Przed meczem Rakowa Częstochowa w Lidze Europy z Atalantą Bergamo w teorii trudne zadanie nie jawiło się jako misja niewykonalna. Włosi przyjechali do Polski mocno osłabieni. Nie tylko urazami, bo trener Gian Piero Gasperini pewny awansu z 1. miejsca w grupie dał odpocząć kilku swym podstawowym graczom. Raków w meczu u siebie stał się delikatnym faworytem bukmacherów. Sturm Graz, z którym rywalizował korespondencyjnie o awans, był skazywany przez nich na porażkę ze Sportingiem w Lizbonie.
Polscy kibice po cichu liczyli na dwie polskie drużyny na wiosnę w europejskich pucharach, bo chwilę wcześniej swój mecz z AZ Alkmaar wygrała Legia i zameldowała się w 1/16 finału Ligi Konferencji Europy i to w bardzo dobrym stylu. Dwie drużyny w tej fazie to było marzenie, choć chyba nie cud, choćby taki, jaki wydarzył się 12 lat temu. To wtedy ostatni i jedyny raz od lat 90. wiosną w pucharach polska piłka zameldowała się nie tylko w pojedynkę. To wtedy drugie miejsce w swej grupie Ligi Europy zajęła Legia Warszawa. Wisła Kraków w ostatniej kolejce musiała natomiast wygrać z faworyzowanym Twente i liczyć na stratę punktów przez Fulham. Nieoczekiwanie spełniły się te dwa scenariusze, a Anglicy stracili korzystny dla nich wynik w ostatniej minucie ich starcia z Odense. Media ten podwójny awans do 1/16 finału Ligi Europy nazwały nocą cudów.
Tym razem doszło do nocy absurdu, bo Raków korespondencyjnie rywalizował ze Sturmem na niższą porażkę. Ponieważ oba zespoły miały tyle samo punktów i taki sam bilans bezpośrednich spotkań o miejscu w tabeli (3. Lokacie dającej awans do 1/16 LKE) decydował bilans bramek w grupie. Wystarczyło nie popełniać błędów i nie tracić goli, ale Raków, tak jak Sturm grał słabo. Mistrz Polski oddawał piłkę rywalowi, był o dwa tempa wolniejszy, bardziej przewidywalny, za mało agresywny w defensywie i bezbarwny bądź fatalnie niecelny w ataku. Ostatecznie przegrał domowy mecz 0:4 (Sturm 0:3) i w ogólnym bilansie okazał się gorszy od Austriaków o dwa trafienia. Smutno musiało być piłkarzom z Częstochowy z myślą, że w starciu z drugim garniturem Atalanty roztrwonili, to na co pracowali od września, a szczególnie w LE przez ostatni niezły miesiąc. Czy to był dobry mecz Atalanty? Tak, ale jeszcze bardziej to był bardzo słaby mecz Rakowa.
Mimo klapy w Sosnowcu i odpadnięciu z europejskich pucharów Rakowa, nasza sytuacja w europejskich pucharach nie jest zła. Paradoksalnie martwić nie musi nawet awans z drugiego, a nie pierwszego miejsca w grupie Legii. Dlaczego? Zwycięzcy grup LKE awansowali od razu do 1/8 finału, więc nie będą grali w jej fazie play-off, która mimo tego, że nie daje punktów do rankingu klubowego (indywidualnego), to daje punkty do rankingu krajowego, na którym bardzo nam zależy i w którym Polska jest obecnie na 20. miejscu. W tym momencie dzięki zwycięstwu Legii do tegorocznego rankingu krajowego Polska zyskała 0,75 punktu (z bonusem za 2. miejsce w grupie) To oznacza, że na ten moment mamy ich 6,875. To drugi najlepszy wynik w jednym sezonie, odkąd ten ranking jest tworzony, czyli od drugiej połowy lat 90-tych.
Drugi wynik, bo najwięcej punktów zapewniła nam zeszłoroczna kampania Lecha Poznań, który dostał się aż do ćwierćfinału LKE. To dało Polsce 7,75 punktów za poprzedni sezon. Wydaje się jednak, że ten wynik jest w zasięgu nóg piłkarzy Legii. By go poprawić, potrzebne są jeszcze dwie wygrane (lub cztery remisy, lub wygrana i dwa remisy), czyli w praktyce oznacza to, że jeśli ten sezon ma być lepszy od poprzedniego, Legia będzie musiała w dobrym stylu przejść 1/16 finału LKE, lub przejść w słabszym stylu i ugrać coś w 1/8 finału. Tylko tyle i aż tyle.
Oczywiście wiele zależy od poniedziałkowego losowania i tego, na kogo stołeczny klub trafi. Po tegorocznej jeszcze trwającej kampanii w Europie wiadomo też, że nieważne jak ona się zakończy, ale Polska w rankingu krajowym nie spadnie już poniżej 22. lokaty. To oznacza pewne korzyści dla mistrza Polski za dwa lata. Otóż w sezonie 2025/26, mistrz naszego kraju zacznie grę o Ligę Mistrzów od 2. a nie tak jak teraz 1. rundy. To ważne, bo do udziału w fazie głównej europejskiego turnieju (co najmniej LKE) wystarczy mu pokonanie pierwszego rywala w eliminacjach elitarnych rozgrywek.
W dodatku Legia w tym sezonie zdobyła już 9 punktów do własnego rankingu, co jest niej drugim najlepszym wynikiem w XXI wieku. Lepszy (10,95 punktów) osiągnęła tylko w sezonie 2013/14 gdy grała w Lidze Mistrzów. Legia poprawi ten wynik jeśli wygra w europejskich pucharach co najmniej jeden mecz w 1/8 finału LKE. Przypomnijmy, że ranking klubowy ważny jest do rozstawień przy kolejnych eliminacjach europejskich pucharów. Warszawianie awansowali też przy okazji do pierwszej 90. rankingu klubowego UEFA i mają spore szanse, by tę lokatę jeszcze poprawić.