Małysz reaguje na fatalny start Polaków. Już rozmawiał z Thurnbichlerem

Jakub Balcerski
- Nie jest dobrze, jak zawodnicy tak czują - mówi Sport.pl prezes Polskiego Związku Narciarskiego Adam Małysz o słowach Dawida Kubackiego i Kamila Stocha po zawodach w Ruce. Po bardzo słabych wynikach na otwarcie nowego sezonu zawodnicy wskazali, że częściowo nie zgadzają się z pomysłami trenera Thomasa Thurnbichlera na zmiany, jakich chciał dokonać w ich skokach w trakcie weekendu i nie czuli się z nimi pewnie. Małysz uspokaja jednak i mówi, że stara się rozumieć w tej sytuacji obie strony.

Nie ma co ukrywać: to był fatalny start sezonu polskich skoczków. Wyniki, które osiągali w Ruce, były poniżej wszelkich oczekiwań mediów, kibiców czy samych zawodników i trenerów. Rozczarowało zwłaszcza niedzielne odpadnięcie Kamila Stocha i Aleksandra Zniszczoła już po kwalifikacjach - i to takich, w których do konkursu nie awansowało zaledwie trzech zawodników (!). Jednak nawet najlepsi w ten weekend Piotr Żyła (21. miejsce w niedzielę) i Dawid Kubacki (21. miejsce w sobotę i 23. miejsce w niedzielę) liczyli na lepszą formę i nie mogli być zadowoleni z poziomu, jaki prezentowali w Finlandii.

Zobacz wideo Adam Małysz szczerze o zakończeniu kariery: Zastanawiałem się, co to będzie

Stoch i Kubacki nie zgadzają się z pomysłami Thurnbichlera. "Nie tędy droga"

Co gorsze, po niedzielnym konkursie w Ruce wcale nie wyniki są największym zmartwieniem polskiego środowiska skoków. Jeszcze większym zagrożeniem dla kadry wydaje się możliwe napięcie na linii zawodnicy - sztab. Skąd można się go doszukiwać? To efekt słów Dawida Kubackiego i Kamila Stocha.

- Moim zdaniem nie tędy droga - tak Kubacki odpowiedział na pytanie w studiu TVN-u o rozmowy z Thomasem Thurnbichlerem, który chciał, żeby Polacy skakali z większą pasją i sercem. - Tutaj trzeba się skupić na podstawach, na tym, co jest do zrobienia. Nie rozbijać tych skoków na milion kawałków, bo to nic nie daje. Ja jak z nim rozmawiałem, to raczej w tę stronę: Nie kombinujmy, nie rozkładajmy tego na milion części. Jak ja sobie rozwalę koncentrację na siedem różnych rzeczy, to żadna z nich nie zadziała dobrze. Takie jest moje założenie i tego się trzymam. Trochę się ze mną kłócą, nie bardzo mi dają tym torem iść, ale będziemy pewnie dziś gadać znowu - stwierdził Polak.

Swoje po odpadnięciu w kwalifikacjach dorzucił Kamil Stoch. - Nie do końca wierzyłem w pomysł - przekazał w rozmowie z Eurosportem skoczek, któremu Thomas Thurnbichler polecił w niedzielę ryzykować i aktywnie podejść do pozycji najazdowej i odbicia. - Nie czuję się pewnie w tym wszystkim. Nie chcę mówić, że metoda szkoleniowa jest zła, ale siadając na belkę, musisz mieć pewność, że to zadziała, a ja jej nie mam. Liczę na to, że kilka dni, które będziemy mieć w Lillehammer pomogą mi wrócić do systemu i zyskać pewność, że gdy będę siedział na belce, to będę wiedział, co zrobić. Za dużo było zmian, za dużo było kombinowania, a nie było stabilności, żebym skoczył pięć skoków w miarę podobnych - ocenił.

