Siatkówka. Mariusz Wlazły: Dziesiąty złoty medal mistrzostw Polski to moja wewnętrzna ambicja

W sobotę PGE Skra przypieczętowała zwycięstwo w sezonie 2017/2018 PlusLigi. - Mam dziewięć złotych medali mistrzostw Polski. Został mi jeszcze jeden palec do ich liczenia - mówi po finale Mariusz Wlazły, kapitan i legenda bełchatowskiego klubu.

W finale mistrzostw Polski spotkały się ze sobą zespoły ZAKSY Kędzierzyn-Koźle oraz PGE Skry Bełchatów. Pierwszy z nich był obrońcą tytułu, który niepodzielnie rządził w PlusLidze od dwóch lat, zwyciężył rundę zasadniczą sezonu 2017/2018 i awansował do Final Four Ligi Mistrzów. Druga drużyna w rozgrywkach 2016/2017 sięgnęła po srebrny medal siatkarskiej ekstraklasy mężczyzn.

W pierwszej odsłonie finału bełchatowianie wygrali u siebie 3:0. Początkowo w drugiej nie mogli znaleźć argumentów na świetnie prezentującą się ZAKSĘ. Przegrali inaugurujący set w sobotę (15:25), a w kolejnym ulegali rywalom już 7:11. Skrze udało się jednak odwrócić losy meczu dzięki mocnej zagrywce i blokowi, którymi wyłączyła z ofensywy atakującego kędzierzynian, Maurice'a Torresa.

- Wiedzieliśmy, że spotkanie w Kędzierzynie-Koźlu będzie bardzo ciężkie, i że ZAKSA nie pozwoli nam na taką swobodę, którą wypracowaliśmy sobie momentami podczas starcia w Bełchatowie. Całemu zespołowi należą się słowa uznania i gratulacje, ponieważ przeczekał "nawałnicę" i w drugim secie zaczął dochodzić do głosu. Było to spotkanie walki, które mogło podobać się kibicom. Cieszę się, że je wygraliśmy - mówi po meczu kapitan Skry i jej atakujący, Mariusz Wlazły.

- ZAKSA zagrała bardzo dobre spotkanie, a my w trzech ostatnich setach byliśmy po prostu o kilka piłek lepsi. Kędzierzynianie w pierwszym secie grali bezbłędnie. Rozmawiałem z chłopakami i powiedzieliśmy sobie, że po prostu musimy to przeczekać. Nasi rywale prezentowali się tak dobrze, że nie byliśmy w stanie ich "ugryźć". Wytrzymaliśmy ich napór i wkrótce zaczęliśmy grać swoje - dodaje legenda bełchatowskiego klubu.

Dla Mariusza Wlazłego jest to 9. złoty medal mistrzostw Polski. Wszystkie wyróżnienia zdobywał z bełchatowskim klubem. Jednocześnie dla jego drużyny jest to pierwszy krążek z najcenniejszego kruszcu od sezonu 2013/2014, po którym drużyna pożegnała się z pozycją hegemona polskiej siatkówki.

- Mam dziewięć złotych medali mistrzostw Polski. Został mi jeszcze jeden palec do ich liczenia, haha! Cieszę się, że przez minione 15 lat grałem z różnymi ludźmi - zawodnikami, od których mogłem się wiele nauczyć. Teraz posiadam doświadczenie, którym chętnie się dzielę. Chłopaki obdarowują mnie za to dobrą energią - przyznaje atakujący.

Ambicje sięgają dziesiątego złota

Mimo że Mariusz Wlazły ma już 35 lat i bliżej mu końca kariery, to nie ukrywa, że do ostatniej piłki będzie walczył o najwyższe cele. - Dziesiąty złoty medal mistrzostw Polski to moja wewnętrzna ambicja. Przez całe sportowe życie wymagałem od siebie jak najlepszego podejścia do tego, co robię. Nadal chcę być najlepszy, ale nie zmienię tego, że bliżej mi do końca kariery niż do jej początku. Mam jednak nadzieję, że zdrowie pozwoli mi w pełni cieszyć się kolejnym sezonem - mówi kapitan bełchatowian.

Sukces towarzyszył karierze doświadczonego atakującego od samego początku. Pytany o to, czy inaczej odczuwa złote medale z okresu hegemonii Skry, niż obecne zwycięstwo, do zdobycia którego Skra nie byłą głównym faworytem, odpowiada, że każdy triumf był dla niego realizacją planu na dane rozgrywki.

- Każdy sezon jest oddzielną kartką, którą można zapisać w różny sposób. Jestem zawodnikiem, który chce zapisać wszystkie najlepiej jak potrafi. Za każdym razem dążę do realizacji celów postawionych przede mną i przed zespołem. To czy się to uda, czy nie - jest to sprawa otwarta, ponieważ w sporcie nie można nic założyć. Nie można nawet powiedzieć, że jeśli dana drużyna ma lepszy budżet i zawodników, to na pewno coś wygra - poza Zenitem Kazań! Pierwsze mistrzostwo Polski było dla mnie wyjątkowe, ale każde kolejne stawało się równie ważne, bo to było coś, do czego dążyłem przez wcześniejsze miesiące - dodaje siatkarz pochodzący z Wielunia.

Upragniona stabilizacja

Mariusz Wlazły występuje w PGE Skrze Bełchatów od 2003 roku. Dlaczego był wierny jednemu klubowi przez zdecydowaną większość kariery?

- Przez te lata walczyliśmy o najwyższe cele. Ważne było dla mnie to, że grałem z zawodnikami, od których mogłem się uczyć. Nie żałuję sposobu, w który potoczyła się moja kariera, bo wiele się dzięki niej nauczyłem - mówi atakujący. - Klub z Bełchatowa jest poukładany. Zapewniono w nim stabilizację finansową, co jest dla zawodników ważne, ponieważ nie muszą się o nią martwić. Podobnie jest w Kędzierzynie-Koźlu - dodaje zawodnik.

Najbliższe plany atakującego to m.in. realizacja projektów związanych z Fundacją Mariusza Wlazłego.

Więcej o: