Syn faszysty trzymał F1 żelazną ręką. Aż ujawniono nagrania z orgii, gdzie krzyczy po niemiecku

Jego ojciec założył w Wielkiej Brytanii partię faszystowską, a na ślubie życzeń zdrowia i miłości wysłuchał od Adolfa Hitlera. Na życie Maxa Mosleya rodzina miała spory wpływ, ale on starał się od tego uciekać. Udało mu się dopiero dzięki Formule 1, ale też nie do końca. Zmarły w tym tygodniu wieloletni prezes FIA na świat wyścigów miał ogromny wpływ.

W 1936 roku w berlińskim domu Josepha Goebbelsa doszło do tajnej, ale bardzo ważnej uroczystości. Oswald Mosley brał ślub z Dianą Mitford. Na ceremonię przybył też Adolf Hitler, który życząc miłości i zdrowia wręczył parze srebrną ramkę ze swoim zdjęciem. Fuhrer prawdopodobnie był wtedy w związku z siostrą Diany. Obie panie były oczarowane ideologią faszystowską. To również dlatego Oswald był idealnym kandydatem na męża Diany. Kilka lat wcześniej W Wielkiej Brytanii założył faszystowską partię. W tamtych latach w Europie Zachodniej nie było to niczym niezwykłym. Rządzący za bardziej niebezpiecznych uważali komunistów i ich idee globalnej rewolucji.

Zobacz wideo Bolid eksplodował niczym bomba. Te systemy uratowały życie Romaina Grosjeana [F1 Sport #37]

Bilet do świata bez piętna faszysty

Ze związku Oswalda i Diany narodził się Max. Młody chłopak przyglądał się politycznej działalności ojca, w którą po wojnie został nawet wciągnięty. Kariera polityczna nie układała się jednak Mosley'om tak, jakby sobie życzyli. Wpływały na to przedwojenne związki z faszyzmem. Max zajął się zatem prawem i sportem. Skończył prawnicze studia, specjalizując się w prawie patentowym i znakach towarowych. Miłość do szybkich samochodów narodziła się, gdy jego żona kupiła bilety na zawody na torze Silverstone. To po nich Max chciał zasiąść za kółkiem maszyn osiągających zawrotne prędkości. Gdy zaczął treningi, szybko zorientował się, że do świata czterech kółek może wejść z czystą kartą.

- Będąc synem Oswalda, zawsze miałem jakieś problemy, ale one zniknęły w świecie wyścigów. Tam po jednym z pierwszych treningów usłyszałem: "Max Mosley? On pewnie jest spokrewniony z Alfem Mosley'em, tym konstruktorem nadwozi. Pomyślałem, że wreszcie znalazłem świat, w którym nie wiedzą o Oswaldzie Mosley’u" - mówił w jednym z wywiadów.

Jego debiut Formule 2 przypadł na rok 1968, ale nie był szczęśliwy. Podczas pierwszych zawodów Maxa na torze w Hockenheim, zginął bowiem dwukrotny mistrz świata Formuły 1 Jim Clark. W ciągu następnych dwóch lat przez wypadki Max stracił kolejnych kolegów ze swego pierwszego teamu: Piersa Courage’a i Chrisa Lamberta. Był już wtedy jednym ze współwłaścicieli zespołu wyścigowego. Świat formuły znał go zatem jako działacza i kierowcę. Jedno i drugie wychodziło mu nieźle. W 1974 roku przy okazji stworzenia Stowarzyszenia Konstruktorów Formuły 1 (FOCA) okazało się, że jego prawniczy talent doskonale sprawdza się w obronie interesów takich ludzi jak Bernie Ecclestone, Frank Williams, czy Ken Tyrrell. Kariera Maxa Mosleya potoczyła się szybko. Kilkanaście lat później został wybrany nowym prezesem FIA.

Bezpieczeństwo na torach i drogach

Mosley odkąd zasiadał w najważniejszych sportowych gabinetach, starał się zapewniać kierowcom coś najcenniejszego. Pamiętał tragedie i liczne wypadki, gdy jeszcze sam jeździł po torze. Zawsze zwracał uwagę na bezpieczeństwo i podnosił poziom ochrony kierowców. Zaostrzał wymagania dotyczące pojazdów, wpływał na ulepszanie strojów i wyposażenia kierowców, czy modyfikację torów. Walczył o bezpieczną jazdę nie tylko na torach F1, ale też na zwykłych drogach. To on rozpoczął i wspierał kampanie na rzecz trzeźwej jazdy i sprawił, że upowszechniono crash testy. Kiedy w 1994 roku podczas wyścigu w San Marino zginęli Ayrton Senna i Roland Ratzenberger, Mosley utworzył Doradczą Grupę Ekspertów, która za bezpieczeństwo na torach wzięła się na poważnie.

Wieloletnia prezesura Mosleya w FIA (1993-2009), to były rządy autorytarne. Brytyjczyk praktycznie wykluczał teamy F1 z podejmowania ważnych decyzji. A czasem wojował z ich szefami. W 2008 roku doszedł jednak do ściany, choć i tak jak zwykle wydawało mu się, że przebije ją głową. Ogłosił zmniejszenie pułapu wydatków zespołów do 55 milionów dolarów rocznie i to już od 2010 roku, czym doprowadził do rozłamu. Dla jednych było to nierealne, innych znów zastanawiała bezczelność Mosleya i brak konsultacji, kolejni zakomunikowali, że z zawodów będą się wycofywać. Max otwarcie zaprosił wtedy do F1 innych sugerując, że nowi ludzie zastąpią starych. Batalii z zespołami jednak ostatecznie nie wygrał. Niektóre media zwracają uwagę, że jego zapał do walki zmniejszył się po śmierci syna, który przedawkował narkotyki. Odchodził z FIA po skandalu, gdy tabloid "News of the World" opublikował zdjęcia i filmy z orgii z prostytutkami, w które brał udział. Mosley dostał setki listów i pism od przedstawicieli wyścigowego środowiska, z sugestiami i prośbami, żeby zrezygnował z ubiegania się o kolejną kadencję prezesa FIA, na którą miał zresztą ogromną ochotę.

Niebezpieczne nagrania

Film opublikowany przez gazetę, prezentował jak Mosley (od kilkudziesięciu lat mąż pani Jean Mosley) bawił się na sadomasochistycznej orgii z prostytutkami. Kobiety były przebrane za strażniczki lub więźniarki, a on krzyczał do nich po niemiecku i zbierał klapsy.

- Dorosłych nie powinno interesować to, co robią inni ludzie w łóżku - odpowiadał w swoim stylu i przeszedł do kontrataku. Gazetę pozwał za zniesławienie, również dlatego, że dziennikarze pisali, że uczestnicy orgii czerpali inspirację z postępowania faszystów. Do Maxa powracały zatem stare rodzinne historie, ale sąd przyznał mu rację. Nie dopatrzył się, by występujące na nagraniu osoby kpiły z ofiar Holokaustu. Wymiar sprawiedliwości zarządził wysokie odszkodowanie (ok. 3 mln złotych). Wojna z mediami trwała jednak dalej, bo Max ścigał też niemieckiego i francuskiego Google'a, za przyzwolenie, by ich wyszukiwarki dalej prezentowały zdjęcia z orgii, łamiąc jego prawo do sfery prywatnej. W tych sprawach sądy też były dla niego przychylne. Zniesmaczenie i presja środowiska szybko nie minęły, choć Brytyjczyk miał też wielu zwolenników. Mosley o czwartą kadencję prezesury we władzach Formuły 1 już się nie ubiegał. Potem powoli oddalał się z życia publicznego. Zmarł 23 maja 2021 roku. Miał 81 lat. Od pewnego czasu chorował na raka.

Jednym z pierwszych, którzy złożyli hołd po śmierci Mosleya był zespół Williams Racing. Środowisko przypominało też o jego ważnym wkładzie w historię wyścigów.

"Tak niewielu zdaje sobie sprawę z pracy, jaką wykonał Max w zakresie bezpieczeństwa podczas wyścigów. Niewielu zdaje sobie sprawę, że również dzięki jego działaniom bezpieczniejsze są auta, które służą nam na co dzień. To on sprawił, że bezpieczeństwo stało się kluczowym wskaźnikiem pomagającym przy sprzedaży aut osobowych" - opisywał Mark Gallagher, dyrektor F1. - Fascynujący człowiek z ciekawą historią - dodał.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.