Hubert Idasiak ma 19 lat, mierzy 185 cm i jest bramkarzem Napoli. Trenuje głównie z pierwszą drużyną, ale broni w zespole Primavery, lidze młodzieżowej. Wychował się w małej wsi Kowalewice, a przygodę z piłką zaczynał w UKS Orlik Darłowo, trenował też w Bałtyku Koszalin, ale wypromowała go dopiero Akademia Pogoni Szczecin, skąd trafił do młodzieżowych reprezentacji Polski i właśnie do Napoli. W rozmowie ze Sport.pl młody bramkarz mówi o długiej i ciężkiej drodze, którą musiał przejść. Przy okazji zdradził dużo kulis ze świata wielkiej piłki.
Hubert Idasiak: - Wszystko zmienił dopiero trener Grzegorz Otocki z akademii Pogoni. Jak się poznaliśmy, to popełniałem wiele błędów, byłem średnim bramkarzem. Początki były naprawdę trudne, zaliczałem wpadki, ale dzięki niemu niesamowicie się rozwinąłem. Pracowaliśmy nad każdym aspektem - od ustawienia w bramce, po techniczne mankamenty: jak np. niepotrzebna maniera zbyt wczesnego podskakiwania przed strzałem. Rozwinął mnie też taktycznie. Dużo rozmawialiśmy, analizowaliśmy i nagrywaliśmy treningi. Potrafiłem trenować trzy razy dziennie.
- Po dwóch normalnych treningach zostawałem często z rezerwami pierwszej drużyny lub z CLJ [Centralna Liga Juniorów]. Wracałem do bursy o 22, a jeszcze musiałem odrobić pracę domową do szkoły. No i chwilę poćwiczyć. Robiłem przysiady, pompki, itp. Część chłopaków wychodziła gdzieś na imprezę, a ja zostawałem.
- Tak. Na pewno niczego nie żałuję. Ale nie jest to łatwe, gdy całe życie odmawiasz przyjścia na osiemnastkę swoich kumpli. Nie pójdziesz też na sylwestra, studniówkę. W domu rodzinnym bywałem dwa razy w roku. Nie miałem czasu prywatnego. Była tylko piłka, piłka i na dobitkę treningi w domu.
- Nawet nie wiesz, ilu było zdolnych, którzy się pogubili przez nieprofesjonalne podejście. Aż mi ich szkoda, jak teraz o tym myślę. Żeby była jasność: nie chodzi o to, że jestem tu gdzie jestem, bo nie wyszedłem na miasto. A o to, że w tym czasie wolnym, ja dalej trenowałem, analizowałem. Poświęciłem się piłce w stu procentach.
- Od małego byłem tego świadomy, bo tyle o tym człowiek już przeczytał, usłyszał. Niemal każdy wybitny sportowiec powtarza, że talent bez ciężkiej pracy nic ci nie da. Ci moi koledzy, którzy mieli talent, ale też ciężko pracowali, znaleźli się w dobrych miejscach.
- Marcel Wędrychowski gra w ekstraklasowym Górniku Łęczna. Jakub Iskra zadebiutował w barwach SPAL w Serie A. A o "Koziołku" wie już cała Polska.
- Tak. On już kilka lat temu się wyróżniał, gdy graliśmy w Koszalinie. A przecież największy progres zrobił ostatnio, gdy ja już byłem w Neapolu. Od początku było widać, że ma wyjątkowy talent. Wchodził do zespołu pewny siebie, ale w takim pozytywnym znaczeniu. Ma świetny charakter. Nie boi się, bierze ciężar gry na siebie i szefuje w środku pola. Ma łatwość poruszania się z piłką. I robi to z wielką gracją, ale jak trzeba, to potrafi też ostro wejść bark w bark. Nie boi się odpowiedzialności. Ma oczy dookoła głowy, a przy tym dysponuje świetnym podaniem.
- No co ty! Byłem cholernie, ale to cholernie dumny z jego powodu. Tym bardziej, że pokazał się z dobrej strony. Ale on tym swoim spokojem i dojrzałością imponował odkąd pamiętam.
Wróćmy do ciebie. Zanim trafiłeś do Napoli, było jeszcze Ascoli. A raczej miało być.
- Otrzymałem zaproszenie na testy do Ascoli, które grało w Serie C. Strasznie się zajarałem ofertą z zagranicy. Spędziłem tam kilka dni, po których byli ze mnie zadowoleni. Spakowałem się i jadę na lotnisko, a nagle telefon dzwoni. Agent mówi: "Zawracamy! Roma zaprasza na testy!". Nie mogłem w to uwierzyć. Roma to był inny świat. Ich ośrodek w Trigori był niesamowity. Wiele pięknych boisk, warunki mieszkaniowe lepsze niż w hotelu. Kurde, mieli nawet pokój gier i zabaw, gdzie można było popykać na konsoli, czy w bilard.
I jak ci poszło w Romie?
- Zrobiłem na nich na tyle dobre wrażenie, że choć ćwiczyłem z zespołem do lat 17, gdzie spotkałem Nikolę Zalewskiego, to po kilku dniach zaprosili mnie na treningi z 19-latkami z Primavery.
Znaliście się już?
- Tak. Z kadry Polski, bo razem mieszkaliśmy na zgrupowaniach. Pomógł mi w Rzymie, bo tłumaczył mi polecenia trenera. Nicola to naprawdę wielki talent. To już jest pan piłkarz. Ma niesamowity luz z piłką przy nodze. Jak zaczaruje obrońcę, to rywal może mieć niezłe zawroty głowy. Ma papiery na zrobienie wielkiej kariery. Za dużo jednak w Rzymie nie potrenowaliśmy wspólnie. Zaprosili mnie do Primavery, ale wtedy doznałem kontuzji kolana. Nie mogłem trenować przez dwa miesiące, więc musiałem wrócić do Polski.
To musiał być trudny moment dla ciebie.
- To była moja pierwsze kontuzja w życiu i to dość nietypowa. To uraz Osgooda-Schlattera [choroba należąca do grupy chorób urazowych rosnącego kośćca]. Zobacz [Hubert pokazuje gulę na lewym kolanie]. Na szczęście to już mi nie dokucza, choć czasem, po ciężkim treningu, lekko pobolewa. Ale zagrożenia żadnego już nie ma. Wróciłem do gry w Darłowie, czyli do okręgówki. I nagle zaprosili mnie na testy do Birmingham.
Czym się różniły testy w Anglii od tych we Włoszech?
- W Anglii gównie patrzy się na dynamikę. Jeden z asystentów doradzał mi: "Nieważne jak robisz ćwiczenie. Ważne, byś robił je szybko". No i tam piłka faktycznie szybko chodziła, a że ja nie wróciłem do wysokiej formy po kontuzji, to mi podziękowali. Testowały mnie też Legia i Lechia, ale ostatecznie trafiłem do Napoli. Po dwóch tygodniach treningów podpisałem kontrakt. To było lato 2018 roku.
Wyróżniałeś się w Primaverze, więc po roku Carlo Ancelotti kilka razy powołał cię do kadry pierwszego zespołu. Jaki prywatnie jest włoski trener?
- Nie da się go nie lubić. To on mnie zabrał na pierwsze letnie zgrupowanie z jedynką. Może za dużo nie rozmawialiśmy, ale potrafił do mnie podejść w trakcie treningu rzucić żarcik i dać jakąś wskazówkę techniczną. To dla młodego chłopaka była wielka sprawa. Nie jest może zbyt rozgadany, raczej z boku oglądał treningi. To raczej jego asystenci mówili, co mamy robić. Ale jego spokój przenosi się na drużynę.
A jakim trenerem był Gennaro Gattuso?
- Dużo częściej przerywał akcje podczas treningów. No i podkręcał śrubę pod względem fizycznym. Tłumaczył, że trzeba więcej biegać na meczach, a bez ciężkich treningów to się nie uda. I co najlepsze: sam czasami uczestniczył w gierkach treningowych. Lubił dośrodkowywać napastnikom z rzutu rożnego.
Luciano Spalletti?
- Nasz obecny trener jest bardzo pogodną osobą, lubi sobie żartować z zawodnikami i z zawodników. Ale jeśli coś mu się nie podoba, to atmosfera od razu robi się poważna. Jest perfekcjonistą. Jeśli coś jest nie tak, to powtarzamy to do skutku. Nawet jeśli ma być to 10 powtórzeń. Na pewno jednak ma niesamowitą wiedzę taktyczną. Spójrz na nasze stałe fragmenty gry. Zaczęły kończyć się golami, bo duży kładzie na nie nacisk.
Spalletti zwraca też uwagę, by stosować dużo no-look passów. Namawia, by piłkarze z pola np. patrzyli w prawą stronę, a zagrywali w lewą. I widać, że jego wskazówki działają, bo wygrywamy większość meczów.
Dzięki treningom z pierwszym zespołem poznałeś Arkadiusza Milika i Piotra Zielińskiego.
- Oni wiedzieli, że jest jakiś Polak w drużynie Primavery, ale nie wiedzieli, jak wyglądam, więc to ja do nich podszedłem. I od razu złapaliśmy fajny, naturalny kontakt. Zresztą, żaden piłkarz z jedynki nigdy nie sprawił, żebym się poczuł nieswojo. Zero wywyższania się z ich strony. W Napoli naprawdę panuje świetna atmosfera w szatni. Arek i Piotrek od początku byli mi bardzo pomocni. Arek mi załatwił np. nauczyciela od włoskiego i go nawet opłacił, ale więcej czasu spędzałem raczej z "Zielem". Milik miał po prostu więcej spraw na głowie.
A jak wspominasz ostatnie miesiące Milika w Neapolu [został zesłany do rezerw po tym, jak odmówił przedłużenia umowy]?
- Był stuprocentowym profesjonalistą. Nie pomyślałbyś, że nie gra. Przychodził codziennie uśmiechnięty do klubu i trenował z pełnym zaangażowaniem, nawet jak czasem musiał ćwiczyć indywidualnie. Naprawdę można było się od niego nauczyć etosu pracy.
- U nas panuje świetna atmosfera. Jest dużo żartów i humor dopisuje. Gdy sytuacja robi się poważna - np. przed jakimś prestiżowym meczem lub w trudnym momencie - to od razy widać, że liderem są: Lorenzo Insigne, Kalidou Koulibaly i Dries Mertens. Oni mają świetny kontakt z całą grupą. Zieliński też jest jednym z liderów, ale on raczej przemawia swoimi umiejętnościami niż przemowami w szatni.
- Nie no, co ty! Piotrek to też niezły jajcarz i każdy w szatni o tym wie. Ma silną pozycję w klubie. To, że jest skromny i nie czujesz się przy nim, jak przy gwieździe rocka, to nie znaczy, że jest skryty. Nazwałbym to raczej skromnością. Zresztą mamy bardzo fajną, zgraną grupę.
- Ależ to jest dzik! Jest bardzo silny, super szybki, ma potężny strzał i umie się dobrze zastawić z piłką. Widać, że jeszcze technicznie ma trochę do poprawy, szczególnie przyjęcie piłki, ale Victor ma papiery na bycie czołowym napastnikiem świata. On ma dopiero 22 lata!
- No, to jest szef. Myślałem, że to raczej defensywny pomocnik, a on już na pierwszym treningu bawił się piłką. Ma w sobie wielki luz. Nie czuje żadnej presji. Ma świetną technikę. No i dzięki niemu coraz lepiej wygląda też Fabian Ruiz, który też stał się jednym z liderów boiskowych.
- Po trochu z każdym, ale można się domyślić, że głównie z "Zielkiem" i bramkarzami.
- Są na zbliżonym poziomie, ale może chodzi o to, że Ospina jest bardziej doświadczony. Meret jest lepszy na linii bramkowej, a Kolumbijczyk lepiej gra na przedpolu i lepiej czyta grę. No i to co jest najważniejsze: Ospina lepiej gra nogami. Spalletti traktuje go jako stopera, a nie bramkarza. Mówi, żeby nie bać się z nim grać. Przy okazji: gra nogami to aspekt, który muszę poprawić.
- Z roku na rok różnica jest coraz mniejsza, ale wciąż mi sporo do nich brakuje. Najmniejsza różnica jest w grze na linii, jeśli chodzi o rzucanie się, czy instynktowne interwencje. Oni jednak lepiej czytają grę, lepiej się ustawiają, lepiej komunikują z obroną, lepiej rozgrywają. Słowem, przede mną jeszcze dużo pracy.
- Oparty jest na refleksie i szybkości. Jesteś niższy, to wyżej skaczesz, więc tym niweluję różnicę fizyczną. Wiadomo, że czasem zabraknie mi centymetrów np. przy strzałach z dystansu, dlatego staram się błyskawicznie wybiegać z bramki i skracać kąt. Uwierz mi, że dużo nadrabiam sprytem. Można powiedzieć, że - zachowując wszelkie proporcje - mój styl przypomina Keylora Navasa czy właśnie Ospinę. Zresztą, ten drugi jest dla mnie wzorem.
- Nie lubię wybiegać za daleko w przyszłość. Skupiam się na codziennej pracy z pierwszym zespołem, podpatrywaniu Ospiny i Mereta, oraz na meczach w Primaverze.
- Życiowo, to chciałbym założyć kiedyś rodzinę i móc się na tyle utrzymywać z piłki, by zapewnić moim bliskim fajne życie czy wyremontować dom rodzinny. Nie wyszedłem z biednego domu, ale chciałbym jakoś się odpłacić mamie i tacie za ich poświęcenie. A jeśli chodzi o futbol, to spełnieniem marzeń będzie debiut w kadrze i gra w Lidze Mistrzów. Chciałbym kiedyś spojrzeć w lustro i powiedzieć: Hubert, dałeś z siebie maksa.