Małysz: "Martwi mnie, że zawodnicy tak to czują i otwarcie o tym mówią". Ale rozumie też Thurnbichlera

Takie słowa wypowiadane w mediach po zaledwie dwóch konkursach sezonu to raczej nie przypadek. Każą zastanowić się, czy zawodnicy w pełni ufają trenerom. A może to jednak przesada i nie trzeba tak tego czytać? O opinię spytaliśmy prezesa Polskiego Związku Narciarskiego, Adama Małysza. - Myślę przede wszystkim, że nie jest dobrze, jak zawodnicy tak czują i gdzieś tam coś nie funkcjonuje. Oczywiście, zawsze jest tak, że trener, jak coś nie funkcjonuje, to chce jak najlepiej. To nie jest też tak, że on chce specjalnie zepsuć coś zawodnikom - komentuje Małysz.

- Nie bronię tutaj Thomasa, ale słuchałem tego, co mówił po konkursach i się z nim zgadzam. Są tu spore problemy z techniką i to widzimy. Zawodnicy zaczęli źle jeździć. Jeżdżą z tyłu i później ciężko im oddać z tego dobre skoki. Na pewno analizowali to już i dojdą do tego, co należy poprawić. To nie jest tak, że stała się niewyobrażalna tragedia. Jest źle, bo patrząc na historię to tak źle jeszcze chyba nie było na samym początku. Nie da się jednak zrobić wszystkiego, jeśli popełnia się sporo błędów. Zobaczymy, myślę, że Lillehammer (gdzie odbędą się kolejne konkursy, a wcześniej Polacy tam potrenują - red.) przyniesie zdecydowaną poprawę - dodaje.

- Martwi mnie, że zawodnicy tak to czują i otwarcie o tym mówią. To nie jest dobre. Zawodnik najlepiej czuje, co się dzieje, zwłaszcza tak doświadczeni skoczkowie, jak Kamil czy Dawid. Trzeba na pewno dać im teraz trochę spokoju i poczekać na te rezultaty. Mam jednak nadzieję, że Lillehammer będzie zdecydowanie lepsze. Zawsze to Kuusamo było dla nas jakieś takie niefajne, a ten rok to już w ogóle nie chcę nic mówić. Tak, jak mówię: dalej może być zupełnie inaczej. Pewnie nie przestanie wygrywać tam Stefan Kraft, czy ci, którzy są w czołówce, nie przestaną na raz dobrze skakać, bo widać, że są w topowej formie. Jednak czasem niewielki błąd, który wkrada się w skoki, powoduje, że zawodnicy tego nie czują - ocenia czterokrotny zdobywca Kryształowej Kuli za klasyfikację generalną Pucharu Świata.

- Zauważyłem, że zawodnicy po prostu nie czuli przyjemności ze skoków w Ruce, a to niedobrze. Zawsze będzie jakiś stres, ale bardziej pozytywny do chęci rywalizacji. A tu wiary w to, że będą rywalizować nie było widać. I z jednej strony rację ma Thomas, który mówi, że potrzeba więcej serca, a z drugiej zawodnicy też. Bo z czego tu być zadowolonym i pozytywnie nastawionym, jeśli faktycznie te wyniki i skoki są, jakie są? Teraz potrzeba dużo cierpliwości. Niby łatwo się mówi z mojej pozycji, gdy nie jestem tam na miejscu i to nie ja oddaję takie skoki, ale byłem w takiej sytuacji wiele razy i wiem, że nie jest to proste. Czasem trzeba to przecierpieć i dać sobie czasu, żeby to zafunkcjonowało. Jestem optymistą i cały czas stoję przy tym, że jeszcze będzie dobrze - zapewnia Adam Małysz.

Małysz porozmawiał z Thurnbichlerem po konkursie w Ruce. "Na pewno jest trochę przybity"

- Ciężko mi jest sondować, że zawodnicy wychodzą z jakimiś ciosami, jeśli chodzi o sztab. To raczej za dużo powiedziane, po prostu na głos wypowiedzieli swoje zdanie. To zrozumiałe, bo można być sfrustrowanym, widząc takie wyniki. Zgodzę się jednak, że potrzeba o wiele więcej spokoju - wskazuje prezes PZN. 

