Zamachnęli się w turnieju u siebie na niemal wszystkie swoje tradycje. Pięknej gry. Dostatku talentu (następny krok po znoszeniu przez miesiąc Freda i Jo w ataku to już chyba wręczenie paszportu jakiemuś obcemu napastnikowi?). Dobrej obrony, bo przecież zawsze słynęli też z obrony, nawet jeśli atak spychał ją w cień. Słynęli też z odporności psychicznej, mieli swojego psychologa już w czasach, gdy niektórzy jeszcze uważali zabieranie lekarza na mundiale za fanaberię. A w turnieju u siebie popełnili emocjonalne samobójstwo. Nie wiedzieć czemu wmówili sobie, że jeszcze na żadnym gospodarzu mistrzostw nie ciążyła taka presja. Że wszyscy ich krzywdzili. Że nie ma życia po Neymarze. Były trener kadry Dunga powiedział w telewizyjnym studiu przy okazji meczu z Holandią, że błędem było dopuszczenie, by piłkarze po meczu z Kolumbią zaczęli się zachowywać tak, jakby Neymar umarł. Błędem było to, że drużyna zrobiła z siebie zakładniczkę jednego piłkarza. Choć Neymar jej problemów z meczów z Niemcami i Holandią by nie rozwiązał. Wygląda to teraz, po fakcie, tak, jakby piłkarze szukali wymówki. A trener kowboj Luiz Felipe Scolari zamiast drużynę wyciszyć, dolewał oliwy do ognia. Zostawił nas z wrażeniem, że to on w ostatnich dniach zajmował się w drużynie psychologią, a słynna pani psycholog Regina Brandao ustalała taktykę. Brazylijczycy byli przed mundialem przekonani, że spóźnią się z przygotowaniem mistrzostw, ale za to ich drużyna będzie gotowa na czas. Pomylili się. Ale wcale nie jestem pewien czy chcieliby, żeby było odwrotnie. I to jest może największa różnica w porównaniu do Maracanazo 1950.
Luiz Louisowi nierówny. Van Gaal pokazał Scolariemu, jak maskować niedostatki w drużynie. Jak zarządzać w sytuacji kryzysowej, również po kontuzjach kluczowych piłkarzy (Kevin Strootman przed mundialem, Wesley Sneijder na rozgrzewce przed meczem o trzecie miejsce). Jak mimo półfinałowej porażki kończyć turniej w dobrym nastroju. Van Gaal rozbił Brazylię wysyłając do gry ośmiu piłkarzy z ligi holenderskiej (dwóch weszło z ławki), i kilku takich, którzy nigdy nie zdobyli tytułu w lidze, nie grali w Lidze Mistrzów. Miał w meczu z Brazylią taki komfort, że wprowadził rezerwowego bramkarza, żeby zagrali wszyscy 23 piłkarze których zabrał. On, uważany za zimnego dyktatora, pokazał jak się cieszyć mundialem. Przygotował sobie mocne wejście do Manchesteru United, gdzie zaczyna pracę od środy. Ten Louis jest zajęty, ale już pojawiły się głosy w Brazylii, by może sięgnąć po Jorge Luisa Pinto, kolumbijskiego trenera Kostaryki, drużyny która zachwycała organizacją gry w obronie. Ale to pewnie będzie poniżej godności CBF. Ponoć pytała o Jose Mourinho.
Stawka mniejsza, i od razu van Persiego więcej. Zakończył mundial golem, ale złego wrażenia ze spotkań z Kostaryką i Argentyną (zwłaszcza) nie zatarł. Nie zmienił tym turniejem opinii o sobie, że znika w najważniejszych meczach reprezentacji. Jest najskuteczniejszym piłkarzem w historii drużyny narodowej, ale grozi mu, że zostanie zapamiętany jako ciułacz goli. Że nie będzie miał swojej legendy. Pozostanie gwiazdą na eliminacje, ewentualnie rundę grupową. Był w Brazylii kapitanem, ale nie był przywódcą. To Arjen Robben i Ron Vlaar mieli aurę kapitanów. Po porażce z Argentyna pojawiły się nawet plotki, że Robben i Wesley Sneijder przekonywali przed meczem, by mający wcześniej problemy żołądkowe van Persie ustąpił miejsca w podstawowym składzie Klaasowi Janowi Huntelaarowi. Van Gaal te pogłoski zdementował.
Mało kto w tym turnieju tak zaprzepaścił pierwsze wrażenie. Witano pomocnika Manchesteru City w składzie jak zbawienie, wyczekanego zmiennika dla Paulinho. I początek był obiecujący. A potem Fernandinho został dyżurnym rębajłą turnieju. I gdy się skupił na zatrzymywaniu rywali za wszelką cenę, zapomniał o grze w piłkę. To m.in. on swoimi błędami ciągnął Brazylię na dno w meczu z Niemcami. W meczu z Holandią też nie pomógł, tylko kolekcjonował kolejne ryzykowne zagrania. Fair play, gest Garrinchy, to kiedyś coś dla Brazylii znaczyło. I pomyśleć, że Dungę krytykowano cztery lata temu za przywiązanie do Felipe Melo.
Niemcy powtarzali to jeszcze przed tym meczem, ale dobrze się było przekonać na własne oczy. 7:1 z półfinału z Brazylią to żadna wróżba przed finałem z Argentyną. Dziś Brazylia przyjmuje gole hurtowo, zresztą w każdym meczu rundy pucharowej przyjmowała. A Argentyna w żadnym. Brazylia pęka przy byle okazji. A Argentyna to, jak mówił Bastian Schweinsteiger, stado wilków. Pachnie wielkim meczem.