Jeszcze w maju w rozmowie ze Sport.pl Dobek mówił, że na igrzyskach w Tokio wystartuje w innej konkurencji. Tej, którą trenował całe życie.
- A co miał mówić, jak minimum na 800 metrów nie miał, a na 400 przez płotki miał? - pyta trener Król.
Szkoleniowiec w tym roku skończy 72 lata. Z Dobkiem pracuje od listopada ubiegłego roku. Wcześniej przez lata zdobył worek medali z innymi zawodnikami. Największe sukcesy odnosił z Czapiewskim i Kszczotem. Z Dobka, 27-latka, który całe życie biegał na 400 m przez płotki, już zrobił halowego mistrza Europy w swoim królestwie, czyli w biegu na 800 m. I ma nadzieje na więcej. Dużo więcej.
- Nie nadzieje, panie redaktorze. My dajemy więcej niż nadzieje. Już dajemy wyniki. Przecież od nas było jedyne dla Polski złoto ME w Toruniu - mówi trener [tam polska kadra zdobyła 10 medali, ale złoty wywalczył tylko Dobek]. I dodaje: - Gubię się już, ile medali mistrzowskich imprez wywalczyli moi zawodnicy. Ale wyliczono mi, że mam 10 tytułów mistrza Europy. Do tego było kilka medali Kszczota i brąz Czapiewskiego na mistrzostwach świata. Tylko z igrzysk medalu nie mam. To wiem na pewno. I wierzę, że to się zmieni.
Patryk Dobek ma - jak już wspomnieliśmy - 27 lat. Jako nastolatek zdobywał medale juniorskich ME na 400 metrów. W dorosłej lekkoatletyce przez lata dobiegał najwyżej do finałów. Pierwszy medal wywalczył dopiero po zmianie dystansu. W marcu bieżącego roku był szczerze zaskoczony, że wygrał złoto. I że pokonał m.in. czwartego tam Kszczota, trzykrotnego mistrza Europy ze stadionu i trzykrotnego mistrza z hali, mistrza świata z hali i dwukrotnego wicemistrza ze stadionu. Po prostu profesora 800 metrów.
A trener Król nie był zaskoczony.
W maju Dobek razem z Joanną Jóźwik zdobył swoje drugie złoto w nowej konkurencji. To był medal nieoficjalnych mistrzostw świata sztafet. Ze specjalistką od 800 metrów pobiegł w konkurencji 2x2x400 metrów. Czyli każde z nich pokonało 400 metrów, odpoczęło chwilę, gdy biegło to drugie i zaraz jeszcze raz ruszyło na trasę 400 metrów.
Był to wysiłek bliższy startom na 800 m niż na 400 przez płotki. - Wtedy jeszcze Patrykowi trochę brakowało wiary w siebie. Prawdę mówiąc, przed startami w Toruniu nie chciał mi uwierzyć, że może to wygrać. Ale na szczęście uwierzył. I wygrał - mówi trener Król.
Tak było. Dobek zdradził nam, że gdyby w hali biegało się 400 m przez płotki, to wcale nie wystartowałby na 800 metrów. I że gdyby nie prowadził go Król, to jego pierwszym naturalnym wyborem w sezonie zimowym było 400 m.
- W hali biegów na 400 m przez płotki nie ma. Zdarzają się tylko pojedyncze mityngi z takimi startami. Normalnie biegałbym płaskie 400 metrów. Akurat teraz wybrałem 800 metrów, bo mój szkoleniowiec ma z tym dystansem o wiele większe doświadczenie. Trener Zbigniew Król jest od tego dystansu fachowcem, nie oszukujmy się - tłumaczył Dobek w majowej rozmowie ze Sport.pl
Półtora miesiąca temu Dobek mówił nam, że zaczynając współpracę z Królem wiedział, że 800 m będzie jego przyszłością. "Sam chciałem spróbować biegania na 800 metrów. Ale później, po igrzyskach olimpijskich" - podkreślał.
Teraz, jak przekazuje nam trener, jest już jasne, że człowiek, który całe życie biegał na 400 m przez płotki tuż przed igrzyskami na dobre zmieni specjalizację. Bo już stał się większym specjalistą od 800 niż od 400 metrów.
