Cleveland, Atlanta, Sacramento, Los Angeles – ostatnie dni były dla Aleksandra Balcerowskiego niezwykle intensywne. 21-letni środkowy czas spędzał albo na pokładzie samolotu, albo na parkiecie.
Bazą wypadową Balcerowskiego było Miami, skąd polski koszykarz latał na tzw. workouty, czyli pokazowe treningi, na których miał szansę zaprezentować się przed skautami klubów z najlepszej ligi świata. Polaka zaprosili do siebie Cavaliers, Hawks, Kings oraz Clippers.
– Olek zdecydowanie najlepiej czuł się na treningu Cavaliers – mówi Sport.pl jego tata Marcin Balcerowski, a sam Aleksander w rozmowie z TVP Sport dodał, że w Ohio pokazał się z "bardzo, bardzo, bardzo dobrej" strony. – Gorzej było w Atlancie, bo tam zawodnicy głównie biegali. W Sacramento były zaś luźne zajęcia. A na koniec Olkowi zostali Clippers – dodaje Marcin Balcerowski.
Polaka próżno jednak szukać w tzw. mock draftach, czyli przewidywaniach amerykańskich ekspertów. Jego nazwisko nie pojawia się w żadnym zestawieniu. – To jeszcze o niczym nie świadczy – przekonuje Marcin Balcerowski, który jest byłym koszykarzem reprezentacji Polski na wózkach i obecnym selekcjonerem kadry. I dodaje: – Olek zaprezentował się z dobrej strony, ale trudno wyczuć, co siedzi w głowach trenerów w NBA. Faktem jest, że graczy o takiej posturze, którzy tak dobrze poruszają się na parkiecie, zwyczajnie nie ma prawie wcale. Jeśli jakiś klub zdecyduje się zaryzykować, to Olek powinien zostać wybrany.
Jedno jest pewne – 21-letni Balcerowski rzeczywiście jest graczem nietuzinkowym. Aleksander mierzy 219 cm. I to nie tylko liczba, Balcerowski jest po prostu wielki. A do tego wszechstronny i gra nie tylko pod koszem, lecz niemal w każdym miejscu na boisku – wychodzi na obwód, podnosi piłkę nad głowę, skanuje boisko, szukając podań, ale gotowy jest także postraszyć przeciwnika rzutem. Właśnie ta wszechstronność czyni go wyjątkowym.
O talencie Balcerowskiego wiadomo od dawna. W 2019 r. "Szpaka" – taką ksywę ma w kadrze koszykarz – do kadry na mundial w Chinach powołał go, jeszcze jako żółtodzioba, ówczesny selekcjoner Mike Taylor. A Balcerowski poszedł za ciosem – w barwach Herbalife Gran Canaria rozegrał 32 mecze w lidze hiszpańskiej, pełnił ważną rolę w Eurocup, przez organizatorów rozgrywek – drugich po Eurolidze w europejskiej hierarchii – został doceniony nagrodą "Rising Star" dla najlepszego gracza młodego pokolenia. W tym roku miał poczynić kolejny, wielki krok ku NBA. Wyspy Kanaryjskie zamienił na Belgrad, trafiając do wicemistrza Serbii Mega Basket. To był tylko pozornie krok w tył. Właścicielem klubu jest Misko Raznatović, jeden z najsprawniejszych agentów koszykarskich. Prowadzi on agencję Beobasket, której klientem jest Balcerowski, a jego klub słynie z wychowywania przyszłych gwiazd. Z serbskiej kuźni w drafcie NBA wybrano 14 graczy, w tym dwukrotnego MVP ligi – Nikolę Jokicia.
– Na pewno podjąłem słuszną decyzję – mówił wówczas Sport.pl Balcerowski. – Trudno po ośmiu latach w Gran Canarii oceniać mi życie w Belgradzie, ale jestem szczęśliwy. Nie przeprowadziłem się, aby żyć bardziej komfortowo, ale dlatego, że mam cel. Jestem tam, by zapierniczać.
