Andrzej Wasilewski od ponad 20 lat związany jest z boksem zawodowym. Barwy grupy KnockOut Promotions, której jest szefem, reprezentowało wielu znanych pięściarzy: Krzysztof Włodarczyk, Artur Szpilka, Krzysztof Głowacki, Rafał Jackiewicz i wielu, wielu innych.
Wasilewski najdłużej związany jest z Krzysztofem Włodarczykiem, który powoli zbliża się do końca kariery w boksie zawodowym. Diablo miał walczyć na gali Fame MMA na Stadionie Narodowym, ale nic z tego nie wyszło. Promotor boksu odsłania kulisy zamieszania związanego z Włodarczykiem i Fame MMA.
Krzysztof Smajek: Krzysztof Włodarczyk jednak nie wystąpił na gali Fame MMA na Stadionie Narodowym. Co pan sądzi o zamieszaniu wokół Diablo?
Andrzej Wasilewski: - Jakoś bardzo zdziwiony nie jestem. Od początku wydawało mi się, że Krzysiek nie pasuje do tego świata. Porządnemu sportowcowi ciężko odnaleźć się w takim szambie. Krzysiek pewnie miał ochotę, co jest zrozumiałe, na wielkie pieniądze, dlatego zdecydował się wystąpić na gali. Nasunęła mi się myśl, że organizatorzy, skasowali walkę, bo widzieli brak sprzedaży biletów z reflinków u Diablo. Krzysiek poprzez nieobecność na konferencji prasowej dał im pretekst do tego, a oni zrobili znaczną oszczędność w budżecie imprezy.
Nie oszukujmy się ani Tomek Adamek, ani Krzysiek to nie są osoby, które sprzedają się wśród nastolatków nie mających pojęcia o sportach walki. Oni ekscytują się specyficznym zjawiskiem, jakim są konflikty youtuberów.
Mam wrażenie, że Krzysiek się ośmieszył i wyszedł na tym zamieszaniu najgorzej.
- Niestety chyba tak. Katastrofa z każdej strony. Wielki mistrz i taka beznadziejna sytuacja. Krzysiek zapłacił karę, że się medialnie z nimi związał. Na końcu najgłupsze jest to, że zrobił to wszystko za darmo. Przykre jest, że taka instytucja używała stwierdzenia, że wyrzuciła Krzyśka, naprawdę wielkiego sportowca, ale dał im pretekst. Źle spisał kontrakt, wszystko było źle zrobione. Trochę się dziwię, że Krzysiek nie skorzystał z mojej propozycji. Chciałem mu poprowadzić negocjacje z Fame, nie chciałem za to pieniędzy. Krzysiek dał się przestraszyć panom, którzy się przestraszyli się, że będę twardym negocjatorem. Wynegocjowałbym dla niego o wiele lepsze warunki, na pewno nie zgodziłbym się, żeby walczył w innej formule niż boks.
Przez całą karierę przy Krzysztofie był ktoś, kto za niego negocjował. Raz wychodziło to super, innym razem bardzo dobrze, ale byli przy nim profesjonaliści. Teraz nie wiem, kto się bawił w negocjacje i mu doradzał, ale robił to beznadziejnie. Domyślam się, że mógł to być ojciec Krzyśka, który od dawna był zainteresowany jego udziałem we freak fightach.
Krzysztof chyba nie wytrzymał ciśnienia związanego ze światem freaków. Wyszedł z jednego z programów, gdy do studia zadzwonił Artur Szpilka.
- To też powinno być zapisane w kontrakcie. Przecież to prawdopodobnie była prowokacja organizatorów, żeby zwiększyć zainteresowanie walką. Wykorzystali do tego Artura i Krzyśka. Krzysiek zachował się, jak się zachował, pyskówki to nie jego świat. To jest sportowiec z krwi i kości, dlatego wstał i wyszedł. Nie chciał na wizji kłócić się z Arturem.
Po co on tam w ogóle poszedł? Dla pieniędzy?
- Oczywiście, że tak. Od początku nie chciał mentalnie tam iść, ale skusiły go pieniądze, które miał dostać za jakąś idiotyczną nazwijmy to walkę. To były naprawdę duże pieniądze. Mówimy o kwocie kilkuset tysięcy złotych. Jest to w Polsce irracjonalna sytuacja, że takie wydarzenia potrafią generować takie pieniądze. Ciężko mieć pretensje do młodych sportowców, żeby to ich nie korciło. Jeżeli ktoś zarobił podczas kariery pieniądze i mądrze je zainwestował, to nie powinien roztrwaniać swojego wizerunku. Diablo nie zawsze myślał o przyszłości, a ma trójkę dzieci na utrzymaniu.
