Żadne grupowe zdjęcie nie wywołało tak głośnej dyskusji, jak kobiecej drużyny Arsenalu. Jest na nim 27 piłkarek - wszystkie białe. Biały jest też siedzący na samym środku trener Jonas Eidevall. Gdy klubowi wytknięto absolutny brak różnorodności, ten błyskawicznie przeprosił i obiecał poprawę.
"Przyznajemy, że skład drużyny nie odzwierciedla różnorodności istniejącej w naszym klubie i społeczności, którą reprezentujemy. We wszystkich naszych zespołach, także tych z akademii, mamy zawodników pochodzących z różnych środowisk. Jesteśmy dumni, że są częścią naszej historii, kultury i sukcesów. Zwiększenie udziału piłkarek pochodzących z różnych etnicznie środowisk jest dla nas priorytetem. Wdrożyliśmy specjalne środki, które mają na celu poprawę dostępności i stworzenie poczucia przynależności dla wszystkich osób związanych z klubem" - napisał Arsenal w oświadczeniu.
To jeden z dwóch najsilniejszych angielskich klubów w kobiecej piłce. Ma oddanych i zaangażowanych kibiców, cieszy się też sporym zainteresowaniem mediów. Od lat uchodzi za wzór w przekierowywaniu zainteresowania męskim zespołem na zespół kobiecy. Scala ze sobą obie drużyny poprzez akcje marketingowe czy choćby poprzez to, że trenerzy Mikel Arteta i Jonas Eidevall podpisali swoje ostatnie kontrakty siedząc ramię w ramię. W tym sezonie bije na meczach frekwencyjne rekordy - na ligowej inauguracji z Liverpoolem pojawiło się 54 tys., a w ostatni weekend na derbowym meczu na szczycie z Chelsea trybuny Emirates Stadium były wypełnione niemal w całości - zasiadło na nich 59 tys. osób. Kiedy kibice przeczytali to oświadczenie, w internecie zawrzało raz jeszcze. Część sprowadziła działania klubu do absurdu. Część przyklasnęła i doceniła, że sprawa została potraktowana poważnie.
Dyskusja w Anglii nie jest jednak nowa. Gdy tylko Sarina Wiegman, selekcjonerka reprezentacji, latem powołała kadrę na mundial, rozpoczęła się nie tylko standardowa dyskusja, którą piłkarkę niesłusznie pominęła, a którą ciągnie za zasługi, ale też o tym, że w jej 23-osobowej drużynie są tylko dwie zawodniczki należące do mniejszości etnicznych - Lauren James (siostra Reeca, obrońcy Chelsea) i Jess Carter. Wcześniej - podczas Euro 2022, które Anglia wygrała - były trzy takie reprezentantki, a jeszcze rok wcześniej zdarzały się zgrupowania, na które przyjeżdżały tylko białe piłkarki. Anglicy od lat żonglują statystykami: że Francja zabrała na ten sam mundial 15 piłkarek reprezentujących mniejszości rasowe; że w męskiej kadrze Anglii połowa reprezentantów jest ciemnoskóra, a w kobiecej to ledwie 19 proc.; że przez dekadę (2010-2020) w reprezentacji Anglii zagrały 72 piłkarki i tylko 14 z nich było ciemnoskórych; że w Premier League co trzeci piłkarz jest ciemnoskóry, a w kobiecej Superlidze tylko co dziesiąta piłkarka nie jest biała.
