"Córeczka zmarła dwa tygodnie po operacji". Jan Lubański radykalnie zmienił życie: Musiałem

Antoni Partum
- Musiałem radykalnie zmienić życie. Moja córeczka, jedyne nasze dziecko, miała w głowie jakiegoś guza. Lekarze uznali, że muszą operować, aby to dokładnie zbadać. Odetchnęliśmy z ulgą, bo wykluczyli nowotwór złośliwy. Wróciła do domu, ale po dwóch tygodniach zmarła - na łamach Onetu mówi Jan Lubański, który w ekstraklasie rozegrał prawie 200 spotkań, a jego historia życiowa nadaje się na książkę.

Jan Lubański może nie miał tak udanej kariery jak dwa lata starszy i znacznie sławniejszy Włodzimierz Lubański, ale jego życie i tak było pełne barwnych historii. Niestety, także tych tragicznych. Ale od początku. Lubański urodził się w 1949 roku. Był wychowankiem Łodzianki, a później trafił do klubu MKS Hala Sportowa. Na koncie ma też niemal dwieście meczów w ekstraklasie w barwach ŁKS-u Łódź. Niewiele brakowało, a nie miałby nawet jednego. 

Zobacz wideo Ondrasek deklaruje walkę o powrót do ekstraklasy. "Nigdzie się nie wybieram"

Tragiczny wypadek pociągu. Zginęło 7 osób

W lipcu 1967 roku piłkarze MKS-u Hali Sportowej jechali na mistrzostwa Polski juniorów. Nagle do pociągu wsiadła grupa kolonistów. Ich opiekunowie poprosili, by młodzi piłkarze zmienili wagony, tak aby dzieci były w jednym miejscu pod okiem wychowawców.

Piłkarze nie robili problemów i przenieśli się do czwartego wagonu (łącznie było ich osiem). Czwarty wagon, do którego przeszli był ostatnim, który się nie wykoleił. W wypadku zginęło siedem osób, a blisko 50 zostało rannych.

Lubański i jego koledzy z boiska przeżyli, ale trauma została z nimi na kilka kolejnych dni. I pewnie właśnie dlatego nie wygrali w końcu tamtego turnieju. Jan i tak ma kilka ciekawych wspomnień z okresu juniora. Na pewno dobrze wspomina reprezentację Polski juniorów, którą prowadził legendarny Kazimierz Górski. W szatni spotkał wielkie osobistości polskiej piłki m.in.: Jana Tomaszewskiego, Adama Musiała, Antoniego Szymanowskiego, Jurka Gorgonia czy Grzegorza Laty, którego spotkał także na piłkarskiej emeryturze w Kanadzie. Ale do Kanady jeszcze wrócimy.

"Moja córeczka zmarła dwa tygodnie po operacji"

Kontuzje zahamowały karierę Lubańskiego. Szczególnie złamana noga. - Ucierpiała kość strzałkowa i piszczelowa. Dziewięć miesięcy w gipsie mi ją trzymali, bo niedokładnie poskładali, za długo wszystko to trwało, więc cieszę się, że i tak doszedłem do siebie, jednak nawet dzisiaj, po tylu latach, ta złamana noga jest szczuplejsza od drugiej, jakby nie do pary była - tłumaczy Lubański na łamach portalu Onet.pl.

To były lata 70., więc piłkarze nie zarabiali tak jak dziś. Często trzeba było dorabiać do pensji sportowca. Szczególnie gdy leczyło się kontuzję. Jeden z działaczy ŁKS-u załatwił mu pracę na stacji benzynowej. Ale ile można uzupełniać albo wymieniać olej w silnikach? 

Lubański - nie tylko z tego powodu - zdecydował się na emigrację. I to daleką, bo trafił do Kanady.

- Musiałem radykalnie zmienić życie. Moja córeczka, jedyne nasze dziecko, miała w głowie jakiegoś guza. Lekarze uznali, że muszą operować, aby to dokładnie zbadać. Odetchnęliśmy z ulgą, bo wykluczyli nowotwór złośliwy. Wróciła do domu, ale po dwóch tygodniach zmarła. Miała dziesięć lat. Żona tylko na cmentarzu przesiadywała, w tym samym czasie odszedł też jej tata. Nie dało się tak żyć. Gdy pojawiła się możliwość wylotu do Kanady, długo się nie zastanawiałem. Uznałem, że właśnie tego mi potrzeba: wyjechać jak najdalej, zostawić wszystkie złe wspomnienia, dłużej nie dało się tutaj żyć - Lubański opowiada Antoniemu Bugajskiemu z Onetu.

Za oceanem najpierw grał w polonijnym klubie z Toronto, a potem w drużynie futbolu halowego. Ale to już była bardziej zabawa w piłkę. Bo na chleb i tak trzeba było zarobić, a Lubański nie bał się żadnej pracy. Robił na budowli, pracował także w fabryce dywanów, a międzyczasie dorabiał jako złota rączka.

Lubańskiemu, gdy był w Kanadzie, wymarzyła się wycieczka na Alaskę. W jedną stronę trzeba było przejechać jakieś pięć tysięcy kilometrów. Podczas podróży kierowcy zaczął dokuczać ból nogi.

- Okazało się, że w żyle zrobił się mały zator. Lekarze powiedzieli, że to z powodu tej męczącej jazdy samochodem na Alaskę przez tyle dni, bo potrafiłem nawet przez czternaście godzin jechać non stop. Do dzisiaj muszę brać leki na rozrzedzenie krwi, co dwa tygodnie robię test na krzepliwość krwi. Ale daję radę, nie narzekam, bo inni mają gorzej - mówi Lubański, który od 40 lat nie był w Polsce.

Lubański: Nie mam po co wracać do Polski

Na co dzień mieszka w Mississaudze, należącym do aglomeracji Toronto. I trochę dokucza mu samotność, ale żalić się nie zamierza.

- Przywykłem do samotnego życia. Nawet alkoholu nie mogę pić, bo przy tych lekach jest bardzo niebezpieczny, zresztą nigdy mi nie smakował. (...) Do Polski nie wrócę, bo nie mam do kogo i do czego wracać. A jeśli nawet chciałbym jeszcze raz zobaczyć ojczyznę, to nie powinienem latać. Po tej historii z łydką mam taką chorobę, że w samolocie może mi skoczyć ciśnienie i będzie to grozić wylewem. Po co kusić los, jak i tak nikt w Polsce na mnie nie czeka - wzdycha Lubański.

Więcej o: