Sportowe piractwo wszech czasów, ukradli już wszystko, co możliwe. Straty to już miliard dolarów

Ukradli już wszystko, co możliwe. Od Formuły 1, przez tenisowe Wielkie Szlemy, NBA, po piłkarski mundial i najlepsze europejskie ligi. Nic nie dają dziesiątki pism, a kolejne kancelarie prawne odmawiają przyjęcia sprawy. Tak jak Rosja wspierała doping sportowców, tak Arabia Saudyjska wspiera największą na świecie piracką platformę satelitarną. BeoutQ właśnie obchodzi drugie urodziny.

Czy jest doping w esporcie? "Biorą lek na ADHD"

Zobacz wideo

To największe audiowizualne piractwo świata, do tego wymieszane z dużą dawką cynizmu i geopolityki. Sprawa, która spędza sen z powiek największym sprzedawcom praw telewizyjnych na świecie. Francuski wydział do walki z cyberprzestępczością prowadzi tu swoje najbardziej skomplikowane i największe śledztwo. Nie dlatego, że trudno zorientować się, kto jest tym złym, ale trudno mu coś udowodnić, złapać, ukarać i zmusić do zaniechania przestępstwa. Pat trwa już dwa lata, raczej nic nie wskazuje, by przez następne dwa coś się zmieniło.

Od embarga gospodarczego po "zadbanie" o kibiców

Cała sprawa rozpoczęła się w czerwcu 2017 roku, kiedy Arabia Saudyjska, Bahrajn, Egipt i Zjednoczone Emiraty Arabskie zerwały stosunki dyplomatyczne z Katarem i wprowadziły na ten kraj embargo gospodarcze oraz handlowe. Sąsiadów z Zatoki Perskiej irytowała polityka zagraniczna Kataru i rzekome "wspieranie ekstremistów". Embargo miało skutki uboczne. Uderzyło m.in. w arabskich kibiców. Sprawiło, że z Kataru nie mogły być dostarczane ani opłacane zestawy do odbioru kodowanej telewizji satelitarnej beIN Sports, która weszła na rynek kilka lat wcześniej i szybko nabyła najważniejsze sportowe prawa. Odcięto także dostęp do wersji online katarskiego serwisu.

"Alternatywne rozwiązania będą dostępne wkrótce. Będą darmowe lub dużo tańsze" - informował na swoim oficjalnym profilu Saud bin Abdullah al-Qahtani, konsultant królestwa. Sprawę dostarczania swoim rodakom rozrywki rzeczywiście rozwiązano szybko. W sierpniu, przy sporej kampanii w portalach społecznych, ogłoszono start beoutQ. Dwa miesiące na stworzenie nowej platformy satelitarnej i zapewnienie jej najbardziej wartościowych treści byłoby medialnym rekordem świata. No i było, tyle że nie zrobiono tego w sposób legalny. W tym czasie opracowano jedynie system kradzieży treści i koncepcję ich dalszej emisji. Platforma beoutQatar - bo taki jest jej ironiczny skrót, bierze kanały z katarskiej platformy beIN Sports i wrzuca je na swoją satelitę, nakładając na loga oryginalnych stacji swój duży, nieprzezroczysty znak. Różnica jest tylko taka, że kto ogląda kanały na saudyjskiej platformie, płaci za nie kilkakrotnie mniej i ma sygnał opóźniony o 7 sekund. Od pewnego czasu słyszy już komentarz saudyjskich, a nie katarskich dziennikarzy oraz ogląda własne przedmeczowe studia. Twórcy beoutQ zaczęli też dbać, by wielomilionowe koszty techniczne pirackiej operacji choć w małym stopniu zaczęły się zwracać. Gdy tylko beIN Sports puszcza swoje reklamy, piraci przerywają na chwilę reemisję kradzionego sygnału i pokazują reklamy swoich partnerów.

Katarczycy policzyli, że przez cały proceder stracili już miliard dolarów (wliczając w to koszty, które przeznaczyli na walkę z piratem). Źli są nie tylko oni. Tracą wszyscy najwięksi, do których należą sportowe prawa. Ich treści rozprzestrzeniane są bowiem na świat arabski za darmo. BeoutQ działa coraz bardziej zuchwale. Nadaje też za pośrednictwem IPTV, ma aplikacje mobilne do odbioru telewizji na telefonach czy tabletach. Swoim widzom nielegalnie udostępnia coraz więcej kanałów: Telemundo, Eleven Sports, RTS Sport - to tylko niektóre z nich. W wyniku tego widzowie pirackiej platformy mogli i dalej mogą oglądać na jednym dekoderze właściwie wszystko, czego dusza zapragnie. Od finału Super Bowl i NBA, przez Premier League, Serie A, Bundesligę, Ligue 1, Primera Division, MŚ FIFA (kobiet i mężczyzn), ale także mecze Champions League i Ligi Europy, Puchar Narodów Afryki czy azjatycką Ligę Mistrzów. Do tej pory dostępne były tam także zawody Formuły 1, ale beIN Sports poinformowało sprzedawcę praw, że na dotychczasowych warunkach umowy licencyjnej na kraje arabskie nie przedłuży. Zawody i tak trafiłyby do widzów za sprawą pirackiego nadawcy, więc katarska stacja ich nie zmonetyzuje. Co ciekawe, w różnych państwach arabskich (nawet w Katarze) w restauracjach i pubach (zapewne też w domach) zaczęły pojawiać się odbiorniki beoutQ, które mieszkańcy ze względu na niską cenę chętnie zamawiają lub proszą swych znajomych czy rodzinę o ich dostarczenie z Arabii Saudyjskiej (niedawno cena całego zestawu wynosiła 100 dolarów).

