Wraca legenda! Ale też koszmar Smudy i Wasilewskiego. Piłkarze Sousy, drżyjcie

Wraca legenda, polot, humor, ale też koszmar Franciszka Smudy i Marcina Wasilewskiego. "Z czuba" wznawia działalność na Euro 2020 i tylko w Sport.pl znajdziecie ich niepowtarzalne relacje z meczów Polaków. Piłkarze Sousy, drżyjcie! I uważajcie na spodenki.

Stało się! Po latach rozłąki, smutnych i szarych dni na łamy Sport.pl wraca "Z czuba". Fenomen społeczny, internetowy, sportowy, który ze spodenek Marcina Wasilewskiego zrobił ogólnopolskie zjawisko, a z Franciszka Smudy trenerskiego wieszcza. A jak wyglądały początki? Jak do tego doszło? Zenon Martyniuk mógłby zaśpiewać: "Nie wiem". Ale my wiemy, bo "Z czuba" od początku jest ściśle związane z portalami Gazeta.pl i Sport.pl. I od lat tworzyli go nasi najlepsi ludzie.

Zobacz wideo Zobacz, jak wygląda mural na żywo Sport.pl

- Z czuba nie mogło się zacząć od zamysłu, tylko wyłącznie od chaosu. Przyszli do mnie szefowie i powiedzieli, że w trakcie igrzysk olimpijskich w Turynie w 2006 roku przydałaby się jakaś całodniowa relacja na żywo. Zgodziłem się, usiadłem do komputera i napisałem pierwsze zdanie: "Znicz już płynie". To był żart sytuacyjny, nawiązanie do jednej z wypowiedzi w telewizji. I publika oszalała - mówi Bohdan Pękacki, autor pierwszego kopnięcia "Z czuba" w historii, a obecnie aktywista ekologiczny i szef komunikacji w fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi.

"Dziennikarze stali niemalże na baczność, do tego w garniturach"

- To były czasy, w których internet funkcjonował trochę jak gazeta papierowa. Wszystko musiało być dokładnie zaplanowane, wyważone, dziennikarze stali niemalże na baczność i w garniturach. A "Z czuba" było jak ta nazwa - człowiek strzela, a gdzie piłka poleci to już wola boska. Okazało się, że ludzie chcą oglądać sport na luzie. Dyskutować o nim tak, jakby siedzieli z kumplami w barze. Nie interesowało ich, kto kopnął, kto rzucił i jak szybko pobiegł. Chcieli opinii, komentarzy, emocji i żartów. Czasem na granicy, ale w miarę umiejętności bez chamstwa - dodaje.

A co sprawiło, że serwis "Z czuba" stał się tak popularny? - Nam udało się stworzyć medium społecznościowe i to w czasach, kiedy wielkie serwisy społecznościowe były jeszcze w powijakach. Pamiętam, że prowadziłem relację po historycznym awansie reprezentacji Polski na mistrzostwa Europy. Trwała 48 godzin, siedziałem o 3 w nocy po meczu w biurze sam, a ludzie nas czytali, wysyłali do nas wiadomości. Ta integracja była siłą "Z czuba". Wtedy po raz pierwszy poczułem, że robimy coś wyjątkowego. To było niewiarygodne - mówi Piotr Mikołajczyk, współautor serwisu, a obecnie szef rozwoju Sport.pl.

"Nasze żarty będą jeszcze słabsze, niż wtedy"

- Sport ma to do siebie, że najlepiej ogląda się go razem. I siła "Z czuba" polegał na tym, a przynajmniej tak mi się wydaje, że potrafiliśmy sprawić, że ludzie siedzieli sami przed komputerami, a czuli, że są częścią grupy i przeżywają emocje razem - uzupełnia Bohdan Pękacki, który na czas Euro 2020 znów połączy siły z Piotrem Mikołajczykiem. Bo to właśnie ten duet zrelacjonuje w Sport.pl wszystkie mecze Polaków podczas Euro 2020.

Oficjalnie: Dzień dobry. Wszystkich, którzy boją się, że będziemy odgrzewać te same słabe dowcipy sprzed 10 lat, uspokajamy: nie odcinamy kuponów, nasze żarty będą jeszcze słabsze, niż wtedy. Nie będzie to proste, ale nikt nam nigdy nie mógł odmówić ambicji.

- czytamy na Twitterze "Z czuba".

A z jakimi założeniami i ambicjami wracają? - Ja się nad tym nawet nie zastanawiam. Siłą "Z czuba" zawsze była spontaniczność. Chcemy to zachować, zwłaszcza, że wracamy na relacje na żywo. Postaramy się zachować dawny klimat, ale nie będziemy udawać, że jesteśmy tymi samymi ludźmi. Zmieniliśmy się, mamy dzieci, nasze poczucie humoru też jest inne. Ale internet też się zmienił i nasi odbiorcy również. Zrobimy, co się da - mówią zgodnie Piotr Mikołajczyk i Bohdan Pękacki.

Pierwsza weryfikacja już podczas meczu ze Słowacją, więc jeśli chcecie przypomnieć sobie dawne "Z czuba", poczuć magię kibicowania, ale też żartów i szydery, to bądźcie ze Sport.pl.

Więcej o:
Copyright © Agora SA