Iga Świątek mistrzynią turnieju WTA 1000 w Madrycie. Polka po pasjonującym meczu finałowym pokonała Arynę Sabalenkę 7:5, 4:6, 7:6(7). To był pojedynek godny rywalizacji światowej jedynki z dwójką.
Zachwycamy się postawą Świątek, ale trzeba też oddać Białorusince, że zagrała kapitalne spotkanie. Prawdopodobnie przeciwko każdej innej dziś czynnej tenisistce wystarczyłoby jej to do zwycięstwa, także Jelenie Rybakinie, którą ograła wcześniej w półfinale. Tamtem pojedynek półfinałowy stał na wysokim poziomie, ale Sabalenka w finałowym starciu weszła na jeszcze wyższy poziom.
To był najlepszy występ Aryny Sabalenki od Australian Open, gdzie w styczniu zwyciężyła w całej imprezie wielkoszlemowej. Po zakończeniu zawodów w Melbourne dopadła ją nieco gorsza forma - stąd szybkie porażki m.in. w Indian Wells, Miami czy Dubaju. Na ćwierćfinale zakończyła także swój udział niedawno w Stuttgarcie, gdy wcześniej dochodziła trzy razy z rzędu do finału (przegrana z Igą Świątek rok i dwa lata temu, a w 2021 z Ashleigh Barty).
W Madrycie Sabalenka odrodziła się i to mimo niesprzyjających okoliczności. Nieco ponad miesiąc temu świat dowiedział się o śmierci jej byłego partnera Konstancina Kołcowa. Zastanawiano się, czy tenisistka nie przerwie kariery by odciąć się na dłużej. Skupiła się jednak na pracy, a w stolicy Hiszpanii nie brakowało jej wyzwań czysto sportowych.
Aryna Sabalenka miała w tym roku bardzo wymagającą drogę do madryckiego finału. Z racji wysokiego rozstawienia w pierwszej rundzie czekał na nią wolny los, ale w drugiej bardzo mocno postawiła jej się Magda Linette (6:4, 3:6, 6:3). W kolejnym spotkaniu 183. na świecie Amerykanka Robin Montgomery zagrała mecz życia, a Białorusinka wyrwała zwycięstwo wynikiem 6:1, 6:7(5), 6:4.
Następnie Aryna Sabalenka musiała zmierzyć się z Danielle Collins, która nie przegrała do tego meczu 15 spotkań z rzędu. Collins po sezonie 2024 kończy karierę, w ostatnich tygodniach gra jak z nut, wygrywając imprezy w Charleston i Miami. Prowadziła z Sabalenką 6:4, a przy wyniku 4:4 w drugiej partii doczekała się dwóch szans na przełamanie tenisistki z Mińska. Być o krok od pokonania rywalki, ale to jednak druga rakieta świata zwyciężyła ostatecznie 4:6, 6:4, 6:3.
Ćwierćfinał to jedyny w tym turnieju występ Białorusinki, którego nie musiała rozgrywać na przestrzeni trzech setów. 17-letnia Mirra Andriejewa okazała się gorsza, podobnie jak rok temu na etapie czwartej rundy. Przed młodą Rosjanką jednak i tak zapewne wielka tenisowa przyszłość. W półfinale z Jeleną Rybakiną Aryna Sabalenka przegrywała 1:6, 2:4 i wydawało się, że już nic jej nie uratuje.
A jednak i tym razem wiceliderka rankingu obroniła się, wygrywając drugą partię 7:5, a trzecią 7:6 (5). Do pełni szczęścia zabrakło jej zaledwie kilku piłek w finałowym starciu z Igą Świątek. I bez nich trzeba docenić cały turniejowy występ Aryny Sabalenki w Madrycie.
W drodze do finału Sabalenka straciła 60 gemów - najwięcej ze wszystkich finalistek w całej historii imprezy. W stolicy Hiszpanii spędziła na korcie prawie 14 godzin - więcej niż na jakimkolwiek innym turnieju w swojej karierze. A pamiętajmy, że w pierwszej rundzie nie musiała występować z racji rozstawienia. Poprzedni rekord zanotowała w Eastbourne w 2018 roku - prawie 12 godzin. Uległa wtedy w finale Karolinie Woźniackiej.
Mimo tak wielkiego wysiłku w finale nie było widać po tenisistce z Mińska żadnego zmęczenia. Do ostatniej piłki walczyła zaciekle o wygraną. Jej sztab wykonuje doskonałą robotę na polu przygotowania fizycznego. Mentalnego także, bo w poprzednich latach Sabalenka nie wygrałaby spotkań w takich okolicznościach, jak z Collins czy Rybakiną, odradzając się jak feniks z popiołu.
Być może pomogły jej trochę warunki panujące w Hiszpanii. To ulubiony turniej Białorusinki w całym cyklu WTA, gdzie zwyciężała już dwukrotnie (2023 z Igą w finale, 2021 z Barty). To jedyne zawody obok imprezy w Wuhan, gdzie triumfowała więcej niż raz.
Nie ma wątpliwości, że nawet mimo przegranej ten występ może być punktem zwrotnym dla Aryny Sabalenki po ostatnich gorszych rezultatach. Znów wraca do gry, będzie bardzo niebezpieczna od przyszłego tygodnia w Rzymie, a następnie w paryskim Roland Garros.
Nie dziwią też ładne słowa Igi Świątek na konferencji po finale, która doceniając postawę rywalki wskazała, że Sabalenka również zasłużyła na zwycięstwo. Tym większy to sukces naszej tenisistki, że mimo doskonałej dyspozycji rywalki potrafiła pokonać ją w tak zaciętym pojedynku finałowym. Jej sukces jest z tego powodu jeszcze większy.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!