W boksie są dużo większe pieniądze, ale za ciężkie walki. W boksie Krzysiek zarabiałby po kilkaset tysięcy dolarów, ale za bardzo ciężkie dwunastorundowe walki z najgroźniejszymi zawodnikami na świecie. Krzysiek zadał mi pytanie, czy szybko zagwarantuje mu takie starcia. Nie mogłem tego zrobić, bo w boksie nie ma takich gwarancji. Rozumiem, że chciał zarobić na ostatniej prostej w karierze.
Fame MMA jest federacją, która wyszła z patologicznych walk w stronę sportu. Ostatnio związała się z Canal+ i wiem, że ta stacja postawiła warunek, że muszą być nazwiska akceptowalne przez telewizję. Dlatego Krzysiek dostał propozycję walki na Narodowym.
Dla pieniędzy do świata freaków wszedł też Tomasz Adamek. Na Stadionie Narodowym zarobił pewnie jedne z najłatwiejszych pieniędzy w karierze.
- Nie widziałem jego walki z Kasjuszem Życińskim, ale podobno była śmieszna. Przeczytałem w internecie, że to bardziej był trening niż walka. Przykro mi, że Tomek w wieku 47 lat robi takie rzeczy. Nigdy nie wyda pieniędzy, które posiada. To jest wstyd. Widziałem za to wywiad i kłótnię pana Kasjusza z Mateuszem Borkiem. Nic dziwnego, dlaczego nasze drogi się zupełnie rozeszły. Dziwię się Mateuszowi, że wszedł do tego szamba i jeszcze tam przyprowadza zawodników. Te dyskusje były poniżej godności ludzkiej. Normalny i przyzwoity człowiek powinien się trzymać z daleka od tego świata. Dotyczy to dziennikarzy i zawodników.
Do świata freaków Włodarczyka już chyba nikt nie zaprosi?
- Myślę, że Fame MMA już nie zaproponuje mu walki. Ogólnie mam wrażenie, że skończą się już gigantyczne gaże i takich ofert jak do tej pory już nie będzie.
Wydaje mi się gala na Stadionie Narodowym pokazała sufit freaków. Słyszę z różnych stron, że poza produkcją to była nieudana impreza. Bilety ponoć bardzo długo wisiały w sprzedaży, były akcje promocyjne typu: kup jeden bilet, drugi dostaniesz za darmo. To świadczy o tym, że to słabo szło. Szczyt zainteresowania tym zjawiskiem jest już pewnie za nami, co nie oznacza, że nie będą nadal zapełniać wielotysięcznych hal.
Krzysztof dzwonił już do pana i pytał o walkę w boksie?
- Nie, myślę, że jest załamany i zawstydzony. Będzie pewnie wypierał swoją winę i będzie szukał winnych dookoła. Krzyśkowi uciekł kolejny rok w boksie. On przez wiele miesięcy nie był na sali bokserskiej. Jeśli chodzi o boks, to na dziś nie mamy żadnych planów wobec Krzyśka. Trzeba jednak pamiętać, że cały czas jest na drugim miejscu w rankingu federacji WBO na świecie.
Polski boks stał się freakiem. Zgodzi się pan z takim stwierdzeniem?
- Dlaczego tak pan sądzi?
W federacjach freakowych walczyło już wielu pięściarzy. Tomek Adamek, Andrzej Fonfara, Albert Sosnowski, Kamil Łaszczyk, Maciej Sulęcki. Wszystkich nazwisk pewnie nie wymieniłem.
- To raczej pokazuje, że freaki nie mogą już żyć bez boksu. Wymienił pan prawie wszystkich emerytów. Jedyny pięściarz, który został za wcześnie zabrany przez freaki to Łaszczyk. Freaki zniszczyły mu karierę. W pierwszej walce w Fame ważył z 15 kilogramów więcej niż zwykle. Nabrał kilogramów i masy mięśniowej pewnie przy pomocy różnych, nie mam pojęcia jakich, odżywek i to mu zrujnowało organizm. Nastąpiły przeciążenia i przytrafiła się kontuzja. To była fatalna decyzja i pomysł Mateusza Borka, który nie miał planu na karierę Kamila w boksie. Kamil mając rekord 30-0 w każdej chwili mógł być brany pod uwagę o walkę o pas mistrza świata, której pewnie by nie wygrał, ale chociaż by spróbował. Żal mi tego chłopaka.
Świat freaków kusił już Julię Szeremetę, naszą srebrną medalistkę igrzysk olimpijskich w Paryżu. Tak mówił w wywiadzie dla Sport.pl jej trener Tomasz Dylak.
- Kompletnie mnie to nie dziwi. Federacje freakowe szukają dużych nazwisk. Po igrzyskach wokół Julii zrobiło się duże zamieszanie medialne. Gdyby Julia zdecydowała się na freak fighty, to wszystkie największe portale bezpłatnie pisałyby o tym na głównej stronie. Event byłby wypromowany, ale nie byłoby impulsu zakupowego, bo Julia nie jest znana w świecie freaków.
Jak pan w ogóle odbiera sukces Julii Szeremety w Paryżu?
- Wyniki Polaków na igrzyskach olimpijskich były tragiczne. To była kompromitacja systemu przygotowań i polskiego sportu. W boksie igrzyska wyszły nam i dobrze, i fatalnie. Panowie nie zaistnieli, za to ze świetnej strony pokazała się Julia. Wzbudziła dużo fajnych emocji, bo jest dziewczyną z charyzmą i temperamentem. Media lubią wyraziste postaci.
W czym tkwi fenomen Julki?
- Nie potrafię tego zdefiniować, bo charyzmę medialną albo się ma, albo nie. Trzeba podkreślić jej wiek, bo to też jest coś wyjątkowego. Myślę, że ma zawadiacki humor, bije od niej pewność siebie. Dużo kontrowersji wzbudziła jej finałowa rywalka. Niestety nie były to miłe spory. Ta mieszanka informacyjna była dla ludzi ciekawa. Jej historia wyszła poza wąski krąg kibiców boksu. Julia stała się społecznym zjawiskiem. Zobaczymy, jak długo to się utrzyma.
Pojawiły się głosy, że medal zdobyty przez Szeremetę sprawi, że polski boks wstanie z kolan. Co pan o tym sądzi?
- Twierdzić mogą tak tylko niepoprawni optymiści. Boks kobiecy ma niezłe notowania, ale nie ma to nic wspólnego z boksem męskim. Nie sądzę, że po sukcesie Julii nagle pojawi się tysiąc nowych juniorów. To są dwa różne światy. Mam wrażenie, że trener Julii Tomasz Dylak stworzył coś unikalnego. Było widać zespół ludzi z bardzo dużą energią. To też miało wpływ na sukces. To nie był przypadek, ogromne gratulacje dla trenera. Czasami zdarza się, że taki sukces potrafi jednak zniszczyć dobrze funkcjonujący team. Mam nadzieję, że w ich przypadku tak się nie stanie.
Jakie widzi pan jeszcze zagrożenia wobec naszej srebrnej medalistki?
- Czasem trzeba zapłacić cenę za popularność czy rozpoznawalność. Problemy mogą wynikać ze zmiany statusu materialnego, może zmienić się jej środowisko. To jest wyzwanie. Mam nadzieję, że pan Dylak, który wydaje się być bardzo odpowiedzialny, będzie mentorem dla Julii i ochroni ją przed światem zewnętrznym. Trener musi pomóc Julii udźwignąć ciężar sławy i wielkiego sukcesu. To jest bardzo miłe, jak ktoś jest rozpoznawalny, ale pojawiają się doradcy, różne możliwości, których wcześniej nie było.
Szeremeta może mieć dużo ofert z boksu zawodowego?
- Bardzo możliwe, że sukces Julii został zauważony przez któregoś z brytyjskich promotorów. Możliwe, że z tego rynku pojawi się oferta. Może się też pojawić z rynku amerykańskiego, ale nie wierzę, żeby była poważna. Rynek amerykański łączy z Polską kilka specyficznych osób, które nie mają w USA znaczenia, ale mogą obiecywać cuda. Dla niektórych, zwłaszcza młodych ludzi, Ameryka wciąż jawi się jako baśniowa kraina. Ale tam nikt nikomu nie daje nic za darmo.
Biorąc pod uwagę wiek Julii i znając realia boksu zawodowego, myślę, że powinna rozważyć pozostanie w boksie olimpijskim do kolejnych igrzysk. Mam nadzieję, że jest status finansowy stanie się zadowalający. Mam nadzieję, że dużych pokus nie będzie. Niech za cztery lata powalczy o złoto igrzysk. Po igrzyskach będzie miała 24-lata i wtedy będzie to idealny wiek na boks zawodowy.