Tysiące zgonów i zatrważająca historia. Granica już przekroczona? "Krew trenduje"

Kacper Sosnowski
Walki na gołe pięści, zawody w policzkowaniu, po której jeden z uczestników od miesiąca walczy o życie. Czy w oferowaniu "legalnej formy przemocy" nie poszliśmy kilka ciosów za daleko? - Ulegliśmy presji widzów - żalą się organizatorzy, ale naukowcy ostrzegają, że ten trend będzie tylko rósł. Im bardziej krwawa walka, tym większy zysk.

22 października, gala Punchdown 5 we Wrocławiu. Zbliża się półfinał. Na scenę wchodzą Dawid "Zaleś" Zalewski i Artur "Waluś" Walczak. Ale ich rywalizacja nie trwa długo. "Zaleś" mocnym ciosem otwartą dłonią w policzek nokautuje rywala.

Zobacz wideo "Jest to bardzo ciekawa forma rozrywki. Punchdown może powtórzyć sukces strongmanów"

Zwiększyli liczbę nokautów?

Zalewski trafił mocno, Walczak chwieje się na nogach, ale w ostatniej chwili łapią go ludzie z jego sztabu. To częsty obrazek - zamroczony ciosem zawodnik traci równowagę, ale zaraz staje na nogi. Z początku podobnie jest z "Walusiem", który dochodzi do siebie na zapleczu. Ale w miarę upływu kolejnych minut jest coraz gorzej, słabnie. Służby decydują o transporcie do szpitala. Dopiero po kilku dniach do mediów dochodzą kolejne informacje. Zawodnik doznał wylewu krwi do mózgu, jego stan był krytyczny, przeszedł operację usunięcia krwiaka. Po niej wprowadzono go w śpiączkę farmakologiczną. Jest w niej do dziś.

Walczak nie był jedynym, który na wrocławskiej gali stracił przytomność po otrzymanym ciosie. Krzysztofa "Siwego" Sobańskiego też zabrano na noszach. Łącznie tego wieczoru na zawodach zanotowano dziewięć nokautów, rekordowo w krótkiej historii organizacji. To więcej niż na czterech poprzednich galach. Razem.

Trudno rozstrzygać czy to wynik mocniejszych ciosów, czy zabiegu organizatorów, którzy przed galą skrócili stół dzielący zawodników o 10 centymetrów. Tym samym sportowcy znajdowali się bliżej siebie i nie musieli aż tak bardzo "sięgać" rywala. Ciosy mogły być silniejsze i celniejsze.

- Jestem trochę zestresowany. Ulegliśmy presji widzów. Delikatnie zwęziliśmy ten stół, bo niżsi zawodnicy mieli problem. Stało się też to, czego się baliśmy. Jak zawodnik jest wyższy, to (teraz) nie bije z prostej ręki i ten cios nie jest tak osłabiony, tylko bije z sierpów. Musimy to przemyśleć. Widowisko się liczy, ale zdrowie zawodników jest najważniejsze - komentował na gorąco w rozmowie z "Super Expressem" Jakub Henke, szef organizacji. Czy zdrowie zawodników było najważniejsze, bada Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu.

 

- Przedmiotem dochodzenia jest badanie legalności organizowania tego typu imprez, a przede wszystkim sprawdzenie, czy zachowane zostały warunki bezpieczeństwa dla uczestników tego zdarzenia – to kilka słów komentarza od rzeczniczki prokuratury Małgorzaty Dziewońskiej. Jak się dowiedzieliśmy, w sprawie przesłuchiwani są m.in. organizatorzy gali. - Zabezpieczony został monitoring z klubu P1, gromadzona jest dokumentacja dotycząca organizacji gali. Z uwagi na dobro dochodzenia nie informujemy o czynnościach procesowych - przekazała nam kilka dni temu rzeczniczka.

Policzkowanie z Rosji, gołe pięści ze Stanów Zjednoczonych

Punchdown to pierwsza polska organizacja, która organizuje gale w policzkowaniu. Pomysł organizatorzy podchwycili z Rosji, a właściwie wpadli na niego po przejrzeniu materiałów z zawodów zamieszczonych na YouTube.

- Obejrzałem jeden, drugi, trzeci pojedynek. Potem popatrzyłem na wyświetlenia. Jezus Maria! Okazało się, że nie tylko mi się to podoba - mówi Sport.pl Patryk Dzięcioł, współwłaściciel Punchdown.

Nagrania z walk mistrza Rosji Wasilija Kamockiego mają w sieci setki milionów odtworzeń. Dla jednych efektowna, dla innych brutalna rozrywka podziałała też nad Wisłą. Organizatorom udało się nawet ściągnąć do Polski Kamockiego. Ale żeby jeszcze zwiększyć zainteresowanie, organizatorzy sięgnęli po celebrytki i celebrytów, angażując ich do tzw. superwalk.