Małysz już zareagował na to, co działo się w Ruce. - Tuż po drugim konkursie rozmawiałem z Thomasem - zdradza. - Na pewno jest trochę przybity. Nie daje tego po sobie poznać, jest pełen optymizmu. Ma nasze zaufanie i wsparcie. Poprzedni rok funkcjonował bardzo fajnie i dziwne byłoby, żeby nagle pojawiła się tak duża zmiana. Nadal twierdzę, że coś poszło nie tak, ale może to być naprawdę mała rzecz i sprawy mogą szybko wrócić na dobre tory - uważa były skoczek.

Słaba forma Polaków "oszukała" Norwegów. Naprawdę było tak źle? "Ktoś pewnie kłamie"

Co z oceną przygotowań? W końcu w weekend mocnym echem w środowisku odbiły się także słowa Norwegów, innej kadry, która w Ruce radziła sobie słabo. Trener Alexander Stoeckl i najlepszy zawodnik zeszłego sezonu PŚ, Halvor Egner Granerud w wypowiedziach dla dziennika VG przekazali, że po wspólnym obozie z Polakami w Lillehammer niedługo przed startem sezonu swoje przekonanie o dobrej formie opierali głównie na tym, że skakali dużo lepiej od zawodników Thomasa Thurnbichlera. Okazało się, że słaba dyspozycja Polaków ich "oszukała" - teraz obie drużyny są o krok, jeśli nie kilka, za najlepszymi w stawce.

- No ja słyszałem coś zupełnie innego. Że nasi zawodnicy wcale nie skakali gorzej od Norwegów. Ktoś pewnie kłamie, nie wiem kto. To jednak mało ważne, ani oni, ani nasi skoczkowie nie są w tym momencie w topowej formie - mówi Adam Małysz. - Nie chcę być wróżbitą i mówić, że Lillehammer to zupełnie inna skocznia od tej w Ruce, ale trochę tak jest. Już wcześniej mówiłem także, że ja bym nie pojechał na ten Cypr - wskazuje, odnosząc się do zgrupowania, które Polacy odbyli na początku listopada. - To trenerzy decydują, a zawodnicy chcieli, więc pojechali jeszcze odpocząć i potrenować w takich warunkach - wyjaśnia Małysz.

- Czy ten ruch z szybkim przejazdem do Lillehammer był dobry? Na początku mieli zaplanowaną Planicę, ale tam drzewo wywróciło się na wyciąg i obiekty zamknięto. Okazało się jednak, że są już skocznie, na których można przejść na śnieg. Zawsze chce się jak najszybciej to zrobić, więc pojechali do Lillehammer. Myślę, że to może zaprocentować w dalszych konkursach, czy nawet w perspektywie całego sezonu. Nie osądzałbym, czy to była dobra, czy zła decyzja. Skoki są jednak dość indywidualną dyscypliną i mam nadzieję, że akurat to mogło tylko pomóc. Szybka zmiana z ciepłego klimatu na skoki na śniegu mogła mieć wpływ na późniejszą chorobę, ale nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, nie mnie się o tym wypowiadać. Mogę tylko dodać z własnego doświadczenia, że kilkukrotnie byłem przed sezonem na takim "ostatnim gwizdku", żeby się doładować w ciepłym i mnie to akurat nie funkcjonowało. Ja na pewno bym z tego zrezygnował. To jednak trener jest od przygotowania planu i podejmowania decyzji. Wiele krajów tak robi, więc uznaliśmy, że to nie jest zły pomysł - tłumaczy.