Efekt jest widoczny na górze, ale przyczyn należy szukać na samym dole. Angielska federacja i niezależne organy dokładnie przebadały sprawę, a jednym z podstawowych wniosków było to, że dzieci, które dorastają w dzielnicach zróżnicowanych etnicznie, mają daleko do ośrodków treningowych największych klubów i akademii. Zdecydowana większość z nich znajduje się bowiem na przedmieściach i elitarnych obszarach wiejskich, gdzie przeszło 90 proc. mieszkańców jest białych. Kluby wyprowadzają się z centrum miast, bo prowadzenie akademii z dala od nich daje większe możliwości rozbudowy infrastruktury i zmniejsza koszty ich prowadzenia. W bardziej zróżnicowanych etnicznie dzielnicach brakuje akademii, do których mogą dołączać dziewczyny lub ich poziom szkolenia jest niższy, dlatego mniejsza liczba zawodniczek dociera na profesjonalny poziom. Przykładowo - w bardzo zróżnicowanym etnicznie południowym Londynie, który od lat jest wylęgarnią piłkarzy Premier League - nie ma profesjonalnych akademii dla dziewcząt.
Emma Heyes, najbardziej utytułowana trenerka w angielskiej piłce, od kilkunastu lat pracująca w Chelsea, apelowała, by kluby, które wyprowadziły się z miast, zapewniły mieszkającym tam dzieciom bezpieczny dojazd do akademii. To szczególnie ważne dla dziewczynek. Badania pokazały, że rodzice znacznie częściej zgadzają się, by to chłopcy dojeżdżali na treningi nawet kilkadziesiąt kilometrów komunikacją miejską. Co więcej - skauting klubów w przypadku dziewczyn również ogranicza się do najbliższej okolicy. - Dzieci z centrum Londynu nie przyjadą do nas do Cobham. Nie przyjadą też do bazy Arsenalu. To za daleko. Nie dziwię się rodzicom, który twierdzą, że jest zbyt niebezpiecznie, by dzieci jeździły same. Myślę o tak utalentowanych zawodniczkach, jak Alex Scott czy Rachel Yankey i czuję, że tracimy kolejne takie piłkarki - stwierdziła.
Potwierdza to 19-letnia Debra Nelson, która kilka lat temu została wypatrzona przez skautów Arsenalu na turnieju w Harrow. Najpierw była objęta programem szkoleniowym, a później dołączyła do akademii. - W końcu zrezygnowałam. Nie powstrzymał mnie brak talentu, a brak pomocy ze strony klubu w dotarciu do obiektów. Z treningów musiałam wracać pociągami i w domu byłam dopiero o północy - opowiadała w "The Telegraph".
- Wiem, że nasza akademia podejmuje kroki, żeby ten problem rozwiązać. Podstawia w śródmiejskich dzielnicach autobusy kursujące do Hertfordshire, żeby dziewczyny mogły bezpiecznie dojechać i trenować w akademii. To ważne - mówiła w "Sky Sports" Jen Beattie, obrończyni Arsenalu.
W podobnym tonie wypowiedział się trener Jonas Eidevall: - Jesteśmy z Północnego Londynu i jesteśmy dumni z naszej zróżnicowanej społeczności. Historia tego klubu to historia piłkarzy pochodzących z różnych środowisk. Brak tej różnorodności w naszym składzie jest problemem, nad rozwiązaniem którego pracujemy. Działamy na górze, ale też na dole. Problem wykracza jednak poza Arsenal. Dotyczy zaangażowania większej liczby przedstawicieli mniejszości etnicznych w piłkę nożną już na podstawowym poziomie. Musimy nad tym pracować my, inne kluby i federacja - stwierdził.
Zatem - to nie tak, że Arsenal jest rasistowskim klubem i celowo na rynku transferowym wybierał jedynie między białymi piłkarkami. Wprost przeciwnie - dąży do zatrudnienia zawodniczek reprezentujących mniejszości etniczne, ale poziom przez nie prezentowany nie jest wystarczająco wysoki, by sprostać walce o mistrzostwo Anglii. A nie jest nie dlatego, że tylko białe zawodniczki są wystarczająco utalentowane, a dlatego, że nie-białe mają utrudniony dostęp do treningów już na podstawowym poziomie. Dlatego w raporcie sprzed kilku miesięcy angielska federacja zadeklarowała, że do końca 2024 r. doprowadzi do tego, że 95 proc. młodych zawodniczek będzie miało dostęp do Centrum Wschodzących Talentów maksymalnie godzinę od miejsca zamieszkania. Do lipca 2023 r. otwarto 56 takich centrów treningowych, a obecnie kończy się budowa jedenastu kolejnych.
Nie dość, że problem wykracza poza Arsenal, to nie dotyczy jedynie piłkarek. Podobnie jest wśród trenerów i dyrektorów pracujących w największych angielskich klubach. Badania opublikowane przez Black Footballers' Partnership (BFP) wykazały, że 43 proc. zawodników Premier League i 34 proc. piłkarzy grających w pozostałych trzech najlepszych ligach jest ciemnoskórych. Ale tylko 4 proc. stanowisk kierowniczych w klubach zajmują przedstawiciele mniejszości etnicznych. Dla nich przejście z boiska do gabinetów jest niemal zablokowane. Leon Mann, który doradza klubom w zakresie różnorodności, obrazuje problem: - Znam wszystkich ciemnoskórych dyrektorów w angielskiej piłce. I to nie tak, że mam znakomitą pamięć. Jedna ręka wystarczy, by ich wszystkich policzyć. Angielskie kluby powinny czuć się z tym nieswojo - twierdzi.
Anglicy, chcąc zmienić tę sytuację, wprowadzili w klubach zasadę Rooney’a, która nakazuje klubom zapraszać na rozmowy kwalifikacyjne przynajmniej jednego przedstawiciela mniejszości. Po raz pierwszy została ona wprowadzona w 2003 r. w NFL, a jej nazwa pochodzi od nazwiska Dana Rooneya, byłego właściciela Pittsburgh Steelers i byłego przewodniczący komitetu różnorodności NFL. Eksperci mają jednak wątpliwości co do jej skuteczności. Argumentują, że w świecie piłki na wiele stanowisk, nawet kluczowych dla sprawnego funkcjonowania klubów, nie prowadzi się formalnych rekrutacji. Często nie liczą się kompetencje, a osobiste przekonanie prezesów i właścicieli.
"The Athletic" poprosił władze Premier League i pozostałych trzech profesjonalnych angielskich lig o podanie szczegółowej liczby dyrektorów pochodzących z mniejszości etnicznych, którzy pracują w klubach. Nikt nie odesłał dokładnych danych, ale wystarczyło, by stwierdzić, że kluby nie wypełniły celu narzuconego przez angielską federację, zgodnie z którym 15 proc. nowych pracowników, zatrudnianych pracowników na stanowiskach kierowniczych, miało pochodzić z mniejszości etnicznych.
Podobnie jest z trenerami. Jermain Defoe, mający 496 rozegranych w Premier League, stawia pierwsze trenerskie kroki w akademii Tottenhamu i gorzko żartuje: "Nie wiem, czy w to iść. Nie chcę dostać pierwszej pracy, jak będę po siedemdziesiątce". W Premier League jest tylko jeden ciemnoskóry trener - Vincent Kompany z Burnley. W poprzednim sezonie rodzynkiem był Patrick Vieira w Crystal Palace. - Patrzę na liczby: 4,4 proc. trenerów w profesjonalnych ligach jest ciemnoskórych. I naturalnie nachodzi mnie myśl, czy przypadkiem nie marnuję swojego czasu. Nie wiem, czy chcę popełnić podobny błąd, jak Sol Campbell, Andy Cole, Dwight Yorke czy Ian Wright. Oni też kiedyś byli na moim miejscu, zaczynali jako trenerzy i myśleli, że dostaną szansę, bo jako piłkarze byli na szczycie. To się nie zdarzyło. Nie mówię, że chcę dostać pracę, bo jestem czarnoskóry. Nie! Chcę pracować, jeśli okażę się wystarczająco dobry. Ale najpierw muszę w ogóle dostać taką szasnę. Chcę tylko takiej samej szansy, jak moi biali koledzy. Scott Parker pracował w Tottenhamie w drużynie U-18, a po roku odszedł do pierwszej drużyny Fulham. Steven Gerrard, Frank Lampard, Wayne Rooney… Jest mnóstwo nazwisk. Chcę tylko mieć takie same szanse - mówi.
Zwracał na to uwagę również Raheem Sterling. - Spójrzmy na byłych piłkarzy, którzy dziś są trenerami: Frank Lampard, Steven Gerrard, Sol Campbell, Ashley Cole. Wszyscy mieli wspaniałe kariery, wszyscy wielokrotnie grali dla reprezentacji Anglii, wszyscy zrobili licencje trenerskie na najwyższym poziomie. Dwóch z nich nie dostało jednak odpowiedniej szansy. Obaj są czarnoskórzy - powiedział w BBC.
W raporcie opublikowanym przez Black Football Partnership, organizację zrzeszającą ciemnoskórych zawodników, stwierdzono, że byli piłkarze najczęściej zaczynają jako trenerzy w League Two. Tymczasem procent zatrudnienia ciemnoskórych trenerów w żadnej lidze nie jest mniejszy niż właśnie w League Two. - Wszyscy mówią ci pod koniec kariery: zrób licencję trenerską. Ale później licencja nie da ci pracy. Znam mnóstwo doskonale wyedukowanych ciemnoskórych trenerów, którzy nigdy nie dostali szansy - mówi Emile Heskey, były zawodnik m.in. Liverpoolu.
Ciemnoskórych trenerów nie znajdziemy w La Liga, Bundeslidze i Serie A, a w Ligue 1 pracuje tylko Patrick Vieira ze Strasbourga.
- Ludzie nie ufają ciemnoskórym trenerom, że zdołają zaopiekować się zespołami, że będą ich liderami, że utrzymają szatnię w ryzach - twierdzi Troy Townsend, były piłkarz, działacz antyrasistowski, prezenter telewizyjny, a także ojciec Androsa, zawodnika Luton Town. - To się zaczyna wcześniej. Zwróć uwagę, jak mówi się o ciemnoskórych piłkarzach. Komentatorzy widzą ciemnoskórego, więc od razu mówią o jego sile i szybkości. To ich skojarzenie. Rzadziej dostrzegają u nich umiejętności, które mogłyby później przydać się im jako trenerom. Jeśli o jakimś piłkarzu mówi się, że jest inteligentny, że czyta grę, że dowodzi zespołem, to jednocześnie często wróży mu się karierę trenerską. W ludziach zostają te określenia. We właścicielach i prezesach klubów również - twierdzi.
Nadchodzi za to przełom u sędziów. 26 grudnia Samuel Allison poprowadzi mecz Sheffield United - Luton i będzie pierwszym od piętnastu lat ciemnoskórym sędzią głównym w Premier League. Dość powiedzieć, że w czterech najwyższych ligach w Anglii ostatnim nie-białym sędzią był Jarnail Singh, który zakończył karierę w 2010 roku. Jeszcze trzy lata temu do FA trafił raport na 53 strony o dyskryminacji rasowej w strukturach sędziowskich. Wynikało z niego, że spośród 40 elitarnych sędziów każdy jest biały. - Na niższych poziomach rozgrywkowych jest mnóstwo czarnoskórych sędziów, ale nie przebijają się wyżej. Pewnie, można uznać, że każdy z nich jest beznadziejny… Ale to szaleństwo! - mówił Reuben Simon, były sędzia walczący o prawa czarnoskórych.
W raporcie padło stwierdzenie, że League Two, przywoływana już w kontekście trenerów i dyrektorów, jest "cmentarzyskiem ciemnoskórych" i barierą, którą trudno przebić. Dlatego wyznaczanie Samuela Allisona to przełom. Nadchodzi niedługo po tym, jak FIFA rozpoczęła kampanię "No Discrimination".