chciał?

Adam Kszczot: W tym sezonie zrobiłem wszystko, co mogłem. Wszystko, absolutnie. Pojechałem do Kenii, pojechałem do Font-Romeu, do miejsc, do których raczej nie chciałem jeździć. Wróciłem do Zakopanego, do centrum wysokościowego. Tam trenowałem w symulacji wysokości i znacząco poprawiła mi się krew, ale - niestety - Kenia i później szczepienie zabrały mi około miesiąc z przygotowań. Próbowałem wszystkiego, zrobiłem, co mogłem, a teraz muszę porozmawiać z trenerem i z bliskimi i zobaczymy, co dalej. Niedługo mistrzostwa Polski i niedługo teoretycznie wyjazd na zgrupowanie przed igrzyskami. Ale zobaczymy. Są dni, kiedy trening idzie wyjątkowo dobrze i wszystko powinno być w porządku, a są dni, że kompletnie nie idzie. Forma jest skokowa. To się zdarza po treningach w górach. Pomóc mogą tylko czas i odpoczynek. Wszystko mam w nogach, wszystko zrobiłem.

Ale czasu jest mało. Do igrzysk został miesiąc. Dlatego jesteś zaniepokojony?

- Mogę powiedzieć, że jestem zdruzgotany. Bez ogródek. Lata doświadczeń trzymają mnie w pionie. Przygotowania były długie i trudne, a efekt nie jest zadowalający i trudno powiedzieć, co będzie dalej.

Powiedziałeś, że musisz porozmawiać z trenerem - którego miałeś na myśli?

- Piotra Rostkowskiego.

Czyli z Tomaszem Lewandowskim definitywnie się rozstałeś?

- Niestety, tak dziwnie świat poprowadził nasze losy, że się rozstaliśmy. Zrobiliśmy kawał dobrej roboty w hali. Nabiegałem trzeci wynik w karierze [w lutym w Toruniu uzyskał 1:45.22 - to był szósty wynik na świecie w sezonie halowym]. Z różnych względów ten sezon był bardzo nierówny, mimo świetnego przygotowania. Głównie z prywatnych powodów. Ale życie dalej się toczy, słońce świeci, wstaje na wschodzie, jeśli dobrze pamiętam, a zachodzi na zachodzie - życie dalej jest piękne.

Ale to nie było tak, że kończąc pracę z trenerem Lewandowskim zamknęliście z trenerem Rostkowskim kajecik z tamtymi treningami i zaczęliście pracować inaczej?

- Nie, wszystko jest spójne, trener Rostkowski od lat uczestniczy w tworzeniu planów dla Marcina Lewandowskiego i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jaki trening ja prowadziłem. Dostał dzienniczek treningowy z bardzo bogatym moim opisem tego, czego zapewne pan Król nie wie i nigdy nie zapisywał [Zbigniew Król prowadził Kszczota przez siedem lat, panowie rozstali się po MŚ Doha 2019]. Tam jest bardzo, bardzo bogaty opis. Trener miał komplet potrzebnych rzeczy i trening był dobrze zrobiony. Może tylko miejsca nie były do końca dobrze dla mnie dobrane. Ale kiedy jak nie teraz mam spróbować wysokich gór, które dla 90 procent biegaczy działają cuda?

Dlaczego nie bardzo chciałeś w te góry jechać?

- Całe życie nie chciałem. Ciężko mi się w górach trenuje. Forma często jest po tym nieobliczalna, potrafi mnie na dwa miesiące zablokować. Teraz właśnie minęły dwa miesiące po Kenii. Ale doszła jeszcze niespodziewana rzecz - szczepienie, na które źle zareagowałem. Dwa tygodnie miałem bez treningu.

Proszę Cię o szczerość: powiedziałeś "ewentualne zgrupowanie przed igrzyskami" - czy to znaczy, że stawiasz sobie jakiś cel wynikowy, który musisz osiągnąć, żeby widzieć sens wyjazdu na to zgrupowanie?

- Jest pięć minimów na trzy miejsca dla Polski. Są Lewandowski [1:44.31 w bieżącym sezonie], Kszczot [1:47.20], Borkowski [1:44.85], Dobek [1:43.73] i Różnicki [1:44.51]. Czyli pięć osób i trzy miejsca [teoretycznie nominacje może dostać trzech najszybszych zawodników na MP w Poznaniu, które odbędą się za kilka dni. Ale możliwe, że Różnicki, który nie ma jeszcze nawet 18 lat, na igrzyska nie zostanie wysłany, bo jego trener nie jest przekonany, że to dobry pomysł. Możliwe też, że 800 metrów w Tokio nie będzie chciał biegać szykujący się do 1500 m Lewandowski - Marcin mówi, że w sprawie 800 m zdecyduje dopiero w Tokio].

Ale czy Ty sam od siebie wymagasz biegu na jakiś określony wynik, żebyś widział sens wyjazdu do Tokio?

- Bardzo bym chciał biegać na co najmniej 1:44. Ambicje mnie zawsze pchały do biegania szybciej, lepiej i to się sprawdzało. W tym roku zrobiłem, co mogłem, a co będzie dalej? Szczera odpowiedź jest taka, że nie wiem.

Ciebie jako profesora od 800 metrów muszę zapytać o Patryka Dobka - czy jesteś zaskoczony, że robi taką furorę?

- Kilka lat temu rozmawiałem z Patrykiem i sugerował, że może spróbuje 800 metrów. Zachęcałem go do tego. Fajnie biega. Super wyniki pobiegał w tym sezonie. Mogę mu życzyć, żeby jak najdłużej tak biegał.

Jest Dobek, a za nim kolejni mocni, jeszcze młodsi Polacy - Różnicki, Borkowski.

- I fantastycznie! Wiele dobrego za mną i mam nadzieję, że wiele dobrego po mnie. Radość jest ogromna, że są następcy. Zawodnicy z całej Europy, którzy świętują swoje pierwsze sukcesy, przychodzą i mówią: "Adam, całe życie byłeś moim idolem, dzisiaj się ścigamy, zrobiłem swój pierwszy wynik i to dzięki tobie". To dowód, że wiele lat dobrej pracy przyniosło wiele dobrych owoców w postaci naszych biegów średnich naprawdę piekielnie mocnych w Europie. Ten poziom ciągle się poprawia i to jest fantastyczne.

Rozmawiał i notował Łukasz Jachimiak

Więcej o:
Copyright © Agora SA