Zmiany w składzie przed zawodami w Lillehammer? "Nie ma tu co panikować"

Przed konkursami w Lillehammer powstanie spora dyskusja dotycząca składu Polaków na te zawody. W końcu może warto dać szanse innym w miejsce najsłabszych zawodników, jeśli skaczą od nich realnie gorzej? Jednym z kandydatów wydaje się być Maciej Kot, który trenuje w bazie w Zakopanem i był już kandydatem do wyjazdu do Ruki, ale Thomas Thurnbichler wolał, żeby zaczął sezon w Pucharze Kontynentalnym i pomógł zyskać Polakom dodatkowe, szóste miejsce startowe w Pucharze Świata. Teraz sytuacja mocno się jednak zmieniła. Sam Austriak przyznał, że przedyskutują temat zmian w składzie z trenerami.

- Myślę, że nie ma tu co panikować. Oni i tak mają już wykupione bilety do Lillehammer, tam się pewnie coś okaże. Może jeśli jeden z tych zawodników bardziej doświadczonych, przykładowo Kamil, chciałby wrócić, czy potrenować bardziej na luzie, to trenerzy i my także na pewno to rozważymy. Choć w Europie ciężko jest dalej znaleźć gdzieś śnieg. Niby pada, jest zimno, ale skocznie są wciąż w trakcie przygotowań. Dlatego Lillehammer wciąż jest chyba jednym z najlepszych rozwiązań - uważa Adam Małysz.

- Czy będą jakieś wymiany? Myślę, że na to też trzeba raczej poczekać i zobaczyć, co się wydarzy. Nie wykonywałbym panicznych kroków. Oczywiście, słyszeliśmy w studiu Eurosportu wypowiedź Wojtka Topora, trenera bazowego w Zakopanem o Maćku Kocie, który skakał tam bardzo dobrze na treningach, wręcz lepiej od Władimira Zografskiego. Ale jeśli chodzi o samą Rukę to może lepiej, że tam nie pojechał, bo ona się zawsze jakoś źle kojarzy. Ciężko mi powiedzieć, czy uda się do Lillehammer. Trzeba dać trenerowi wolną rękę. Jeśli będzie chciał naszej porady, czy wsparcia w podjęciu decyzji, to je otrzyma. Na dziś jadą i robią swoje - zapewnia Małysz.

"Są wolni w locie". Małysz mówi o błędach Polaków. Thurnbichler je potwierdza

Jak bardzo najlepsi odjechali Polakom? - Stefan Kraft jest w naprawdę niesamowitej formie. Niedzielne dwa skoki były znakomite, te wcześniejsze też niczego sobie. Jest przygotowany bardzo dobrze. To tyczy się wszystkich Austriaków i Niemców, wyglądają najlepiej. To jeszcze nie jest coś, co powoduje, że można przewidywać ich dominację do końca sezonu. On jest długi i ciężki, często są wzloty i upadki. My nie wystartowaliśmy dobrze i mam nadzieję, że to teraz może iść tylko w drugą stronę, w górę, że do nich dobijemy. Nie jest fajnie patrzeć na innych w tak dobrej formie, gdy nam jej brakuje - przyznaje Małysz.

- Widzę pewne błędy u naszych zawodników i rozmawiałem o nich z Thomasem, a on potwierdza, że tak jest. Skocznia w Ruce jest bardzo trudna. Jeśli zostaniesz trochę z tyłu (w pozycji najazdowej - red.), to niestety nie masz szans. Na niej trochę się skacze, jak na skoczni mamuciej. Niby to duża skocznia, a jednak kierunek odbicia musi być zdecydowanie bardziej nie do przodu, ale z opuszczoną klatką i wypchniętym kolanem, żeby szybciej lecieć w powietrzu. Widać, że nasi zawodnicy są wolni w locie, ale to skutek tego, co dzieje się na rozbiegu, a później na progu - podsumowuje Adam Małysz.

W Lillehammer Polaków czekają najpierw dwie sesje spokojnych treningów na skoczni, a potem zawody na dwóch typach obiektów. W sobotę, 2 grudnia zaplanowano rywalizację na normalnej skoczni, a dzień później na dużej. Relacje na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.

Więcej o: