Ta rozmowa ukazała się dzieki uprzejmości "Wargaming - Europe"
Mariusz Pudzianowski: Nie miałem okazji. Jechałem za to różnymi spychaczami, 100-konnymi i 150-konnymi. To ciężka, toporna maszyna potrafiąca ważyć nawet 15 ton. Czołgi są tylko troszkę cięższe.
- Nie samym sportem człowiek żyje. Czasem wieczorem, przed snem odpalę sobie gierkę i postrzelam. Ale loguję się anonimowo. Jak grałem pod nazwiskiem, to miałem urwanie głowy, bo nieustannie do mnie pisali ludzie. A że starałem się odpisywać, to zrobiło się duże zamieszanie. W sieci więc jestem anonimem.
- Nie mam wolnego czasu. I nie miałem go już w czasie kariery strongmana. Jeśli kończę zawody bez kontuzji, to schodzę z obrotów tylko na 50 procent. Ale w ruchu muszę być cały czas. Na tym polega zawodowy sport. Ja przez 12 miesięcy jestem gotowy na 50-60 procent. Dopiero na osiem tygodni przed walką wchodzę na pełne obroty.
- Nie bardzo. Jeśli uznam, że potrzebuję wolnego, to pakuję się i jadę, ale nie lubię odpoczywać.
- Wstaję 5:30. Wypiję kawkę albo szota kofeiny, chwilę pokrzątam się po domu i o 6:00 idę pobiegać. Wracam jakoś 6:30, myję się i na 7:00 do roboty. A tam zaczynają się normalne obowiązki. W okresie roztrenowania przyjeżdżam do WCA Fight Club trzy razy w tygodniu, zazwyczaj około 11:00. Porobię jakieś sparingi albo treningi zapaśnicze lub bokserskie tarcze. W pozostałe dni trenuję sobie w domu, też dwie godzinki dziennie. Ale generalnie i tak osiem godzin dziennie jestem w normalnej pracy. A jak nie praca, to i tak mam jakieś obowiązki na transporcie czy w ogrodzie. Mój dzień trwa jakieś 12-13 godzin.
- Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach. Powiem w ten sposób: twardo stąpam po ziemi, pracuję na własny rachunek, a każda z moich działalności świetnie sobie radzi.
- Tiry, ciężarówki, mam też flotę samochodów. No i pracuję w nieruchomościach. Wszystko sobie tak poukładałem, tak zdywersyfikowałem portfel, żeby zawsze coś mi skapywało, jak pociągnę za któryś sznurek.
- Sport to tylko moje hobby, odskocznia od życia codziennego. Cały czas ciężko pracuję na swój rachunek, a transport to specyficzna działalność gospodarcza. Ciągle wychodzą jakieś niespodzianki. Jak nie na drodze, to na rozładunku. I tak w kółko.
[Mariusz nagle odbiera telefon i przerywa wywiad. Okazuje się, że jeden z jego kierowców miał awarię samochodu. Pudzianowski dzwoni po pomoc i odkłada telefon].
- Sam widzisz, jak to jest. Zawsze jakieś psikusy wychodzą. Mój kierowca gdzieś tam pojechał, niby wszystko ok, a tu akumulator mu padł, gdzieś w szczerym polu. No i co? Trzeba chłopa ratować. A to nie wszystko takie łatwe, bo jest za granicą.
- Jedna osoba zajmuje się logistyką, jedna ładunkami, a ja kwestiami mechanicznymi. Od najmłodszych lat kręciły mnie te wszystkie śrubki. Podchodzę z sercem do każdej maszyny i dobrze wiem, co ją boli, co jej dolega i jak trzeba o nią zadbać.
- Wcześniej. Ja od zawsze działałem, bo jestem racjonalnym człowiekiem. Wiem, że sport się kiedyś skończy. I co wtedy? Gdybym skupił się tylko na sporcie, pewnie miałbym lepsze wyniki. Podnosiłbym 450-460 kg, a nie 415. Ale tyle mi wystarczało, aby pięć razy zostać mistrzem świata. W MMA pewnie też bym więcej osiągnął, ale ja spełniłem się już w strongmenach. MMA to dodatek, zabawa, chęć sprawdzenia się i tyle.