Pojedynki na "strzały z liścia", to niejedyna oryginalna rozrywka, jaką w ostatnich latach starają się zapewnić polskiej publiczności organizatorzy. Najpierw nowo powstała organizacja WOTORE zaczęła organizować walki na gołe pięści, bez podziału na kat. wagowe. I - jak mówią organizatorzy - "z klimatem rodem z filmów takich jak Krwawy Sport". Potem do gry weszła Gromda, ale ona organizuje walki gołe pięści w formule bokserskiej. Jest też organizacja The War, która wyróżnia się tym, że na gołe pieści walczą u niej grupy zawodników. W ringu mieliśmy już starcia trzech na trzech, a na najbliższej gali organizatorzy zapowiadają potyczki pięciu na pięciu. Dodatkowo The War aktywizuje w swych galach środowiska kibiców. Hasła wszędzie są podobne: "iście krwawa i twarda jatka", "tu nie ma miękkiej gry", czy "witaj na wojnie".

O organizacjach zajmujących się freak fightami, czyli walkami (w formule MMA, lub K1) celebrytów, youtuberów, influencerów, osób, które ze sportami walkami często nie mają nic wspólnego, wspominać nie będziemy (High League, Fame MMA). Wyścig kto bardziej zaskoczy widza, czy da mu bardziej wymyślną rozrywkę związaną z zadawaniem bólu przeciwnikowi, trwa. Oprócz większych graczy widać też lokalnych organizatorów podobnych atrakcji, przyciągających publiczność oryginalnymi nazwami. Jedna z imprez z walkami na gołe pięści pod Radomiem nazywała się "Krew, burda, piach".

Legalna forma przemocy

- Myślę, że główną motywacją dla osób organizujących taką rozrywkę, są nowe źródła dochodów. Takie wydarzenia, jako pewna nowość, szybko stają się popularne, generują ruch w mediach społecznościowych - mówi nam dr Wojciech Woźniak z Uniwersytetu Łódzkiego, przewodniczący Sekcji Socjologii Sportu w Polskim Towarzystwie Socjologicznym. - Widziałem kiedyś badania pokazujące, że im bardziej krwawa była walka, tym bardziej informacje i zdjęcia z niej trendowały w internecie – dodaje. A nawiązując do szerokiej gamy brutalnych rozrywek, zaznacza, że ich historia jest różna, szczególnie jeśli walki na gołe pięści zestawimy ze slapfightingiem.

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl

- Rozumiem, że ludzie promujący ten pierwszy sport mają prawo odwoływać się do tradycji. Tego typu walki były niegdyś uprawiane w wielu krajach. W największym stopniu w Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych, najpierw w sposób nielegalny, a potem zalegalizowany. To były imprezy przyciągające uwagę, tworzące bohaterów masowej wyobraźni, napędzające też przemysł hazardowy - tłumaczy dr Woźniak.

I dodaje: - Ostatnie legalne walki w USA na gołe pięści datowane były na końcówkę XIX w. Potem po długim czasie boksu w rękawicach i dużej popularności MMA, zrobiło się zapotrzebowanie na coś nowego. W 2018 r. pierwszy stan w USA zalegalizował walki na pięści, potem uczyniło to sześć kolejnych. Wydaje się, że wypełniła się pewna luka. Te dyscypliny są legalną formą przemocy, kojarzą się z ulicznymi walkami, których nagrania np. na YouTube mają setki tysięcy wyświetleń. Badacze piszą w tym kontekście o spektakularyzacji przemocy. Przedstawiciele amerykańskiej federacji walki na gołe pięści przyznawali, że to, co dzieje się w ringu ma być najbardziej autentycznym doświadczeniem przemocy, ale co ciekawe - bez poważnych kontuzji - mówi nam Woźniak. I powołuje się na niedawne badania dotyczące urazów, których doznają zawodnicy uprawiający MMA, boks w rękawicach i ci walczący bez żadnych ochraniaczy.

- Ryzyko poważnych obrażeń, choćby wstrząśnienia mózgu, jest mniejsze w przypadku walk na gołe pięści niż boksu. Walki bez ochraniaczy są krwawe, ale ciosy zadawane gołą pięścią mają mniejszą siłę. Przy walkach na gołe pięści częstymi urazami okazały się rozcięcia skóry, a jeśli dochodzi złamania, to kości dłoni uderzającego, a nie twarzoczaszki, tego który przyjmuje cios - mówi.

