Kamil Grabara zmienił otoczenie i tego lata dołączył do VfL Wolfsburg. Praktycznie od razu wskoczył do pierwszego składu, gdzie radzi sobie bardzo dobrze. Zanotował kilka znakomitych interwencji, które uchroniły ekipę przed stratą wielu bramek. Nic więc dziwnego, że zyskał uznanie nie tylko kolegów z drużyny, ale i mediów. - Spisuje się świetnie. W meczu z Bayernem stracił 3 gole, ale nikt go za to nie wini, bo i tak uchronił zespół przed utratą większej liczby bramek. Co ważne, na razie nie słyszałem o nowych problemach Grabary, biorąc pod uwagę kwestie wizerunków - podkreślał Franz Krafczyk w rozmowie z WP SportoweFakty. I w sobotnie popołudnie Polak znów miał okazję stać się bohaterem Wolfsburga. I prawie mu się to udało!
W pierwszej połowie lepiej prezentował się VfB Stuttgart. Dłużej utrzymywał się przy piłce i miał też więcej strzałów na bramkę. Tym samym Grabara był dość mocno zapracowany. Jednak to jego rywal skapitulował jako pierwszy. Już w 20. minucie piłkę w siatce umieścił Jonas Wind.
Na odpowiedź przeciwników nie trzeba było długo czekać. Zaczęli coraz bardziej napierać na Wolfsburg, co przyniosło efekt w 32. minucie. Wówczas nieprzepisowo w polu karnym zachował się jeden z kolegów Grabary i sędzia podyktował rzut karny. Polak stanął więc przez wielkim wyzwaniem.
Perfekcyjnie wyczuł intencje Enzo Millota, rzucił się w prawy róg i obronił strzał. Tyle tylko, że nie złapał piłki. Ta wróciła do rywala, a ten po małym zamieszaniu umieścił futbolówkę w siatce. - Nie zdążyli zareagować koledzy, nie zdążyli pomóc, jest bramka wyrównująca. (...) Może mieć pretensje Grabara do swoich obrońców, że nie zdołali tej dobitki zablokować - podkreślali komentatorzy Viaplay i mieli sporo racji. Faktycznie piłkarze Wolfsburga się nie popisali.
W pierwszej połowie więcej goli już nie padło, choć emocji nie brakowało. Jeszcze większe były w drugiej odsłonie spotkania. Już w 63. minucie drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę otrzymał Atakan Karazor, przez co Stuttgart grał w osłabieniu. Z tą decyzją sędziego nie zgodziło się wielu dziennikarzy, twierdząc, że zagranie niemieckiego piłkarza nie zasługiwało na tak drastyczną karę i zespół został skrzywdzony.
Grę w przewadze próbowali wykorzystać rywale, ale o mały włos, a sami graliby w "10". Sędzia pokazał bowiem bezpośrednią czerwoną kartkę Mohamedowi Amourze za dość agresywny wślizg i to dosłownie kilka minut po tym, jak ten o to piłkarz podwyższył prowadzenie na 2:1. Po konsultacji z VAR arbiter główny zmienił jednak decyzję i pokazał żółty kartonik. Tym samym Wolfsburg mógł grać w pełnym składzie i próbował to wykorzystać.
Dobrą akcję miał w 80. minucie, kiedy to kapitalne dośrodkowanie w pole karne posłał Jakub Kamiński, który grał już od pierwszej minuty. Ostatecznie jednak jego podania nie wykorzystał kolega. I to się zemściło w samej końcówce. Mimo że Stuttgart grał w osłabieniu, to kreował wiele groźnych akcji. Grabara w kilku sytuacjach uratował drużynę, ale w siódmej minucie doliczonego czasu gry już mu się to nie udało. Na 2:2 trafił Deniz Undav.
Remis nie usatysfakcjonował żadnej z ekip. Wyżej w tabeli jest Stuttgart - ósma lokata z dorobkiem ośmiu punktów. Drużyna Grabary i Kamińskiego zajmuje z kolei 13. miejsce - cztery punkty na koncie.