- Chciałem rządzić na świecie w jednej dyscyplinie. I to mi się udało. Przez 12 lat zbudowałem sobie taką pozycję, że na stu najsilniejszych chłopa z całego świata wygrywałem 90 procent zawodów, a w pozostałych 10 proc. i tak byłem na podium. Jestem całkowicie spełniony. MMA to sport wytrzymałościowy, a nie siłowy, więc całkowicie zmieniłem branżę.
- Cały czas sprawia mi to frajdę. Jeszcze pewnie dwie-trzy walki stoczę.
- Gdybym przycisnął teraz, to może bym zdołał jeszcze dostać walkę o pas. Ale nie zastanawiam się na tym. Żyję z dnia na dzień.
- Już nic nowego nie będę robił. Tylko skrupulatnie przypilnuję tego, co już sobie wypracowałem. Ludzie mówią: "Ten Pudzian to tylko zarabia kasę". Ale przecież moje firmy dostarczają różne usługi, więc to znaczy, że pomagam ludziom w różnych kwestiach.
- Nawet jeśli mi ktoś zaproponuje większe pieniądze, to i tak raczej zostanę w KSW.
- Może tak to wyglądało. Pamiętaj, że wyjście do klatki kosztuje dużo stresu. Z pozycji leżącej osoby na kanapie łatwo mówić, że Pudzian pobił jakiegoś amatora. Ale przecież to był chłop ważący 150 kg, który w senegalskich zapasach był wielokrotnym mistrzem świata. Nie mówimy więc o żółtodziobie, chociaż faktycznie może nie boksował zbyt dobrze. Zapasy miał jednak porządne. Cieszę się, że walka trwała 18 sekund, bo nie dałem mu się rozwinąć. Gorzej, jakbym mu dał się rozkręcić i jeszcze jakąś krzywdę by mi zrobił. Poprzednio pokonałem "Jurasa", ale on dał mi trochę popalić. Wygrałem, ale trochę śladów po wojnie było.
- Co byś nie zrobił, i tak będą krytykować. Szybko wygram, to powiedzą, że przeciwnik był leszczem. Jak bym z nim przegrał, to ja bym wyszedł na leszcza. Jak bym z nim długo się męczył, ale wygrał, to usłyszałbym, że jestem słaby, bo ledwo z nim wygrałem. Hejter zawsze się znajdzie.
- Ma duże doświadczenie w kickboxingu i boksie. Ale to nie MMA, trzeba się przestawić. W klatce musisz być przekrojowym zawodnikiem. Taka przemiana trwa. Jeżeli będzie wystarczająco uparty, to może jeszcze zamieszać w KSW.
- Pracujemy już 8-9 lat. Arbi współpracował z Piotrem Jeleniewskim, który mnie trenował. I jakoś my zaczęliśmy też współpracować. A że skubany jest świetnym fachowcem, to dobrze się nam pracuje.
- Ogląda zawodnika i od razu wyłapuje jego mankamenty. Mówi: "Maniek, patrz, jak opuszcza lewą rękę. Musisz go w takim razie atakować prawym prostym". Ale też poprawia moje błędy. Taka rola.
- Gdybym miał 25 lat, to bym pewnie rzucał wyzwania. Ale dzisiaj się już tylko bawię MMA. Kogo mi da federacja, tego wezmę. Tyle.
- Nie chcę się usprawiedliwiać, ale prawda jest taka, że nie powinienem wychodzić do tamtej walki, bo miałem zerwany mięsień dwugłowy. Ale powiedziałem sobie: "Co? Mariusz nie da rady? Da radę, bo jest nie do zajechania!". Ale okazało się, że jest do zajechania. Powtarzam: mógłbym się z nim zmierzyć, ale ja nie wyzywam zawodników. Ja tylko czekam na propozycje od władz KSW.
- Jeśli KSW tego zechce, to czemu nie?
- Nie zastanawiałem się nad tym. Wyzwań od różnych zawodników mam dużo, bo co chwilę ktoś mi rzuca jakieś wyzwanie.