Tydzień temu, gdy oba zespoły spotkały się na przedmieściach Kopenhagi, Legię Warszawa można było tylko chwalić za to jak podniosła się od stanu 1:2, by wywalczyć bezcenne wyjazdowe zwycięstwo 3:2. Dzięki temu drużyna Goncalo Feio musiała w rewanżu przy Łazienkowskiej tylko nie przegrać, aby zrobić ogromny krok do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy, gdyż przecież w IV rundzie zwycięzca tej konfrontacji miał grać z zespołem z Łotwy lub Kosowa.
Legia rozpoczęła ten mecz bardzo energicznie i już w pierwszych minutach gry stworzyła groźną akcję, po której dośrodkowanie z lewej strony Luquinhasa zostało wybite z pola karnego przez duńską defensywę. Oglądając początek w wykonaniu zespołu ze stolicy, jego kibice absolutnie nie mogli się spodziewać tego, co wydarzy się w kolejnych fragmentach pierwszej połowy.
A w nich Legia Warszawa została kompletnie z dominowana przez drużynę Jespera Sorensena. "Wojskowi" w Święto Wojska Polskiego przeżywali prawdziwe oblężenie, nie umiejąc nawet wyjść z własnej połowy. Nie można było też powiedzieć, że ta wymuszona skomasowana defensywa Legii spisywała się dobrze, gdyż piłkarze Broendby raz za razem byli bliscy pokonania Kacpra Tobiasza.
22-letni bramkarz Legii długo utrzymywał swój zespół przy życiu, podczas gdy w ofensywie Broendby bardzo aktywny był ruchliwy Japończyk Yuito Suzuki. Zaczęło się jednak od bardzo groźnego uderzenia z dystansu Sebastiana Sebulonsena w 6. minucie, po którym Tobiasz popisał się świetną interwencją. Golkiper gospodarzy dobrze spisywał się na przedpolu, a wraz z upływem kwadransa gry musiał odbić kolejny strzał zza pola karnego, tym razem autorstwa Suzukiego.
Kolejne sygnały ostrzegawcze nie budziły Legii. Po kilku minutach Suzuki został trafiony w twarz w polu karnym Legii, ale tym razem rzutu karnego dla gości jeszcze nie było. Chwilę później Kacper Tobiasz tylko odprowadził piłkę wzrokiem po płaskim strzale Yuito Suzukiego i rykoszecie od Sergio Barcii. Na szczęście Legii, piłka o centymetry minęła jej bramkę.
Po pół godziny gry dwie świetne szanse na strzelenie gola miał Mathias Kvistgaarden, ale raz uderzył lewą nogą niecelnie, a innym razem został doskonale zatrzymany przez interweniującego nogami Tobiasza.
Legia była jak bokser, który bronił się przed uderzeniami przy linach. W końcu jednak nastąpił knockdown. Sędzia z Cypru Chrysovalantis Theouli po interwencji VAR podyktował rzut karny dla Broendby za zagranie ręką Sergio Barcii, a z jedenastki bardzo pewnie bramkarza Legii pokonał doświadczony Daniel Wass i w 38. minucie było 0:1.
Duńczycy wyrównali stan dwumeczu i szukali kolejnego gola. W doliczonym czasie gry przydarzyła się im jednak bardzo kosztowna drzemka, gdy z rzutu wolnego piłkę w pole karne dośrodkował Ruben Vinagre, a bramkarza Broendby Patricka Pentza zaskoczył efektownym strzałem tyłem głowy Radovan Pankov. Legia stworzyła sobie w pierwszej połowie pół sytuacji, ale remisowała 1:1, dzięki czemu na przerwę schodziła z minimalnym prowadzeniem w całym dwumeczu.
Druga część spotkania rozpoczęła się znacznie spokojniej od pierwszej. Pierwsze emocje pojawiły się w 57. minucie, gdy sędzia Theouli ponownie został zaproszony do monitora, ale nie zdecydował się podyktować drugiego rzutu karnego dla Broendby niewielki stempel Clauda Goncalvesa na stopę Yuito Suzukiego. Legia mogła odetchnąć z ulgą.
Drużyna Goncalo Feio potrafiła na tyle odzyskać kontrolę nad tym spotkaniem, że nie musiała rozpaczliwie bronić przed własną szesnastką. Piłkarze Broendby próbowali zagrozić bramce Kacpra Tobiasza strzałami z dystansu Daniela Wassa, ale Duńczyk dwukrotnie uderzał nieznacznie nad bramką. Po drugiej stronie boiska w szybkich akcjach gospodarzy blokowani byli Luquinhas i Marc Gual.
Sama końcówka tego meczu to bardzo umiejętna gra w defensywie Legii Warszawa, która nie dopuszczała coraz bardziej zmęczonych Duńczyków we własną strefę obronną. Goście próbowali przez to szczęścia zza szesnastki, ale przy tych próbach bardzo czujny był najlepszy po stronie gospodarzy bramkarz Kacper Tobiasz, który radził sobie ze strzałami Noaha Narteya czy Filipa Bundgaarda.
W doliczonym czasie szansę na dobicie rywala z Danii miał rezerwowy Ryoya Morishita, który po udanym zwodzie już wychodził sam na sam z bramkarzem Broendby, ale w ostatniej chwili został zatrzymany wślizgiem przez Frederika Alvesa. Ten sam piłkarz w jednej z ostatnich akcji spotkania mógł uderzyć z 16 metrów, ale posłał piłkę obok bramki.
Ostatecznie Legia Warszawa wywalczyła "zwycięski" remis 1:1 z duńskim Broendby IF i awansowała do IV rundy eliminacji Ligi Konferencji Europy. To oznacza, że Ekstraklasa jest bardzo blisko posiadania co najmniej dwóch przedstawicieli w fazie ligowej europejskich pucharów.
Jagiellonia Białystok jest już pewna gry w Lidze Europy lub Lidze Konferencji Europy, podczas gdy w ostatniej fazie eliminacji rywalem Legii będzie trzeci zespół Łotwy FK Auda Ryga lub Drita Gnjilane z Kosowa (w pierwszym meczu na Łotwie Auda wygrała 1:0). W obu przypadkach awans jest dla drużyny Goncalo Feio absolutnym obowiązkiem.