• Link został skopiowany

Dwa sezony temu był królem strzelców ekstraklasy, teraz gra w Widzewie. "Trochę przeraża mnie gra w drugiej lidze"

- Chcę awansować z Widzewem najpierw do pierwszej ligi, później do ekstraklasy. Wierzę, że to zrobimy. W sporcie różnie bywa, ale nie sądzę, by kibice chcieli wywieźć nas na taczkach. W każdym klubie jest presja, piłkarze muszą sobie z nią radzić - mówi Marcin Robak, niedawny król strzelców ekstraklasy, w rozmowie ze Sport.pl.
TOMASZ STAŃCZAK
Zobacz wideo

Krzysztof Smajek: Jak dużo ofert odrzucił pan latem?

Marcin Robak: Były oferty między innymi z Piasta Gliwice, Miedzi Legnica i Hapoelu Hajfa. Pojawiły się też zapytania z klubów z Turcji i Australii.

Nie kusiła pana perspektywa gry z Piastem w eliminacjach Ligi Mistrzów?

Na pewno kusiła. Rozmawiałem z Waldemarem Fornalikiem o transferze do Piasta. To była luźna rozmowa. Dostałem czas do zastanowienia, ale wybrałem Widzew. To nie była łatwa decyzja, bo w końcu kilkanaście ostatnich sezonów spędziłem w ekstraklasie, a łodzianie grają w 2. lidze.

Co zadecydowało o wyborze?

Długo się z żoną zastanawialiśmy, ale uznaliśmy, że to jest odpowiedni czas na powrót do Łodzi. Fajnie, że w Widzewie o mnie pamiętali i złożyli ofertę. Czuję sentyment do tego klubu. Jest tutaj duży potencjał. Niejeden zawodnik chciałby założyć koszulkę Widzewa i zagrać przy tej publiczności. Mogę tu coś po sobie zostawić, dlatego wydaje mi się, że podjąłem słuszną decyzję.

W Gliwicach pewnie oferowali panu większy kontrakt.

Na pewno były różnice, bo Piast gra w ekstraklasie. Finanse nie były priorytetem, inne rzeczy brałem pod uwagę. Duży wpływ miały względy rodzinne. Z żoną uznaliśmy, że najlepiej będziemy się czuć w Łodzi.

Trener Nenad Bjelica nie dzwonił z propozycją kontraktu?

Nie dzwonił. Z trenerem Bjelicą widziałem się kilka miesięcy temu przy okazji sparingowego meczu Śląska z Dinamo Zagrzeb. Podaliśmy sobie ręce i mimo że mieliśmy różne okresy w Lechu Poznań, to docenił moją osobę. Topór wojenny został zakopany. Zrobiliśmy sobie nawet wspólne zdjęcie i życzyliśmy powodzenia.

Jest jakiś trener, któremu nie podałby pan ręki?

Chyba nie ma takiego.

Z ulgą opuszczał pan Śląsk Wrocław?

Nie, absolutnie. We Wrocławiu spędziłem dwa lata i był to dla mnie fajny okres. Prowadziliśmy rozmowy w sprawie przedłużenia kontraktu. Mogłem wcześniej podpisać umowę z innym klubem, ale czekałem na decyzję Śląska. On miał pierwszeństwo. Inne kluby czekały w kolejce. Nie doszliśmy do porozumienia, bo nie zgodziłem się na warunki, które mi zaproponowano.

Śląsk miał trudną końcówkę poprzedniego sezonu. Piłkarzom zabrakło umiejętności, czy zawiodły głowy?

Nie możemy skupiać się tylko na końcówce rozgrywek, bo cały sezon nam nie wyszedł. Już w rundzie jesiennej, za kadencji trenera Tadeusza Pawłowskiego, zgubiliśmy wiele punktów. Mieliśmy dobrą drużynę, ale nie mogliśmy poradzić sobie z kryzysem. Punkty uciekały, chcieliśmy gonić, ale praktycznie do przedostatniej kolejki broniliśmy się przed spadkiem.

Jaka była atmosfera w szatni Śląska w końcówce sezonu?

Na pewno była napięta, ale nawzajem sobie pomagaliśmy i próbowaliśmy myśleć pozytywnie.

Z boku atmosfera wyglądała na bardzo napiętą. Po meczu z Górnikiem Zabrze mieliście spięcie z kibicami. Igors Tarasovs musiał oddać koszulkę i dostał zakaz gry w Śląsku od kibiców.

Rozmawiałem z Igorsem na ten temat. On incydent z koszulką odebrał w ten sposób, że kibice byli źli po porażce i w zamian chcieli koszulkę. Oddał im koszulkę, później zgłosił uraz mięśnia i był wyłączony z treningów. Z tego powodu nie mógł grać w następnych meczach. Wśród kibiców atmosfera też była napięta, bo nie byli oni zadowoleni z naszej postawy.

W internecie pojawiło się oświadczenie kibiców. Fragment był skierowany do pana. Cytuję: “Masz opaskę, bądź przywódcą, a nie pajacem”. Dotarło to do pana?