W tym roku z Mega Basket do NBA ma szansę trafić Nikola Jović. 19-latek został zaproszony na draft do tzw. greenroomu, czyli specjalnego pokoju, w którym obecność jest niemal jednoznaczna z wyborem. Ale z Belgradu do NBA na pewno nie trafi Balcerowski. Z prostej przyczyny – bo w trakcie sezonu zrezygnował i wrócił do Hiszpanii.
I nikt do końca nie wie dlaczego. Sam Balcerowski z decyzji się nie tłumaczył, ale byli nią zaskoczeni i w Serbii, i w Hiszpanii. Gran Canaria przyjęła go z powrotem, bo do Mega Basket jedynie go wypożyczyła. Ale po powrocie do ligi ACB Polak furory nie zrobił. W 15 meczach notował średnio nieco ponad osiem minut gry, w których zaliczał 3,3 punktu i 1,2 zbiórki. To spory regres w porównaniu do poprzednich sezonów, a do tego są to statystyki, które nikogo w Stanach nie zwalą z nóg.
– Jedyna szansa Olka na wybór, to fakt, że tak jak i rok temu, tak w tegorocznym naborze jest tylko 45 do 52 graczy "godnych" wyboru w drafcie i zatrudnienia w NBA już teraz – mówi Sport.pl Maciej Staszewski, bloger i ekspert koszykarski zajmujący się draftem.
Wyborów jest 58 – 30 w pierwszej i 28 w drugiej rundzie. Jak twierdzi Staszewski, to oznacza, że w końcówce naboru kluby zaczną szukać graczy gotowych grać w Europie, by tam się rozwijać.
– Klubów nie będą interesować gracze chcący zostać w Stanach, by walczyć o gwarantowane umowy, bo wybór takiego zawodnika, nawet lepszego niż Olek, oznaczałby, że w przypadku niepodpisania z nim umowy – a przy wyborach w drugiej rundzie nie jest to obowiązkowe – drużyna straciłaby do niego prawa. W takiej sytuacji lepiej wziąć w teorii mniej interesującego Europejczyka, którego odeśle się do jednej z tamtejszych lig, żeby się rozwijał i przyjeżdżał co roku na konsultacje w trakcie ligi letniej. I a nuż kiedyś pokaże się na tyle, by dać mu szansę na parkietach NBA – uważa Staszewski.
W taki sposób szansę wykorzystał Marcin Gortat, którego w 2005 r. Phoenix Suns wybrali z numerem 57., ale szybko oddali do Orlando Magic. A klub z Florydy niemal od razu odesłał Gortata do Niemiec, aby tam koszykarsko wydoroślał. I ten po kilku latach dostał od Magic gwarantowaną umowę.
Wracając do Balcerowskiego – to, na co będą zwracać uwagę skauci NBA, jest jego atletyzm. Polak, mimo że pracuje m.in. nad rzutem za trzy czy walką na tablicach, pozostaje raczej centrem z tzw. starej szkoły.
– Ani nie jest na tyle mobilny, żeby móc utrzymać przed sobą po zmianie krycia wyjątkowych atletów grających na obwodzie w NBA, ani nie ma na tyle dobrego rzutu za trzy, żeby był jego wyraźnie mocną stroną. Jest bardzo wysoki i dobrze zbudowany (123 kg) przy niezłych proporcjach ciała, ale warunki to jedyny ciekawy czynnik w jego przypadku. Mimo niespełna 22 lat jest na tle innych kandydatów dość "stary", a fakt, że w ostatnim roku nie poczynił potężnego postępu i nie zdominował ani Ligi Adriatyckiej, ani hiszpańskiej, sprawia, że drużynom trudno będzie uwierzyć w jego potencjał – twierdzi Staszewski.
I dodaje: – Pozostaje życzyć Balcerowskiemu, żeby któryś klub postanowił "spalić" swój pick akurat na niego. Marcin Balcerowski kończy zaś tak: – Fajnie, że do NBA na pewno trafi Jeremy Sochan. A jeżeli nie wybiorą Olka, świat się nie zawali. Nerwy jednak będą do końca.