Jakie firmy ma Pudzianowski? Nagle dzwoni telefon. "Trzeba chłopa ratować"

Antoni Partum
- Wstaję 5:30. Wypiję kawkę albo szota kofeiny, chwilę pokrzątam się po domu i o 6:00 idę pobiegać. Wracam jakoś 6:30, myję się i na 7:00 do roboty. Mam normalną pracę. Pewnie gdybym skupił się tylko na sporcie, to bym osiągał lepsze wyniki - mówi Sport.pl Mariusz Pudzianowski.

Ta rozmowa ukazała się dzieki uprzejmości "Wargaming - Europe"

Antoni Partum: Jeździłeś kiedyś czołgiem?

Mariusz Pudzianowski: Nie miałem okazji. Jechałem za to różnymi spychaczami, 100-konnymi i 150-konnymi. To ciężka, toporna maszyna potrafiąca ważyć nawet 15 ton. Czołgi są tylko troszkę cięższe.

A w "World of Tanks Blitz" grałeś?

- Nie samym sportem człowiek żyje. Czasem wieczorem, przed snem odpalę sobie gierkę i postrzelam. Ale loguję się anonimowo. Jak grałem pod nazwiskiem, to miałem urwanie głowy, bo nieustannie do mnie pisali ludzie. A że starałem się odpisywać, to zrobiło się duże zamieszanie. W sieci więc jestem anonimem.

Zobacz wideo "To byłby dla mnie zaszczyt". Mamed i Pudzian mówią o hitowej walce

Czyli masz jednak czas wolny? Śledząc twojego Instagrama, można odnieść wrażenie, że go brakuje. Potrafisz walczyć na gali KSW w sobotę o 23:30, a już w poniedziałek o świcie jesteś po treningu.

- Nie mam wolnego czasu. I nie miałem go już w czasie kariery strongmana. Jeśli kończę zawody bez kontuzji, to schodzę z obrotów tylko na 50 procent. Ale w ruchu muszę być cały czas. Na tym polega zawodowy sport. Ja przez 12 miesięcy jestem gotowy na 50-60 procent. Dopiero na osiem tygodni przed walką wchodzę na pełne obroty.

Ale po wygranej walce nie kusi cię, żeby pojechać na urlop i odpocząć dwa tygodnie?

- Nie bardzo. Jeśli uznam, że potrzebuję wolnego, to pakuję się i jadę, ale nie lubię odpoczywać. 

Jak wygląda zwykły dzień Mariusza Pudzianowskiego?

- Wstaję 5:30. Wypiję kawkę albo szota kofeiny, chwilę pokrzątam się po domu i o 6:00 idę pobiegać. Wracam jakoś 6:30, myję się i na 7:00 do roboty. A tam zaczynają się normalne obowiązki. W okresie roztrenowania przyjeżdżam do WCA Fight Club trzy razy w tygodniu, zazwyczaj około 11:00. Porobię jakieś sparingi albo treningi zapaśnicze lub bokserskie tarcze. W pozostałe dni trenuję sobie w domu, też dwie godzinki dziennie. Ale generalnie i tak osiem godzin dziennie jestem w normalnej pracy. A jak nie praca, to i tak mam jakieś obowiązki na transporcie czy w ogrodzie. Mój dzień trwa jakieś 12-13 godzin.

Ile masz firm?

- Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach. Powiem w ten sposób: twardo stąpam po ziemi, pracuję na własny rachunek, a każda z moich działalności świetnie sobie radzi.

To chociaż powiedz, w jakich branżach?

- Tiry, ciężarówki, mam też flotę samochodów. No i pracuję w nieruchomościach. Wszystko sobie tak poukładałem, tak zdywersyfikowałem portfel, żeby zawsze coś mi skapywało, jak pociągnę za któryś sznurek.

Żyłkę do biznesu miałeś od zawsze, czy potrzebowałeś doradców?