Wspomniane przez niego badania prowadzone były w USA w ciągu dwóch lat. Wnioski wyciągano na podstawie 131 walk i stanu zdrowia 262 zawodników. Badanie wykazało, że zawodnicy walczący na gołe pięści wykazywali objawy przypominające wstrząśnienie mózgu tylko w 1,5 procentach przypadków. W boksie ringowi lekarze wskazywali na nie od sześciu do 12 procent. W MMA ten wskaźnik wyniósł niemal 15 procent. Za to 27,4 proc. zawodników walczących na gołe pięści doznało obrażeń twarzy.

Badań dotyczących zawodów w policzkowaniu na razie prawdopodobnie nie ma. Zawodnicy występujący w tej dyscyplinie są wystawiani właściwie tylko na przyjmowanie uderzeń sierpowych, skierowanych głównie w policzek (uderzenia w ucho są zabronione). Organizatorzy zawodów ze slapfightingu do tej pory podkreślali, że po ich galach walczący mieli jedynie obite policzki. Nakreślali wizję, że to bezpieczny sport.

 

Szpital, operacja, śpiączka i śmierć

- Czy uderzenie boczne może być niebezpieczniejsze niż np. frontalne? To kwestia bardziej dla specjalistów od medycyny sądowej, ale z punktu widzenia neurologii każdy cios zadany w głowę czy przez rękawicę bokserską, czy otwartą dłonią, powoduje uraz głowy, a pośrednio uraz mózgu - mówi nam dr hab. n. med. Prof. UMed. Jacek J. Rożniecki, Kierownik Kliniki Neurologii, Udarów Mózgu i Neurorehabilitacji.

Taki mocny cios przyjęty przez zawodnika, który powoduje przemieszczenie się mózgu "zawieszonego" w płynie mózgowo-rdzeniowym, przyrównuje do tego, co dzieje się z motocyklistą, który nagle zatrzymał się na drzewie. W obu przypadkach może dojść do przerwania ciągłości ściany naczyń wewnątrzczaszkowych. Niebezpieczeństw, które mogą być wynikiem ciosów w głowę, jest sporo.

- Najłagodniejsze z nich to wstrząśnienie mózgu z chwilową utratą przytomności, niepamięcią wsteczną (dotyczącą sekund lub minut przed urazem), albo następczą (dotyczącą chwil po urazie), późniejszymi bólami głowy, nudnościami, wymiotami. Do nieprzyjemnych konsekwencji wstrząśnieniu mózgu trzeba też zaliczyć wielodniowe, a nawet wielotygodniowe bóle głowy, a czasem również zawroty głowy - mówi Sport.pl dr Róźniecki. Profesor dodaje, że poważniejsze konsekwencje urazu głowy kończą się hospitalizacją, zabiegiem neurochirurgicznym, wprowadzeniem w stan śpiączki lub śmiercią.

- Chodzi o sytuacje, w których dochodzi do uszkodzeń organicznych mózgu. To wtedy w mózgu lub przy mózgu mogą tworzyć się krwiaki: wewnątrz mózgu, czyli śródmózgowe, lub poza mózgiem, które jednak uciskają mózg. To krwiaki nadtwardówkowe lub podtwardówkowe. Krwiaki, zarówno śródmózgowe jak i przymózgowe mogą powodować niedowłady lub porażenia kończyn, zaburzenia mowy, widzenia, czucia, czasem zaburzenia kontaktu - wyjaśnia profesor.

Skala problemów, z którą będzie musiał zmierzyć się Walczak, gdy lekarze wybudzą go ze śpiączki, może być spora. Siostra zawodnika Iwona Czak przyznała, że jej brat w związku z niewydolnością narządów został podłączony do sztucznej nerki i respiratora. Dodałą, że miał niedotlenienie mózgu i przeszedł operację usunięcia krwiaka. Poinformowała, że już zbiera pieniądze na jego leczenie i rehabilitację. Według informacji "Gazety Wrocławskiej" dotychczasowe próby wybudzenia Walczaka ze śpiączki nie przyniosły efektu. 

Co pcha ludzi do okaleczania się?

Walczak był niegdyś strongmenem, a potem także sędzią zawodów siłaczy i ich organizatorem. Stoczył też kilka walk w formule MMA. Od niecałego roku występował w coraz popularniejszych w Polsce zawodach w policzkowaniu.

- Dla mnie ta dyscyplina jest zadziwiająca. Pierwszą zasadą w każdym sporcie kontaktowym jest nauka jak unikać ciosów. To dlatego trenujący uczą się uników, bloków, padów, narzędzi, które pomagają zapobiegać trafieniom czy urazom. Tu mamy do czynienia z dyscypliną, która polega na przyjęciu ciosu - zauważa dr Wojciech Woźniak. - Ciekawe jest też samo policzkowanie z punktu widzenia socjologicznego. W Europie to gest poniżenia, sprowokowania kogoś. Czasem policzek jest uznaniem, że komuś brak honoru, mieliśmy już takie sytuacje nawet w polityce - mówi socjolog i znów wraca do pieniędzy. - To jest chyba nowy pomysł na monetaryzację naszego zainteresowania przemocą i oglądania ludzi, którzy dają się upokarzać, co widzowie obserwują ze swego fotela. To taki trend zaczerpnięty z reality show, pokazujący chęć oglądania innych w sytuacjach, w których sami nie chcielibyśmy się znaleźć - ocenia.

- Widziałam wypowiedzi zniesmaczonych tym sportem osób. Głównie kibiców boksu. Nie rozumiem tego. Nie wiem w jaki sposób, uderzanie pięściami po głowie jest mądrzejsze i bardziej szlachetne od uderzania otwartą ręką? - komentowała Ewa Piątkowska, jedna z najbardziej utytułowanych pięściarek w historii polskiego boksu, która wystąpiła na gali Punchdown we Wrocławiu.

- Mam deja vu, bo w latach 80. toczyła się taka sama dyskusja, tylko odnośnie kickboxingu, a kilkanaście lat temu zaczęto pod tym względem analizować MMA. Taki jest po prostu rozwój sportów walki. Ludzie cały czas poszukują mocnych wrażeń i coraz to bardziej ekstremalnych form rozrywki - mówił Sport.pl Paweł Kowalik, menedżer MMA Cartel pytany o walki na gołe pięści.

Tysiące zgonów i encefalopatia

Choć ostatnio najgłośniej było o tragedii na zawodach z policzkowania, to co jakiś czas właściwie w każdym z kontaktowych sportów dochodzi do wydarzeń, o których słyszeć byśmy nie chcieli. Przeglądając informacje tylko z kilku ostatnich miesięcy, dowiemy się m.in. o śmierci Lucasa Gabriela Peresa, który zmarł kilka tygodni po gali K1. Przyczyną śmierci był uraz głowy. Na liście jest też 38-letni Justin Thornton, doświadczony zawodnik MMA, który zmarł półtora miesiąca po tym, jak został znokautowany przez rywala w ringu. Walczył na gołe pięści, po mocnym ciosie upadł wprost na czoło, doznał urazu rdzenia kręgowego. Jeśli chodzi o boks, to w listopadzie zmarł znokautowany 23-letni pięściarz Taurai Zimunya z Zimbabwe. Sędzia przerwał walkę dopiero kiedy zawodnik upadł nieprzytomny na ring, choć wcześniej był obijany, słaniał się na nogach.

Jeśli wgłębić się w smutną historię boksu, to będzie ona zatrważająca. Portal Boxrec prowadził statystyki dotyczące śmierci pięściarzy związane z tym sportem (zgony po walkach lub w trakcie treningów). Baza zawierająca dane z ponad 100 lat nie jest już od jakiegoś czasu aktualizowana, lista sportowców zatrzymała się na 1121 nazwiskach. Według tych danych ponad 80 procent tragedii pięściarzy wiązała się z urazami głowy. W kilkunastu procentach dotyczyły one problemów z sercem, o czym pisaliśmy w tym miejscu.

Do tych, którzy w wymianie ciosów tracą swoje życie, trzeba dodać jeszcze tych, których życie po ciosach zmienia się w sposób okrutny i bezpowrotny. Choćby za sprawą "encefalopatii bokserów", przypadłości dotyczącej wszystkich sportowców uprawiających dyscypliny kontaktowe. Polega ona na pojawianiu się zmian w głębokich strukturach mózgu, gdzie dochodzi do licznych mikrokrwotoków.

- Każdy pojedynczy z mikrokrwotoków nie wywołuje utraty przytomności ani ewidentnych objawów ogniskowych, natomiast kumulacja wielu tych mikrokrwotoków skutkuje zwykle poważnymi problemami neurologicznymi - mówi nam prof. Różniecki. - Pojedynczy krwotok zniszczy wprawdzie "tylko" parę milionów komórek, ale każdy kolejny - następne miliony. W końcu, po kilku czy kilkunastu latach zbierania ciosów w głowę, tych mikrokrwotoków jest bardzo dużo. Jak się zsumuje wszystkie obszary martwych neuronów, to ich łączna objętość powoduje istotne uszkodzenie mózgu. Czasem konsekwencją tego jest postępująca demencja, w innych przypadkach rozwija się tzw. parkinsonizm bokserów, czyli choroba podobna do choroby Parkinsona. Tacy ludzie stają się zniedołężniali, spowolniali, mają wzmożone napięcie mięśniowe, stają się niepełnosprawni - obrazuje profesor.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.