W czerwcu na mityngu w Montreuil Dobek w świetnym stylu zdobył olimpijską kwalifikację. Czas 1:44,76, jaki tam uzyskał, jest piątym w historii polskiej lekkoatletyki.
Kilka dni później Patryk potwierdził formę, notując wynik tylko o 0,04 s gorszy - 1:44,80 w Marsylii.
- Prorokuję, że Patryk Dobek będzie pierwszym polskim medalistą olimpijskim w biegu na 800 metrów. Nie kiedyś. Teraz, w Tokio, już! - mówi nam Paweł Czapiewski.
Brzmi wspaniale. Ale czy to nie jest proroctwo na wyrost? Dobek przebojem wszedł na historyczne, polskie listy. Ale zerknijmy na listę światową. W tym roku szybciej od niego pobiegło 13 zawodników. Czterech złamało barierę 1:44.
- Patryk już ma dobry wynik. Już z niego można atakować wielkie rzeczy. W 2001 roku na MŚ do Edmonton Paweł Czapiewski jechał z 16. wynikiem, a ja mówiłem, że może wywalczyć medal i wywalczył [brąz]. Na 800 m na wielkich imprezach musisz być przygotowany przede wszystkim na trzy biegi dzień po dniu. Kszczot też jeździł z dalekim wynikiem, a zdobywał medale - tłumaczy trener Król. I dodaje, Dobka będzie stać na dużo szybsze bieganie.
- Uważam, że możliwy jest rekord Polski. Jak Patryk będzie miał zdrowie i jak się będzie słuchał - a na razie tak to wygląda - to będzie dobrze. Ja mam zawsze wysokie cele - mówi nam Król.
Jak wysokie, ujawnia Czapiewski. - Rozmawiałem z trenerem i usłyszałem, że Patryk jest przygotowany na 1:42,50. Świetny czas, prawda?
Faktycznie, znakomity! Aż o 0,72 s lepszy od rekordu Polski Czapiewskiego. Taki czas dawałby olimpijskie srebro na ostatnich igrzyskach - Rio 2016. Wówczas szybciej pobiegł tylko David Rudisha, który wielką karierę ma już za sobą. Na ostatnich MŚ, w Dausze w 2019 roku, czas 1:42,50 też dałby srebrny medal. Tam szybciej - 1:42,34 - pobiegł tylko Amerykanin Donovan Brazier. A w tym roku na razie najlepszym czasem jest 1:43,82 Brytyjczyka Olivera Dustina.
Czy Dobek naprawdę może się poprawić jeszcze o ponad 2 sekundy? W ciągu zaledwie sześciu tygodni, jakie zostały mu do olimpijskich startów?
- On dopiero wskoczył na wznoszącą falę. Patryk ma dużo większy talent ode mnie i trochę większy od Adama Kszczota. To widać. A trener Król wie co mówi i co robi. Ja miałem mieć medal w Pekinie, Adam miał mieć w Rio, obu nam zabrakło setnych sekundy w eliminacjach. Trener nie dostał nagrody przez naszą głupotę. A jemu olimpijski medal się należy tak jak wielkim reżyserom Oscar za całokształt twórczości - przekonuje Czapiewski.
- W Tokio ucieszy mnie finał Patryka - trochę studzi trener Król. - Ale na koniec mojej kariery trenerskiej, bo już stary jestem, najbardziej by mnie ucieszył medal olimpijski - dodaje, nie mogąc ukryć marzenia. I chyba prawdziwego celu.
Trener Król zgadza się z Czapiewskim w ocenie potencjału Dobka.
- Nie myślałem, na co go będzie stać, gdy kilka miesięcy temu zaczynaliśmy. Bo ja pracując z ludźmi nie myślę niepotrzebnie. Ja robię swoje, pod wysoki wynik. Ale nic sobie nie obiecuję i nic obiecuję temu, z kim pracuję - trener wykłada swoją filozofię. - Oczywiście na 800 metrów musiałem go przestawić, bo czy ja się znam na 400 m przez płotki? - śmieje się.
- On ma znakomite warunki i bardzo dobre przygotowanie od poprzednich trenerów. Zrobił znakomitą pracę wytrzymałościową z trenerem Krzysztofem Szałachem, mimo że biegał tylko 400 m. A ostatnie lata pracował z Walentynem Bondarenką, bardzo dobrym trenerem z Ukrainy, który dał mu elementy szybkościowe. Ja wykorzystałem to, co Patryk już miał. Dostałem człowieka dobrze przygotowanego z takim potencjałem do biegania 800 metrów, który bardzo szybko zauważyłem - opowiada Król.
- Pierwsze przesłanki miałem już w grudniu. Wsiadłem na rower i prowadziłem zabawowy trening w lesie. Robiłem z nim 15-17 km, a on to wytrzymywał bez problemu, z niskim zakwaszeniem. Po 6-8 tygodniach treningów już mi wyglądał bardzo dobrze. Porównując go z Czapiewskim i Kszczotem już oceniłem, że nie jest gorszy od nich. Bardzo szybko szedł wytrzymałościowo do przodu - mówi nam trener.
A w czym Dobek jest lepszy od obu medalistów MŚ? - Czapiewski był z nich najsłabszy i szybkościowo, i wytrzymałościowo. Patryk wszystkich przebija warunkami fizycznymi. Jest wyższy, budowę nóg ma lepszą - punktuje szkoleniowiec.
Czapiewski śmieje się, że wszystko, co najlepsze Dobek zawdzięcza pochodzeniu.
- On jest z polskiego Eldoret - żartuje były mistrz. Eldoret to kenijskie miasto ze słynnym na cały świat ośrodkiem treningowym dla biegaczy. - W Osowie, wioseczce w powiecie kościerskim, stoi dom mojego dziadka. A 200 metrów dalej stoi dom ojca Patryka Dobka. Myśmy obaj wystartowali z tego samego miejsca. Nie ma tu żadnej myśli szkoleniowej, żadnego trenera, który by wytyczał ścieżkę, wypuszczał w świat młode talenty. Ale chyba musi być wyjątkowy klimat dla średniodystansowców. Przecież tylko 8 km dalej mieszka Piotr Piekarski, finalista MŚ i medalista ME [brązowy] na 800 metrów - emocjonuje się Czapiewski.
- Już 10 lat temu moje ciocie mi mówiły, że jest tu taki utalentowany chłopak, a ja sobie myślałem, że po co on w te płotki poszedł. Teraz już biega co trzeba. Z moim trenerem. Ja nie zdobyłem olimpijskiego medalu, a on zdobędzie. Bo jak nie on, to już nie wiem kto - dodaje.
Jeszcze rok temu największe nadzieje wiązalibyśmy z Kszczotem. On i Król osiągnęli razem prawie wszystko. Ale do Tokio razem nie dotrwali. Panowie rozstali się po MŚ w Dausze w 2019 roku. Tam nasz najlepszy 800-metrowiec w historii odpadł w półfinale.
- Po latach przestał mi ufać. Już był mną zmęczony. Moimi przywarami. My przepracowaliśmy razem siedem lat - mówi Król. - Kszczot był niepowtarzalny. W okresie najwyższej swojej dyspozycji, na igrzyskach w Rio, był znakomity. Pechowo odpadł w półfinale [zabrakło mu 0,05 s], a powinien mieć medal. Jeszcze trochę Patrykowi do tamtego Kszczota brakuje - twierdzi trener. - Kszczot biegał 46,50 s na 400 m. A Patryk ma rekord życiowy 46,12, czyli niewiele lepszy, choć przecież specjalizował się w 400 metrach. Jestem przekonany, że z Kszczotem byśmy zeszli poniżej 46 sekund, gdybyśmy chcieli, żeby się w tym specjalizował. To był potężny talent. Jest nadal - poprawia się szkoleniowiec.
Forma Kszczota w trwającym olimpijskim sezonie to temat na inny tekst. Ale do myślenia daje ten bilans:
- Czy Adam żałuje? Ukłoni się z daleka i to wszystko. Ja mu kibicuję, chcę, żeby biegał jak najlepiej, obojętnie z kim trenuje. Jak odszedł do Marcina Lewandowskiego, to przekazałem zapis treningu z siedmiu lat. Starałem się pomóc. A teraz nawet nie wiem z kim Adam pracuje - mówi trener Król.