22 października podczas gali PunchDown Artur "Waluś" Walczak został znokautowany przez Dawida "Zalesia" Zalewskiego. Tak brutalnie, że doznał uszkodzenia mózgu i od tamtej nocy pozostawał w śpiączce. Jak informuje "Głos Wielkopolski", w czwartek podjęta została próba przeniesienia poszkodowanego do specjalnego ośrodka. W piątek "Waluś" umarł jednak we wrocławskiej klinice.
Na Instagramie pożegnał go jego przyjaciel Bonus BGC. "Spoczywaj w pokoju Przyjacielu. Do końca wszyscy wierzyliśmy... Mam nadzieję, że tam będzie Ci lepiej niż tu… Świat się kończy. Będzie mi Cię brakowało Artur - napisał w poście, w którym dodał także ich wspólne zdjęcie.
Informację potwierdził także profil Strongman Polska na Facebooku. "Smutna wiadomość Artur Waluś Walczak nie żyje… Świeć Panie nad jego duszą"- czytamy w poście.
Artur "Waluś" Walczak miał 46 lat. Pochodził z Gniezna. W przeszłości był strongmenem, stoczył także kilka walk MMA. Od jakiegoś czasu należał także go grona zawodników organizacji PunchDown. Podczas gal zawodnicy stają naprzeciwko siebie i uderzają się nawzajem otwartą dłonią w twarz.
Zawody tego typu wzbudzają liczne kontrowersje, gdyż obrażenia poniesione w czasie pojedynków mogą skutkować długotrwałym obrażeniami mózgu. W czasie zadanego ciosu może dojść do przemieszczenie się mózgu "zawieszonego" w płynie mózgowo-rdzeniowym. Najłagodniejsze z możliwych obrażeń to wstrząśnienie mózgu z chwilową utratą przytomności, niepamięcią wsteczną (dotyczącą sekund lub minut przed urazem), albo następczą (dotyczącą chwil po urazie), późniejszymi bólami głowy, nudnościami, wymiotami. Czasem konsekwencje mogą być poważniejsze i mogą się kończyć hospitalizacją, zabiegiem neurochirurgicznym, wprowadzeniem w stan śpiączki lub śmiercią. Tak stało się w przypadku "Walusia". Więcej o kontrowersjach związanych z zawodami PunchDown wraz z wypowiedziami lekarzy i ekspertów można przeczytać w naszym tekście.