Działania nielegalnego nadawcy pośrednio uderzają też w inne platformy cyfrowe w Europie, Afryce, czy Azji. Sygnał beoutQ, prawdopodobnie emitowany z satelity Arabsat, dostępny jest na dużym obszarze. Biorąc pod uwagę, że beoutQ nadaje np. francuskojęzyczne wersje beIN Sports, widzowie na południu Francji (w tym na Korsyce) dysponujący klasycznymi antenami mogą pokusić się o zorganizowanie sobie tańszego dekodera nielegalnej konkurencji. Im dalej na północ Europy, tym antena musi być większa, bo sygnał zanika. Bardzo dobry odbiór pirackiego satelity jest też w północnej Afryce.

Satelitarna zabawa w kotka i myszkę

Walka z piracką platformą jest trudna. Najpierw właściciele praw pisali i ostrzegali samą platformę. Potem prośbę o wsparcie w walce z piratami do władz Unii Europejskiej wystosowało BBC i Sky. W sprawę włączyła się też Światowa Organizacja Handlu, która wszczęła postępowanie przeciw samej Arabii Saudyjskiej. Dodajmy, że jej władze od działalności beoutQ się odcinają. Informują, że taka firma nie prowadzi działalności w ich kraju. O problem podczas wizyty w Rijadzie pytał też saudyjskich polityków Philip Hammond, niedawny kanclerz skarbu Wielkiej Brytanii. Nalegał, by rząd wziął się za wyłączanie nielegalnych nadajników.

Żadnego skutku nie przyniosło zwrócenie się do operatora satelity, z którego “prawdopodobnie” nielegalna emisja jest prowadzona. Abonenci pirackiej platformy kierują swe anteny na pozycję 26°E, co oznaczałoby, że sygnał wysyłany jest przez Arabsat, albo sąsiadującego z nim satelitę Eutelsat 25B (25,5°E) i jego partnera Es'Hail 1.

FIFA po zbadaniu częstotliwości, które były używane do przesyłania meczów mundialu w Rosji, dostała od właściciela arabskiej satelity informację, że "wskazane częstotliwości nie zawierały takich treści w dniach i godzinach, o których informowała FIFA, a były wykorzystywane na legalne transmisje arabskich wersji informacyjnych stacji BBC, DW, Sky News i CNB".

- Arabsat zawsze był przekonany, że nasza sieć satelitarna nie została wykorzystana przez beoutQ - powiedział Khalid Balkheyour, dyrektor Arabsatu i zażądał od FIFA przeprosin za pomówienia.

Dodajmy, że siedziba Arabsatu znajduje się w Rijadzie, stolicy Arabii Saudyjskiej. To ten kraj ma najwięcej, bo aż 37 proc. udziałów w satelitarnej spółce. Pozostałymi dysponuje 21 krajów arabskich od Kuwejtu po Somalię.

Na wykorzystywanie transponderów tego operatora wskazują też analizy dostarczane przez ekspertów Nagravision, Cisco czy Overonu. Na samej stronie beoutQ można przeczytać dość humorystyczną informację, że platforma jest spółką kubańsko-kolumbijską. Oba kraje już dawno temu zaprzeczyły. To wszystko wygląda jakby beoutQ grało światu na nosie i dobrze się przy tym bawiło. Pikanterii sprawie dodają informacje ujawniane przez francuskich śledczych, m.in. o tym, że na początku swej działalności operator przez dwa miesiące używał serwerów we Francji, a potem wynajmował je w Anglii. Opłata za ich użytkowanie dokonana była z konta American Express należącego do osoby powiązanej z rodziną królewską Arabii Saudyjskiej.

Katarscy właściciele beIN Sports próbowali działać, wykorzystując drogę prawną. Bez efektu. Na razie nie znaleźli w Arabii Saudyjskiej kancelarii prawnej, która podjęłaby się sprawy. Z podobnymi trudnościami zmierzyła się też koalicja międzynarodowych właścicieli praw.

- To nie jest klasyczny przypadek piractwa. Oni dysponują niesamowitymi możliwościami, aby udaremniać nasze środki zaradcze i dalej kraść nasze kanały - wyjaśniła Sophie Jordan, dyrektor działu prawnego beIN Sports. Podkreślała wielkie możliwości technologiczne, jakie ma przeciwnik. To tak naprawdę wyzwanie na miarę walki państwa z państwem. Walka, którą trzeba stoczyć gdzieś w gabinetach urzędów, a nie na poziomie biurowych komputerów, choć i prostymi metodami próbowano dopiec przeciwnikowi. BeIN Sports opracował system przenoszenia w czasie rzeczywistym loga swego kanału. Zrobił to po to, by utrudnić piratowi jego zakrywanie. BeoutQ i na to znalazł sposób. Też przesuwał swój znaczek. Zabawę w kotka i myszkę w wymiarze satelitarnym.

Francuscy eksperci uważają, że szukanie odpowiednich rozwiązań prawnych, kancelarii i ewentualne procesy sądowe zajmą lata. Wątpią, że coś zmieni się do piłkarskich MŚ 2022, które odbędą się w Katarze. Najskuteczniejsza może być mobilizacja wszystkich udziałowców Arabsatu i podjęcie przez nich uchwały o wyłączeniu transponderów używanych do podejrzanych emisji. Tyle, że na jednym transponderze może być kilka kanałów telewizyjnych, wiele radiowych oraz sporo usług dodatkowych. Trzeba dobrze wiedzieć co i komu się wyłącza.

Więcej o: