Dawid Kownacki: Moja dziewczyna zobaczyła rakiety. Pytała, czy muszę lecieć na mecz

W Sampdorii po niestrzelonym karnym kibice kazali mu zwracać kasę. Trener z nim nie rozmawiał. W Fortunie ma jeden z lepszych parametrów wydolnościowych, biegowych i duże zaufanie szkoleniowca. W kadrze selekcjoner chce zrobić z niego etatowego skrzydłowego. Być może już od meczu z Izraelem, na który Dawida Kownackiego nie bardzo chciała puścić dziewczyna.

Kacper Sosnowski: Ostrzał rakietowy ze Strefy Gazy w stronę Tel Awiwu nie ustał. Oprócz wygranej z Izraelem należy wam życzyć też spokoju i bezpiecznej podróży.

Dawid Kownacki: Każdy ma swoje przemyślenia, każdy coś widzi. Do mnie zadzwoniła moja dziewczyna i pytała, czy muszę tam lecieć? Zobaczyła te rakiety, co uderzają w drogę. Dostaliśmy zapewnienie z PZPN, że polecimy, jeżeli wyjazd będzie bezpieczny. Skoro jest decyzja, że gramy, to w miejscu, gdzie lądujemy, wszystko musi być dobrze. To też jest tak, że my widzimy coś w mediach, a nie wiemy, co dzieje się naprawdę. Czasem to wyolbrzymione wiadomości, a właśnie według nich stwarzamy sobie obraz jakiejś sytuacji. Ja takich latających rakiet na oczy nie widziałem, a nagle mam udać się do kraju, w którym one przelatują gdzieś koło miasta. Jakaś niepewność jest. Jak już jednak dotrzemy na miejsce i zobaczymy, że wszystko jest ok, to rzeczy, które mamy z tyłu głowy przeminą.

Z innych spraw dookoła sportowych. Dawid Kownacki to największy obok Macieja Rybusa pechowiec kadry Jerzego Brzęczka?

- To właściwie moje drugie zgrupowanie. Pierwszego, gdy byłem na 2 dni i wyjechałem z kontuzją nie liczę. Rzeczywiście miałem sporo problemów zdrowotnych. Po przyjeździe do Niemiec trudno było mi się przyzwyczaić do tej pracy, którą trzeba było tam wykonywać. Nowych zadań, bo grałem tam na innej pozycji. To łączyło się z innymi parametrami biegowymi, zmianami kierunków poruszania, innym obciążeniem, wydolnością. Teraz dzięki temu jestem jednak zawodnikiem, który w Fortunie ma jedne z lepszych parametrów wydolnościowych i biegowych. W każdym meczu mam najwięcej sprintów w drużynie, średnio 35. To duża wartość, daje niemal kilometr pokonany na pełnej szybkości. Pozycja skrzydłowego powoduje jednak, że organizm na te urazy mięśniowe narażony jest bardziej. Ja też miałem właśnie takie problemy. W klubie zastanawialiśmy się, z czego wynikają. Wprowadziliśmy korekty w treningach. Chyba pomogło.

Nie ukrywam, że po trzecim czy czwartym urazie, gdy zaczynałem treningi z drużyną, miałem stracha. W głowie siedziało mi, że znowu może mi coś strzelić. Na razie wszystko jest ok.

Brak goli i asyst na koncie napastnika to duży problem? W tym sezonie w każdej z tych rubryk widnieje "0".

- Na początku się nie przejmowałem. Teraz nie ukrywam, że pojawiła się niepewność, zdenerwowanie. Odbyłem w klubie dużo rozmów z trenerem. On mnie podbudował. Powiedział, że ceni moją pracę dla drużyny, zaangażowanie na boisku i dodał, że gole przyjdą i żebym się nie przejmował. Pokazał mi 5 akcji, z których padły bramki po moich dobrych ruchach, czy wcześniejszych zagraniach. Trener mi ufa i dalej wstawia mnie do składu, więc wiem, że to co mówi o mojej pracy na boisku jest prawdą. Czasem, ze szkoleniowcami bywa tak, że klepią cię po ramieniu, mówią: "wszystko ok", a potem sadzają na ławce. Wtedy na zawodnika wpływa to gorzej. Lepiej, żeby nic nie mówili. Ta sytuacja, w której teraz dłużej nie strzelam, to też dla mnie jakaś lekcja. Uczy mnie jak na takie rzeczy warto reagować i jak do nich podchodzić. Przecież w przyszłości znów może powtórzyć się kryzys. Dobrze mieć pewne rzeczy przerobione.

Cieszy mnie też to, że choć nie strzelam, moją grę ceni też trener Brzęczek. Jak był w Niemczech rozmawiał z naszym trenerem, że chce mnie w kadrze ustawiać, tak jak gram w klubie – na skrzydle.

Te słabsze statystyki to po części wynik innych zadań na boisku.

- Schodzę coraz niżej (śmiech). Mam teraz rzeczywiście zdecydowanie więcej zadań w defensywie. Często stoję niemal w linii z obrońcami. Gdy odbierzemy piłk,ę często mam do pokonania 50 metrów pod pole karne przeciwnika. Dlatego dużo biegam. Jak czasem jeszcze nie dostanę piłki, to przy piątym sprincie myślę sobie: Po co znów biec?

W dwóch ostatnich meczach, w których zagrałeś w kadrze zdobyliśmy 1 punkt. Szczególnie po Austrii spadła na ciebie fala krytyki.

- Bo to był mój słaby mecz. Już na boisku wiedziałem, że mi nie idzie. Szczególnie na początku podejmowałem złe decyzje. Jak trzeba było zagrać do Kędziory, schodziłem do środka. Chyba ze trzy razy Tomek obiegał mnie na marne. Innym razem za późno komuś podałem.

To był mój pierwszy mecz po rocznej przerwie w kadrze w podstawowym składzie. Powiem szczerze, że miałem lekką tremę, sam się tego nie spodziewałem. To było dziwne, bo kilka dni wcześniej grałem w Dortmundzie, przy 81 tysiącach kibiców, strzeliłem gola, a tu na Narodowym, chyba za duże były emocje. To nie alibi, mówię tylko, jak to odczuwałem.

Kownackiemu brakuje goli i asyst. W klubie go wspierają:

Zobacz wideo

Z Izraelem mamy dobre wspomnienia. W Warszawie rozegraliśmy z nimi chyba nasz najlepszy mecz tych eliminacji.

- Z tym, że oni inaczej grają na wyjeździe, a inaczej u siebie. Ma u nich kto strzelać gole. Duet Munas Dabbur - Eran Zahavi zdobył już 14 bramek. Sam Zahavi 11, z czego pięć zza pola karnego. Na pewno trzeba będzie wyskakiwać do przeciwnika, nie dać mu operować piłką przed polem karnym.

Nasz szeroki skład zmienił się od czasów, gdy grałeś w kadrze na mundialu. Więcej tu twoich rówieśników.

- Bardzo dobrze. Za chwilę dołączy do nas Kamil Jóźwiak. Jak oglądam polską ligę to też cieszę się z tego jak grają młodzi, w wielu drużynach wiodą prym. Młodzi to przyszłość. To, że teraz jest tyle młodzieży w kadrze Brzęczka, dobrze świadczy o tych chłopakach, którzy niedawno grali mistrzostwa Europy. Oczywiście jest też wielkim plusem dla trenera Czesława Michniewicza. Jego celem jest dostarczenie jak największej liczby chłopaków do pierwszej reprezentacji. On wie jak z nich wydobyć to, co najlepsze. Teraz jego zmieniona drużyna znów prowadzi w eliminacjach ME. Wcześniej, nie licząc polskiego turnieju, nie udawało się na Euro awansować przez dwadzieścia kilka lat.

Ty więcej meczów niż u Brzęczka zagrałeś na razie właśnie pod wodzą komplementowanego Michniewicza. To może być kiedyś trener pierwszej reprezentacji?

- To trener, który znakomicie opanował taktykę. Wie, jak dobrać odpowiedni system do piłkarzy, i co robić pod konkretnego rywala. Taktyką umie wygrywać spotkania. Myślę, że ma na tyle doświadczenia i wiedzy, że w przyszłości może zostać selekcjonerem kadry.

Co do zadań taktycznych, które ty miałeś, to w meczu ME U-21 z Włochami, niektóre z nich były szczególne.

- Musiałem cały czas być z przodu, tak by wiązać ich dwóch środkowych obrońców, by nie wprowadzali piłki do gry. Z defensywy byłem praktycznie wyłączony. Dlatego wziąłem też na siebie gierki słowne, ściąganie uwagi rywali. Wiem, jak Włosi reagują na różne rzeczy. Wiedziałem, co się stanie jak będą mieć zły wynik. I rzeczywiście zaczęły się z ich strony docinki, podszczypywania, prowokacje. Żeby zdjąć to z kolegów, to tymi okołosportowymi rzeczami zająłem się ja. Na mnie też skupiła się chyba złość kibiców po meczu.