- Sport to tylko moje hobby, odskocznia od życia codziennego. Cały czas ciężko pracuję na swój rachunek, a transport to specyficzna działalność gospodarcza. Ciągle wychodzą jakieś niespodzianki. Jak nie na drodze, to na rozładunku. I tak w kółko.

[Mariusz nagle odbiera telefon i przerywa wywiad. Okazuje się, że jeden z jego kierowców miał awarię samochodu. Pudzianowski dzwoni po pomoc i odkłada telefon]. 

- Sam widzisz, jak to jest. Zawsze jakieś psikusy wychodzą. Mój kierowca gdzieś tam pojechał, niby wszystko ok, a tu akumulator mu padł, gdzieś w szczerym polu. No i co? Trzeba chłopa ratować. A to nie wszystko takie łatwe, bo jest za granicą.

Wyobrażałem sobie, że jeśli masz wielką firmę, to ktoś inny odbiera telefony.

- Jedna osoba zajmuje się logistyką, jedna ładunkami, a ja kwestiami mechanicznymi. Od najmłodszych lat kręciły mnie te wszystkie śrubki. Podchodzę z sercem do każdej maszyny i dobrze wiem, co ją boli, co jej dolega i jak trzeba o nią zadbać. 

Ale te wszystkie firmy powstały, jak już byłeś strongmanem?

- Wcześniej. Ja od zawsze działałem, bo jestem racjonalnym człowiekiem. Wiem, że sport się kiedyś skończy. I co wtedy? Gdybym skupił się tylko na sporcie, pewnie miałbym lepsze wyniki. Podnosiłbym 450-460 kg, a nie 415. Ale tyle mi wystarczało, aby pięć razy zostać mistrzem świata. W MMA pewnie też bym więcej osiągnął, ale ja spełniłem się już w strongmenach. MMA to dodatek, zabawa, chęć sprawdzenia się i tyle.

Masz jeszcze jakieś marzenia sportowe?

- Chciałem rządzić na świecie w jednej dyscyplinie. I to mi się udało. Przez 12 lat zbudowałem sobie taką pozycję, że na stu najsilniejszych chłopa z całego świata wygrywałem 90 procent zawodów, a w pozostałych 10 proc. i tak byłem na podium. Jestem całkowicie spełniony. MMA to sport wytrzymałościowy, a nie siłowy, więc całkowicie zmieniłem branżę.

Ile jeszcze powalczysz?

- Cały czas sprawia mi to frajdę. Jeszcze pewnie dwie-trzy walki stoczę.

Był taki moment, tuż przed walką z Karolem Bedorfem, kiedy wielu kibiców domagało się, abyś walczył o pas wagi ciężkiej KSW. To była twoja najlepsza chwila w MMA? [Bedorf poddał Pudzianowskiego w 1. rundzie]

- Gdybym przycisnął teraz, to może bym zdołał jeszcze dostać walkę o pas. Ale nie zastanawiam się na tym. Żyję z dnia na dzień.

A po karierze sportowej skupisz się tylko na swoich biznesach, czy masz jeszcze plan na coś nowego w swoim życiu?

- Już nic nowego nie będę robił. Tylko skrupulatnie przypilnuję tego, co już sobie wypracowałem. Ludzie mówią: "Ten Pudzian to tylko zarabia kasę". Ale przecież moje firmy dostarczają różne usługi, więc to znaczy, że pomagam ludziom w różnych kwestiach. 

Coraz więcej zawodników KSW startuje na galach FAME MMA. Możesz zadeklarować, że skończysz karierę w KSW?

- Nawet jeśli mi ktoś zaproponuje większe pieniądze, to i tak raczej zostanę w KSW.

Wróćmy do twojej ostatniej walki z "Bombardierem". Potrzebowałeś zaledwie 18 sekund, aby go pokonać. Ale tuż przed ogłoszeniem werdyktu najechała na ciebie kamera i wyglądałeś na wkurzonego. Faktycznie byłeś wściekły?

- Może tak to wyglądało. Pamiętaj, że wyjście do klatki kosztuje dużo stresu. Z pozycji leżącej osoby na kanapie łatwo mówić, że Pudzian pobił jakiegoś amatora. Ale przecież to był chłop ważący 150 kg, który w senegalskich zapasach był wielokrotnym mistrzem świata. Nie mówimy więc o żółtodziobie, chociaż faktycznie może nie boksował zbyt dobrze. Zapasy miał jednak porządne. Cieszę się, że walka trwała 18 sekund, bo nie dałem mu się rozwinąć. Gorzej, jakbym mu dał się rozkręcić i jeszcze jakąś krzywdę by mi zrobił. Poprzednio pokonałem "Jurasa", ale on dał mi trochę popalić. Wygrałem, ale trochę śladów po wojnie było.

Kibice byli jednak wściekli, że tyle mówiono o tym pojedynku z "Bombardierem", a nie trwał on nawet pół minuty.

- Co byś nie zrobił, i tak będą krytykować. Szybko wygram, to powiedzą, że przeciwnik był leszczem. Jak bym z nim przegrał, to ja bym wyszedł na leszcza. Jak bym z nim długo się męczył, ale wygrał, to usłyszałbym, że jestem słaby, bo ledwo z nim wygrałem. Hejter zawsze się znajdzie.

Widziałem, że sparowałeś z Izu Ugonohem. Jaki on ma potencjał?

- Ma duże doświadczenie w kickboxingu i boksie. Ale to nie MMA, trzeba się przestawić. W klatce musisz być przekrojowym zawodnikiem. Taka przemiana trwa. Jeżeli będzie wystarczająco uparty, to może jeszcze zamieszać w KSW.

Jesteś zawodnikiem, który jest związany z WCA niemal od samego początku. Skąd pomysł, by trenować pod okiem Arbiego?

- Pracujemy już 8-9 lat. Arbi współpracował z Piotrem Jeleniewskim, który mnie trenował. I jakoś my zaczęliśmy też współpracować. A że skubany jest świetnym fachowcem, to dobrze się nam pracuje.

"Arbi ma przede wszystkim świetne oko. Ustala plan na walkę. To profesor. Jego obserwacje zawsze się sprawdzają w klatce" - mówił mi jego brat, a zarazem zawodnik Mansur Ażyjew. A co ty powiesz o Arbim?

- Ogląda zawodnika i od razu wyłapuje jego mankamenty. Mówi: "Maniek, patrz, jak opuszcza lewą rękę. Musisz go w takim razie atakować prawym prostym". Ale też poprawia moje błędy. Taka rola.

Z kim chciałbyś się zmierzyć?

- Gdybym miał 25 lat, to bym pewnie rzucał wyzwania. Ale dzisiaj się już tylko bawię MMA. Kogo mi da federacja, tego wezmę. Tyle.

A może rewanż z Szymonem Kołeckim? Co prawda teraz skończył się jego kontrakt z KSW, ale może wróci.

- Nie chcę się usprawiedliwiać, ale prawda jest taka, że nie powinienem wychodzić do tamtej walki, bo miałem zerwany mięsień dwugłowy. Ale powiedziałem sobie: "Co? Mariusz nie da rady? Da radę, bo jest nie do zajechania!". Ale okazało się, że jest do zajechania. Powtarzam: mógłbym się z nim zmierzyć, ale ja nie wyzywam zawodników. Ja tylko czekam na propozycje od władz KSW.

To może rewanż z Karolem Bedorfem, bo wtedy też złapałeś kontuzję?

- Jeśli KSW tego zechce, to czemu nie?

A Michał Materla? Walczy w kategorii średniej do 84 kg, ale rzucił ci wyzwanie. Myślisz, że twoja siła, by wystarczyła na jego szybkość?

- Nie zastanawiałem się nad tym. Wyzwań od różnych zawodników mam dużo, bo co chwilę ktoś mi rzuca jakieś wyzwanie.

Mariusz Pudzianowski x World of Tanks Blitz
Mariusz Pudzianowski x World of Tanks Blitz Wargaming
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.