Włoski futbol słynie z wielu skandali. Najnowsza afera dotyczy piłkarzy, którzy hurtowo obstawiali mecze u nielegalnych bukmacherów. Nicolo Fagioli, pomocnik Juventusu, przyznał się do uzależnienia i poszedł na współpracę z wymiarem sprawiedliwości, przez co będzie mu groziło najprawdopodobniej siedem miesięcy dyskwalifikacji. Chwilę później skruchę wyraził też Sandro Tonali. Pomocnik Newcastle miał być prowodyrem, bo to właśnie on zainstalował aplikację bukmacherską Fagiolemu na telefonie. Były gracz Milanu ma zostać zawieszony na 16 miesięcy.
W aferze zamieszany jest także Nicolo Zaniolo, choć akurat piłkarz Aston Villi twierdzi, że grał jedynie w blackjacka, grę karcianą. W mediach przewijało się też nazwisko Nicoli Zalewskiego. I tu warto otworzyć nawias.
- Informacja jest nieprawdziwa, nie mam na to dowodu, że Zalewski także obstawiał. Powiedziałem kompletną bzdurę - powiedział o Zalewskim mężczyzna podający się za źródło Fabrizio Corony, który ujawnił nazwiska we włoskiej aferze bukmacherskiej. Miał on się przyznać do zmyślenia informacji, jakoby reprezentant Polski był w tę aferę zamieszany.
- Czy prawnicy Zalewskiego grożą mi procesem? Mam pięć wiadomości od jego matki, w których ta błaga, bym nie wymieniał jego nazwiska - jeszcze kilka dni wcześniej (przed dementi) mówił Corona. Ale teraz sytuacja diametralnie się zmieniła.
"Zalewski twierdzi, że w żadnym stopniu nie był zaangażowany w zakłady bukmacherskie i wszelkie doniesienia prasowe, jakoby stawiał zakłady na nielegalnych stronach, są bezpodstawne" - czytamy w oświadczeniu prawników Romy, Paolo Rodelli i Federico Olivy.
Obaj prawnicy, którzy prowadzą sprawę Zalewskiego, powtarzają, że gracz Giallorossich nie ma nic wspólnego z aferą.
"Nasz klient wyklucza jakikolwiek, nawet minimalny, udział w tej aferze. Nicola pozwolił nam go reprezentować przeciwko wszystkim, którzy zaszkodzili jego imieniu, wizerunkowi i reputacji" - przekonują prawnicy, cytowani w "Corriere dello Sport".