Staram się takich rzeczy nie czytać, ale po jakimś czasie dotarło to do mnie. Jeśli miałbym się przejmować wszystkimi komentarzami, to trudno byłoby mi funkcjonować na boisku. To oświadczenie nie przeszkodziło mi w tym, żeby skupić się na grze. Zależało mi na utrzymaniu Śląska w ekstraklasie i to udało się osiągnąć, choć byliśmy w pewnym momencie w bardzo trudnej sytuacji. Jako kapitan byłem gotów zostać we Wrocławiu nawet w przypadku spadku z ligi. Jeśli chodzi o ten wpis, to nawet nie chce mi się go komentować.

Opaska kapitana ciążyła panu we Wrocławiu?

Nie, dlaczego? Dawała dodatkową motywację i była dla mnie dużym wyróżnieniem. Z opaską czy bez zawsze starałem się dawać drużynie to co najlepsze. Na boisku i poza nim. Wiadomo, że była większa presja, bo gdy drużynie nie idzie, zawsze najbardziej od kibiców dostaje się kapitanowi drużyny.

W Łodzi też będzie presja. W przypadku braku awansu do pierwszej ligi kibice mogą wywieźć piłkarzy na taczkach.

Nie myślę o tym, bo przyjechałem do Łodzi w konkretnym celu. Chcę awansować z Widzewem najpierw do pierwszej ligi, później do ekstraklasy. Wierzę, że to zrobimy. W sporcie różnie bywa, ale nie sądzę, by kibice chcieli wywieźć nas na taczkach. W każdym klubie jest presja, piłkarze muszą sobie z nią radzić. Nie możemy doprowadzić do sytuacji, jaka była w poprzednim sezonie.

Czy w szatni Widzewa słychać jeszcze rozmowy o poprzednim sezonie?

To już historia. Szkoda mi chłopaków, bo wiem, w jakiej byli sytuacji. Roztrwonili dużą przewagę punktową i nie wywalczyli awansu. To wywołało nerwowość i złość wśród kibiców. Kolejny rok w drugiej lidze to jest duży ból. Nie da się tego łatwo wyrzucić z głowy. Musimy mieć świadomość, że gramy w dużym klubie i taki sezon, jak poprzedni nie może się już powtórzyć.

Nie przeraża pana perspektywa gry w drugiej lidze?

Może trochę przeraża, ale próbuję przestawić się na coś innego. Rzadko się zdarza, że zawodnik z ekstraklasy idzie do drugiej ligi. Będą inne stadiony, inna będzie też otoczka meczów. Muszę to sobie w głowie poukładać.

I musi pan poszukać motywacji.

Nie muszę, bo ją mam. Chcę osiągnąć cel, który sobie postawiłem. Motywacja jest podwójna, bo do zrobienia są dwa awanse. Kibice będą dużo od nas wymagali. Muszę się mentalnie przestawić na drugą ligę. Gra tutaj wielu młodych chłopaków, którzy będą chcieli się pokazać na tle doświadczonych zawodników. To nie będzie tak, że Robak przyszedł z ekstraklasy i będzie strzelał gola za golem.

Ale jeśli strzeli pan w drugiej lidze dziesięć goli to będzie to mało, prawda?

Nie wiem. Zagrałem tylko jeden mecz ligowy, więc trudno ocenić. Napastnik jest nie tylko od zdobywania bramek. Chciałbym strzelać w każdym spotkaniu, ale najważniejsze są zwycięstwa. Chcę dobrze wejść do drugiej ligi. Każdy myśli, że tutaj gra się o wiele łatwiej, ale na boisku może być mniej miejsca niż w ekstraklasie.

W drugiej lidze będzie więcej kopania czy gry w piłkę?

Różne będą mecze. Nastawiam się na wszystko. Mogą być spotkania, w których będzie więcej walki o górne piłki niż gry. To nie będzie łatwy sezon, bo wszyscy będą się dodatkowo mobilizować na mecze z Widzewem.

Jaki jest pana sposób na długowieczność?

Przede wszystkim dyscyplina w trenowaniu i samokontrola na każdym kroku. Staram się jeszcze mocniej piłować organizm, żeby jak najdłużej był w najlepszej kondycji. Gdy przyszedłem do Widzewa, Filip Mihaljević spytał się mnie o wiek. Gdy powiedziałem mu, że w tym roku skończę 37, to popatrzył na mnie ze zdziwieniem. Już w Turcji koledzy z zespołu myśleli, że jestem o parę lat młodszy. Nie odczuwam tych 37 lat.

Po 3-4 meczach bez gola mogą się pojawić opinie, że Robak jest już stary.

Oczywiście, że mogą się pojawić takie opinie. Trochę gram już w piłkę i wiem, że w trakcie sezonu są różne momenty. Gdy nie strzela się gola w jednym czy dwóch meczach, to wcale nie znaczy, że napastnik jest słaby.

Jak długo chce pan jeszcze grać w piłkę?

Kiedyś żona powiedziała mi, że będę grał do czterdziestki. Wtedy w to nie wierzyłem, ale tak może być, bo ze 2-3 lata chciałbym jeszcze pograć.

Więcej o: