Głowacki był przesłuchiwany w sprawie walki z Briedisem. "Pytanie, papiery, pięć razy oglądanie powtórek"

- Opowiedziałem to, jak się czułem po tym łokciu. Mówiłem, że później miałem opóźnioną reakcję i nogi jak z waty. Po tym uderzeniu było już po wszystkim  - powiedział Krzysztof Głowacki w rozmowie z "Przegladem Sportowym". Polski pięściarz nawiązał w ten sposób do przesłuchania, na jakim musiał stawić się w związku z niesprawiedliwie przegraną walką z Mairisem Briedisem, która niebawem ma być powtórzona.

Przed pierwszą walką Krzysztofa Głowackiego z Mairisem Briedisem trudno było wskazać zdecydowanego faworyta. Obaj pięściarze mieli przed nią na koncie po jednej porażce, co więcej, z tym samym rywalem - Ukraińcem Ołeksandrem Usykiem. Stawką pojedynku był awans do finału World Boxing Super Series kategorii półciężkiej. 

Zobacz wideo

Już w 2. rundzie doszło do pierwszej skandalicznej sytuacji. Polak trafił swojego rywala w tył głowy, na co Łotysz odpowiedział uderzeniem łokciem w szczękę. Otrzymał za to ostrzeżenie od sędziego. Chwilę później polski bokser był liczony, po jednym z uderzeń Briedisa. Kilkadziesiąt sekund później Głowacki był liczony po raz drugi, gdy sędzia nie usłyszał gongu kończącego 2. rundę. Kilkanaście sekund po rozpoczęciu 3. rundy walka została przerwana, gdy polski pięściarz znalazł się na deskach. Briedis w wypowiedzi po walce przyznał się, że słyszał gong kończący 2. rundę pojedynku. Mimo tego, a także faktu, że w ringu znajdował się już jeden z jego sekundantów, nie zamierzał przestać zadawać kolejnych ciosów, po których Głowacki znalazł się po raz drugi na deskach.

Głowacki był przesłuchiwany w sprawie walki z Briedisem. "Pytanie, papiery, pięć razy oglądanie powtórek"

Walka wywołała ogromne kontrowersje. Przeciwko wynikowi protestowali m.in. promotorzy czy trenerzy Głowackiego, a także przedstawiciele TVP Sport, które transmitowało wydarzenie. Do władz federacji WBO wysłano natomiast wniosek o anulowanie wyniku walki i przeprowadzenie jej raz jeszcze. Jak się okazało, wynik walki nie zostanie unieważniony, ale Briedis w ciągu czterech miesięcy musi ponownie zmierzyć się z Polakiem.

Przed podjęciem decyzji o przeprowadzeniu kolejnej walki, Głowacki musiał stawić się na przesłuchanie w Portoryko. Przesłuchanie, które trwało aż pięć godzin. - Opowiedziałem to, jak się czułem po tym łokciu. Mówiłem, że później miałem opóźnioną reakcję i nogi jak z waty. Po tym uderzeniu było już po wszystkim. Może gdyby sędzia dał mi z pięć minut? Dwóch z trzech przesłuchujących przyznało, że widać na nagraniu zmianę moich ruchów. Mówili, że spóźniałem się z odpowiedziami na ciosy, chodziłem wyprostowany, nogi nie działały tak, jak powinny - przyznał polski pięściarz w rozmowie z "Przeglądem Sportowym". Pytanie, papiery, pięć razy oglądanie powtórek... A dlaczego to, tamto i tak dalej. Cieszę się jednak, że razem z Andrzejem Wasilewskim podjęliśmy tę walkę, bo teraz mogę się bić o pas - dodał, tłumacząc dlaczego przesłuchanie trwało tak długo.

Zanim Głowacki zmierzy się z Łotyszem, czeka go jednak inna walka. Polak otrzyma szansę walki o pas mistrza świata federacji WBC, w której jego ryalem będzie Ilunga Makabu (26-2, 24 KO), lider rankingu WBC w kategorii półciężkiej.

Więcej o:
Copyright © Agora SA