To i tak nic jak przypomnę sobie, co działo się kiedyś w Sampdorii. W ostatniej minucie wziąłem na siebie karnego. Nie strzeliłem. Tylu wiadomości od kibiców nie dostałem jeszcze nigdy. Były te z gatunku "ty taki i owaki", ale zdecydowane większość była do siebie podobna. Wklejony był kupon, bo ktoś coś obstawił u bukmacherów i dopisek typu: "przez ciebie nie wygrałem 300 euro! Kup mi teraz nowego Iphona". Dostałem z tysiąc takich wiadomości. Nic z nimi nie robiłem. Parę lat temu pewnie bym coś odpisał i się przejął, ale kiedyś byłem młodszy i głupszy. Teraz wiem, jak reagować, choć wciąż cały czas się tego uczę. Pierwsze sprawdziłem, następne kasowałem.

Czyli przejście z Włoch do Niemiec było zbawcze. Zrobiło się bardziej komfortowo. Zarówno jeśli chodzi o trenera i wszystko wokół.

- Ja w Sampdorii miałem takiego trenera, który z zawodnikami nie rozmawiał wcale. Jak nie grałem, to nie wiedziałem dlaczego. Nie byłem pewien, co muszę poprawić, nad czym skupić się na treningach. Trener nie dał mi jasnego sygnału, czego ode mnie oczekuje. Od asystentów słyszałem natomiast, że super pracuje, że jestem wzorem i potem na meczu siedziałem na ławce. Siedziałem trzeci raz, piąty dziesiąty, aż w końcu stwierdziłem, że to nie ma sensu. Udało się przeprowadzić do Dusseldorfu. Byłem ich najdroższym transferem. Postawiono na mnie. Cały czas chcę im udowadniać, że mieli rację.

Co dała ci Fortuna, a czego nie dawali Włosi?

- W Niemczech dalej się rozwijam. We Włoszech najważniejsza była taktyka. Napastnik miał zadania defensywne, ale w Fortunie mam tego więcej. Również z racji, że jestem skrzydłowym. Rozwinąłem się motorycznie. Podniosła mi się wydolność. W Fortunie dzień po każdym meczu dostajemy kartkę z naszymi dokładnymi statystykami. Wiem ile i jak biegałem, w jakich kierunkach. Ile miałem podań, jaka część z nich była dokładna. Ile razy byłem przy piłce - na te dwa elementy patrzę najpierw. Czasem schodząc z meczu mamy jego zamazany obraz. Te dane własną ocenę porządkują.

Mając takie porównanie z kilku meczów sami siebie kontrolujecie i motywujecie.

- Ale robi to też trener. On bardzo interesuje się tym kto ile przebiegł. Czasem nie rozmawiamy o tym jak graliśmy, ale ile kto przebiegł i dlaczego tak mało. Pod koniec października graliśmy z Paderborn. Przegraliśmy u nich 0:2. Całą drużyną pokonaliśmy 107 km. Przeciwnik 113. Dzień po meczu mieliśmy trening. Trener Friedhelm Funkel oznajmi, że skoro wczoraj biegaliśmy za mało, to pobiegamy dziś. I pół godziny były interwały. Wiem z doświadczenia, że jak w spotkaniu robimy 113, 114 km, to ten mecz zupełnie inaczej wygląda, bo po prostu jesteśmy bardziej agresywni, czasem tłamsimy rywala, doskakujemy do niego. Zwracając uwagę na kilometry trener pośrednio te rzeczy wymusza. Ciężką pracą na treningach zwiększamy swoją wytrzymałość. Przy tempie dzisiejszych meczów, tych na najwyższym poziomie, to ogromnie istotne.

Wytrzymałość i intensywność pracy robią potem różnicę, gdy polscy ligowcy konfrontują się z zagranicznymi?

- Myślę, że warto byłoby wysłać polskich trenerów do Niemiec, by zobaczyli jak tam obciążani i trenowani są piłkarze. Dzień po meczu siłownia i robimy nogi. Intensywność wszystkich zajęć bardzo wysoka. Choć z drugiej strony jest też komunikacja. Jak powiedziałem, że po jakimś treningu wolałbym nie robić już ćwiczeń mięśnia dwugłowego, a chętnie zrobię je jutro, to nie było problemu. Poćwiczyłem co innego. Myślę, że jakby z dnia na dzień ktoś przeniósł 99 procent trenujących w polskich klubach piłkarzy do Bundesligi, to byłby problem. Byłem w polskiej szatni i wiem jak to wygląda. To trening za mocny, to czegoś za dużo, czegoś za mało. Trenerzy chcą pozostawać w dobrych relacjach z zawodnikami i się do nich dostosowują, a po czasie taki trener i tak się tym zawodnikom nudzi.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.