Zniszczoł po pierwszej serii i skoku na 128,5 metra zajmował szóste miejsce. Jeśli skoczyłby podobnie lub lepiej w finale, mógłby liczyć nawet na walkę o podium. Niestety, spadł na ósmą pozycję, bo uzyskał tylko 121,5 metra. Tuż po skoku wydawał się bardzo niezadowolony - ostatecznie do podium stracił 14,2 punktu, czyli blisko osiem metrów.
Boli, że to najlepszy z Polaków w tak słabo obsadzonych zawodach. Przecież w Wiśle obok Polaków z największych kadr w skokach najsilniejszy skład wystawili tylko Norwegowie. I oni mogą się cieszyć - konkurs wygrał Marius Lindvik, czwarty był Johann Andre Forfang, siódmy Kristoffer Eriksen Sundal, a Halvor Egner Granerud pomimo słabszej pierwszej próby, błysnął drugą i był w stanie wspiąć się na dwunastą pozycję. Skoro Norwegowie mogą być zadowoleni, to czy Polacy mają panikować? To niby tylko lato, ale zdobyli 138 punktów, a mieli na starcie siedmiu zawodników, podczas gdy ich rywale ugrali 216 punktów, choć startowało ich tylko pięciu. To przepaść.
Zresztą Polakom nie poszło na skoczni, na której od 2011 roku w konkursach indywidualnych latem zawsze stawali na podium. Wtedy zanotowali ostatni słabszy wynik od tego z soboty - wówczas najlepszym z nich był dziewiąty Kamil Stoch. Taki wynik w słabiutkiej stawce można nazwać katastrofą.
I ostrzeżeniem dla kadry trenera Thomasa Thurnbichlera. - Ja nie nazwałbym tego w ten sposób - odpowiada jednak Austriak. Ale musi przyznać, że jeśli konkursy w Wiśle miały być dla polskich kibiców odbiciem po słabej, przepełnionej problemami zimie, to sobota przyniosła tylko kolejne wątpliwości i znaki zapytania. Czy wszystko na pewno idzie w dobrym kierunku?
- Na pewno nie możemy być zadowoleni z naszego wyniku, ale możemy znaleźć pewne pozytywy i to nich należy się skupić. To postawa Kuby Wolnego (126,5 i 127 metrów, 11. miejsce), Pawła Wąska (126,5 i 129,5 metra, 13. miejsce). Skakali od początku tego weekendu na solidnym poziomie. Fakt, że Dawid Kubacki (120,5 i 127,5 metra, 9. miejsce) też sprawia, że myślę pozytywnie. Wie, co stało się w jego skokach. A Olek Zniszczoł, czyli ten, którego stać na nasze najlepsze wyniki, skacze na 95 procent swoich możliwości. Postaramy się poprawić przed jutrem. I podkreślę: zgadzam się, że rezultaty powinny być lepsze, ale widzę też dobre aspekty tego, co się dzieje. Musimy skupić się na naszej pracy i rozwoju - wskazuje Thurnbichler.
Trener Polaków stara się widzieć w jasnych barwach więcej niż my. I z jednej strony, trudno, żeby w tej sytuacji robił coś innego, ale z drugiej sytuacja nie wygląda najlepiej. A wątpliwości pogłębiają słowa Dawida Kubackiego, który przyznał, że na niedawnym zgrupowaniu w Trondheim Norwegowie odstawali od nich jeszcze bardziej. - To prawda - przyznaje prezes Polskiego Związku Narciarskiego, Adam Małysz.
- W zeszłym sezonie dostawałem różne raporty ze zgrupowań i nieraz zdarzało się, że coś było przede mną ukrywane, nawet tuż przed zimą po słabych skokach w Lillehammer. Wtedy słyszałem, że Polacy byli na równi z Norwegami, a nawet, że to oni się do nich porównywali. Teraz już tak nie jest. Po obozie w Trondheim usłyszałem, że najlepiej skakał tam Johann Andre Forfang, który jeździł z dwóch belek niżej od innych, a i tak odskakiwał na dwa-trzy metry. Pozostali Norwegowie skakali z tych samych co nasi, ale lądowali dalej, była różnica tych kilku metrów. To w zasadzie potwierdza się na razie w Wiśle - analizuje Małysz.
Pytamy prezesa, czy sam nie martwi się już tym, jak wyglądają skoki Polaków. - Oczekiwania na pewno były większe. W prologu, gdy mieliśmy trzech zawodników w dziesiątce, wyglądało to trochę lepiej. Cóż, w zeszłym roku lato mieliśmy całkiem niezłe, a zimę bardzo słabą. Może w tym roku będzie odwrotnie? - mówi z krzywym uśmiechem Małysz. Raczej ironizuje, próbuje to obrócić w żart. - Trzeba wierzyć w to, co mówią trenerzy. Mamy teraz jeszcze Alexa Stoeckla, który będzie nad tym wszystkim czuwał. Mam nadzieję, że będzie widać progres, szczególnie zimą - dodaje.
Czy Polska może sobie pozwolić na drugą z rzędu słabą zimę w wykonaniu skoczków? - Ta miniona zima dała nam do myślenia. Że trzeba być czujnym na każdym etapie. Mimo że nie było imprezy mistrzowskiej, to zabolało mocno wszystkich. Nie chcielibyśmy, żeby to się powtórzyło i mam nadzieję, że tak się nie stanie. Tym bardziej że kolejnym sezonem będzie ten olimpijski. Tu już nie ma: zmiłuj się. Mamy do niego coraz mniej czasu, ale jednocześnie wystarczająco, żeby być gotowym - uważa Adam Małysz.
Szansa na poprawę wyników i wrażenia po skokach Polaków już w niedzielę. W drugim konkursie w Wiśle wystąpi tylko czterech skoczków z naszego kraju - Dawid Kubacki, Aleksander Zniszczoł, Jakub Wolny i Paweł Wąsek, czyli najlepsi z soboty. Prolog zaplanowano na godzinę 13:30, a początek konkursu półtorej godziny później.