- To jest szczególna sprawa - o wypowiedziane słowa i zdania. Dlatego uważam, że nagrania tych słów, a konkretnie potwierdzenie autentyczności ich zapisu jest kluczowe – mówił nam na początku roku mecenas Krzysztof Ways, obrońca oskarżonego o szantaż Cezarego Kucharskiego. - Jestem spokojny, bo nagrania są oczywiście autentyczne – przekazywał pełnomocnik Roberta Lewandowskiego prof. Tomasz Siemiątkowski. Prokuratura w akcie oskarżenia zawarła swoje fonograficzne ekspertyzy, obrońcy Kucharskiego swoje. Ich wydźwięk był jednak inny.
To dlatego w lutym, na pierwszej rozprawie, Sąd Rejonowy dla Warszawy–Śródmieścia zgodził się z wnioskiem obrońców piłkarskiego menedżera. Ci prosili, by wykonać dodatkową ekspertyzę nagrań dostarczonych prokuraturze przez Lewandowskiego, które są - jak się wydaje - jednym z głównych dowodów w sprawie.
Przypomnijmy, że nagrania i ich stenogramy już od ponad roku są udostępnione w mediach. To z nich mogliśmy usłyszeć, jak przebiegał fragment rozmowy ze stycznia 2020 r. z restauracji Baczewski w Warszawie. To w tej konwersacji pada kwota 20 mln euro, których miał domagać się od Lewandowskiego jego były agent. "Tyle jest jakby warty, myślę, twój spokój (…) za to, że będę krył do końca życia, że jesteście ty i twoja żona oszustami podatkowymi" - powiedział Kucharski. Dla Lewandowskiego i prokuratury ten fragment jest szantażem, a dla Kucharskiego "przedłużeniem" negocjacji prowadzonych przez pełnomocników od kilkunastu miesięcy w sprawie rozliczenia jego wyjścia ze spółki. W sądzie gospodarczym w Warszawie jest zresztą prowadzona o to inna sprawa, którą menedżer wytoczył spółce RL Management.
Kucharski od początku sygnalizował, że nagrania są manipulowane, a spotkanie negocjacyjne posłużyło potajemnie nagrywającemu je Lewandowskiemu do ułożenia teorii o szantaż. Piłkarz wraz z rodziną zeznali natomiast, że zachowanie menedżera wpłynęło negatywnie na ich zdrowie i odbierali go jako osobę "nieobliczalną", która "groziła wielu osobom". W akcie oskarżenia prokuratura zarzuca też Kucharskiemu "ujawnianie poufnych informacji" dotyczących Lewandowskiego.
Wracając do nagrań - w akcie oskarżenia Kucharskiego prokuratura posiłkuje się analizami nagrań wykonanymi przez Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Głównej w Poznaniu. W opinii biegłego czytamy: "Nie stwierdzono występowania jakichkolwiek śladów, które mogłyby świadczyć o braku ciągłości badanych nagrań". Raport sygnalizuje jednocześnie, że w nagraniu "stwierdzono występowanie zjawiska spadku głośności rejestrowanego zdarzenia, poprzedzonego prawdopodobnie odgłosami takimi jak stuknięcie, manipulacje w okolicy mikrofonu (…), a także przemieszczanie, maskowanie urządzenia. Zjawisko to może wynikać z zastosowania w urządzeniu efektów normalizujących".
Raport kończy się jednak stwierdzeniem, że w pracowni, której dokonywano badań, nie można wykonać analizy wahań częstotliwości prądu sieci elektroenergetycznej, które "stanowi najbardziej wiarygodne badanie autentyczności zapisów cyfrowych". W związku z tym wykonująca raport ekspertka nie podjęła się sformułowania "ostatecznego wniosku, że nagrania te są ciągłe, czyli autentyczne". To dlatego prokuratura oddała też materiał w ręce Biura Ekspertyz Sądowych w Lublinie. Te w kluczowej kwestii napisało, że nie można zbadać autentyczności materiału na podstawie przydźwięku sieciowego, ponieważ jego częstotliwości są poza zakresem.
W Sport.pl szczegółowo opisywaliśmy też analizę fonoskopijną i informatyczną nagrań wykonaną dla obrońców Kucharskiego przez eksperta, inżyniera Arkadiusza Lecha. Ten punktował błędy w badaniach wykonanych dla prokuratury, a swoim dokumencie napisał:
"Analiza audytowo-pomiarowa nagrania wykazała cztery miejsca wskazujące na utratę ciągłości zapisu (...), pozbawiając tym samym nagranie cech autentyczności". Lech wymieniał uchybienia przy zabezpieczeniu materiału dowodowego i nieścisłości w samej analizie. Prosił też o wyjaśnienie, dlaczego w telefonie Lewandowskiego znajdowały się cztery pliki z nagraniem rozmowy utworzone z tą samą datą i godziną (co do sekundy), które w oznaczeniach telefonu mają jednak kolejne cyfry i dlaczego jeden plik jest dłuższy, a trzy krótsze, co sugerować mogło edycje (dzielenie lub łączenie) pliku w telefonie.
Na razie wydaje się, że sprawa jednoznacznego rozstrzygnięcia autentyczności nagrań nie będzie prosta. Sąd w lutym zlecił kolejne badanie nagrań. Tym razem wybrał krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. dr. Jana Sehna. To ten sam zakład, który zajmował się analizą "czarnych skrzynek" z prezydenckiego Tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku. Do wniosku dołączono szereg pytań, prosząc o konkretne odpowiedzi. Po kilku miesiącach, gdy upływał wyznaczony przez sąd termin na analizę, instytut poprosił sąd o zwolnienie z obowiązku wydania opinii w tej sprawie.
- Do sądu wpłynęła informacja o braku możliwości sporządzenia opinii fonoskopijnej przez Instytut - poinformowała nas Mirosława Chyr, rzeczniczka prasowa Sądu Okręgowego w Warszawie. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, placówka nie miała specjalistów, którzy podjęliby się zadania.
Rzeczniczka sądu przyznała, że to przez brak zamówionej opinii odwołano wyznaczone na 15 czerwca 2023 r. posiedzenie w sprawie przeciw Kucharskiemu. Co stanie się teraz?
- Po zwrocie dowodów rzeczowych przez Instytut, sąd podejmie decyzję w zakresie dopuszczenia opinii biegłych z zakresu fonoskopii - dodała. To oznacza, że sąd znów poprosi kolejnych ekspertów o wykonanie analizy nagrań i znów da im zapewne kilka miesięcy na ekspertyzę. Kolejne spotkanie adwokatów Kucharskiego i Lewandowskiego zarządzi, gdy już spłyną (o ile spłyną) wyniki tej analizy. - Wyznaczenie nowego terminu posiedzenia jest uzależnione od uzyskania zleconej przez sąd opinii informatycznej - przyznała Chyr.
W praktyce może to oznaczać, że w tym roku w procesie Lewandowski – Kucharski nie wydarzy się nic, co popchnie sprawę do przodu.