"Pogromca gigantów" sprawił sensację w PP. Faworyt wyrzucony. Stutysięczne miasto świętuje

KKS Kalisz znowu sprawił sensację po pasjonującym meczu. Kolejną ofiarą drugoligowca był Górnik Zabrze. Ponownie mieliśmy grad goli i rzuty karne, które potoczyły się po myśli ekipy z Wielkopolski. Kaliszanie zameldowali się tym samym w 1/4 finału Pucharu Polski.

KKS Kalisz miał ochotę na sprawienie kolejnej sensacji - w ostatnich latach regularnie ogrywa w Pucharze Polski drużyny z ekstraklasy i został "pogromcą gigantów". Po festiwalu bramkowym, jaki urządził z Widzewem, którego zresztą wyeliminował (5:5 po dogrywce i 4:3 w karnych), chciał to powtórzyć z Górnikiem Zabrze. Początek meczu zapowiadał kolejny rollercoaster, ale dalszy przebieg pierwszej połowy ostudził nieco zapał. Wszystko wynagrodziła jednak druga połowa, a potem masę emocji przyniosły nerwowa dogrywka i rzuty karne.

Zobacz wideo Podpowiadamy Michniewiczowi kadrę na mundial!

Festiwal bramkowy w Kaliszu

Gospodarze narobili apetytu szybkim golem. Objęli prowadzenie już w 8. minucie za sprawą trafienia Nikodema Zawistowskiego. Nie mogło się to lepiej zacząć dla kaliszan. Pamiętając, co się działo w starciu z Widzewem, od razu liczono na kolejną bramkę KKS-u albo natychmiastową odpowiedź Górnika. Jednak pierwsza połowa nie przyniosła więcej goli. Gospodarze byli nieznacznie lepsi, ale tak skromne prowadzenie wydawało się sprawiedliwym rezultatem do 45. minuty. Górnik zrobił podwójną zmianę jeszcze przed przerwą. Gra nie układała się po myśli zabrzan.

Druga część meczu to było istne wariactwo. Kalisz oszalał w 57. minucie, gdy KKS prowadził już 2:0. Nestor Gordillo dostał płaskie podanie w polu karnym i wręcz musiał to zamienić na gola.

Górnik potrzebował się przebudzić i to porządnie. Na szczęście dla zabrzan stało się to bardzo szybko. Goście potrzebowali zaledwie trzech minut, by złapać kontakt. Przyczynił się do tego Aleksander Paluszek, który trafił z bliska. Jednak Górnik potrzebował więcej ognia w ofensywie.

Zabrzanie przycisnęli i wyrównali niespełna kwadrans później za sprawą bramki Piotra Krawczyka. Uderzał z trudnej pozycji, ale techniczny strzał pozwolił pokonać bramkarza.

Oba kluby zafundowały nam jazdę kolejką górską w doliczonym czasie. Najpierw krok od awansu był Kalisz, który prowadził po golu Mateusza Wysokińskiego. Jednak radość gospodarzy nie trwała długo, bo chwilę później wyrównał Amadej Marosa, wykorzystując zamieszanie w polu karnym kaliszan.

Dodatkowe nerwy

Do rozstrzygnięcia potrzebna była zatem dogrywka. Obie strony miały swoje sytuacje, do końca walczyły o zwycięską bramkę. Robert Dadok był motorem napędowym Górnika, zagrożenie tworzył też Lukas Podolski, ale oni we dwóch nie byli w stanie dać zabrzanom upragnionego prowadzenia. Kalisz pracował na boisku całym zespołem, mogło imponować zaangażowanie piłkarzy.

90 minut nie wyłoniło zwycięzcy, dodatkowe 30 także nie. Potrzebne były zatem rzuty karne. KKS sprawiał wrażenie w ostatnich pięciu minutach dogrywki, że czekał na konkurs "jedenastek".

Kluczowa okazała się trzecia seria, gdzie Górnik zmarnował swój rzut karny. Strzał Marosy został obroniony, więc zabrzanie musieli dalej liczyć na pomyłkę rywali. Ci się jednak nie mylili, nawet jeśli wyczuwał ich Daniel Bielica. KKS Kalisz wygrał w rzutach karnych 5:3 i zameldował się w ćwierćfinale Fortuna Pucharu Polski.

Kalisz zaszokował piłkarską Polskę. "Taki mecz zdarza się raz na kilkadziesiąt lat"

Korona Kielce, Pogoń Szczecin, teraz Widzew Łódź. KKS Kalisz przez trzy lata z rzędu, odkąd awansował do drugiej ligi, regularnie ogrywa w 1/32 Pucharu Polski wyraźnych faworytów i drużyny z ekstraklasy. - Cieszymy się niesamowicie, ale Puchar Polski to dla nas tylko dodatek. Bardzo przyjemny, ale jednak dodatek. Najważniejsza jest liga - mówił nam trener Bartosz Tarachulski po tym, jak jego ekipa wyeliminowała Widzew >> 

Miasto Kalisz ma prawie 98 tys. mieszkańców. Ćwierćfinał PP to ogromny sukces dla KKS-u i kaliszan. Z taką grą można śmiało myśleć o awansie do Fortuna 1. Ligi. KKS zajmuje drugie miejsce w tabeli eWinner 2. Ligi ze stratą zaledwie dwóch punktów do Kotwicy Kołobrzeg, która złapała zadyszkę. Może zatem wyprzedzić ją jeszcze w tym roku. Wystarczy pokonać Garbarnię Kraków i liczyć na wpadkę Kotwicy z rezerwami Śląska Wrocław.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.