Boksujący w wadze piórkowej Daniel Franco podpisał kontrakt z Roc Nation w 2015 roku i wygrał pierwszych pięć walk pod szyldem grupy. Problemy zaczęły się w marcu 2017 roku, gdy bokser zapadł na ciężką grypę przed dużą walką. Musiał przerwać treningi na trzy tygodnie.
Dwudziestosiedmioletni Kalifornijczyk twierdzi, że chciał przełożenia zaplanowanej na 23 marca walki z Christopherem Martinem na inny termin, ale nie otrzymał na to zgody Roc Nation i został zmuszony do pojedynku. Przegrał go przez nokaut i powinien odpocząć, jednak zorganizowano mu kolejną walkę - 12 maja zmierzył się z Francisco Suarezem i wygrał przed czasem. Niecały miesiąc później, 10 czerwca musiał wejść do ringu z Jose Haro, który znokautował Franco w ósmej rundzie bezpardonowej konfrontacji.
Według boksera jego promotorzy nie upewnili się, że znajduje się w odpowiednim stanie, by walczyć tak często. Oskarża ich o to, że narazili jego życie. Już przed walką z Haro miał bowiem doznać urazów kości czaszki i krwawienia mózgowego. Te niezwykle poważne obrażenia nie zostały według Franco wykryte.
Po walce 10 czerwca Franco zapadł w śpiączkę. Wykryto u niego krwawienie wewnątrzczaszkowe i usunięto fragment czaszki, by uratować mu życie. Po dwóch tygodniach bokser obudził się ze śpiączki. Wciąż jednak cierpi na zaburzenia poznawcze, przechodzi rehabilitację i musi nosić specjalny kask, by nieustannie chronić mózg przed ponownym urazem.
Nie jest znana kwota, której bokser domaga się od Roc Nation Sports. Przedstawiciele grupy odmawiają na razie komentarza w sprawie oskarżeń. Więcej o boksie przeczytasz na portalu bokser.org