"Piekło to mało powiedziane" - tak o trasie tegorocznej edycji Strade Bianche mówiła na mecie Katarzyna Niewiadoma. Polka po raz trzeci z rzędu ukończyła toskański wyścig na drugim miejscu. Wyścig, który przez koszmarne warunki do jazdy z pewnością przejdzie do historii, wygrała Holenderka Anna Van Der Breggen, która kilkanaście kilometrów przed metą odjechała rywalkom i na Piazza del Campo w Sienie wjechała z 49-sekundową przewagą nad Niewiadomą. Trzecia na mecie zameldowała się Włoszka Elisa Longo Borghini. Kobiety rywalizowały na trasie 134 kilometrów i ośmiu odcinkach, które zwykle są drogami szutrowymi, ale w tegorocznej edycji wyglądały częściej na wijące się wstęgi błota.
W podobnych warunkach rywalizowali panowie, a to, co na nich czekało, chyba najlepiej jeszcze przed startem podsumował Sep Vanmarcke:
We're ready! ?????? @StradeBianche pic.twitter.com/RqYDjEmA8s
- Sep Vanmarcke (@sepvanmarcke) 3 marca 2018
I wiele się nie pomylił. 186 kilometrów, a w tym 11 odcinków i 63 kilometry błotnistych "Białych Dróg", zimno, deszczowo, ślisko i nieprzewidywalnie. Michał Kwiatkowski, który wygrywał tutaj dwukrotnie i był typowany jako jeden z faworytów wyścigu, przez większość trasy kontrolował sytuację, jadąc na czele niewielkiego peletonu. Wszystko zmieniło się pod koniec ósmego odcinka błota, gdy zaatakował Romain Bardet, a wraz z nim odjechał Wout Van Aert - niewątpliwie jeden z największych bohaterów tego wyścigu. Belg mógł się co prawda w tych warunkach czuć jak w swojej specjalności, jest bowiem trzykrotnym i aktualnym mistrzem świata w kolarstwie przełajowym, ale karierę w wyścigach szosowych dopiero rozpoczyna. Jak mówił wczoraj na konferencji prasowej, Kwiatkowskiego i Sagana poznał ledwie kilka chwil wcześniej.
Bardet i Van Aert oderwali się od prowadzącej grupy niespełna 40 kilometrów przed metą, a faworyci sprawiali wrażenie, jakby wciąż oszczędzali siły na decydujący atak. Tymczasem do przodu uciekały kolejne grupki kolarzy, a jedną z tych ucieczek zainicjował jadący w barwach Lotto-Soudal Belg Tiesj Benoot. Konsekwentnie narzucał swoje tempo, aż w końcu samotnie rzucił się w pogoń za uciekającą dwójką. Na ostatnim szutrowym odcinku przypuścił decydujący atak i nie oddał prowadzenia do samej mety, wjeżdżając na mokry bruk Piazza del Campo z niemal 40-sekundową przewagą nad Romainem Bardet i finiszującym jako trzeci Woutem Van Aert.
#StradeBianche ?? The arrival of winner @TiesjBenoot at the finish! #fantastiesj pic.twitter.com/Pyt8rWIQ90
- Lotto Soudal (@Lotto_Soudal) 3 marca 2018
Z grona faworytów do pogoni za prowadzącymi zebrał się tylko Alejandro Valverde, który mimo nękających go jeszcze kilka dni temu problemów z żołądkiem stanął jednak na starcie Strade Bianche. Ale nie był w stanie zmniejszyć straty do prowadzącej trójki i na mecie zameldował się niespełna półtorej minuty do zwycięzcy. Michał Kwiatkowski daleko i na trzecie zwycięstwo, honorowane patronatem nad jednym z odcinków specjalnych będzie musiał jeszcze poczekać.
Wyścig z pewnością przejdzie do historii. Tak trudnych warunków w Toskanii chyba nikt się wcześniej nie spodziewał, a tak wymęczonych i ubłoconych zawodników już dawno nie oglądaliśmy nawet w "piekle północy", jak zwykło się określać Paryż-Roubaix.
#StradeBianche pic.twitter.com/3jtczogLNR
- Strade Bianche (@StradeBianche) 3 marca 2018
Ale widzieliśmy za to kawał kapitalnego kolarstwa, za jakim można zatęsknić. Bez kalkulacji, bez budowania misternych strategii przez poszczególne drużyny, bez widocznego zwykle w wielkich wyścigach sterowania z wozów technicznych. Potwornie ciężka droga, z którą każdy z kolarzy musiał się zmierzyć samodzielnie. Za to nawiązanie do starej, "romantycznej" tradycji kolarstwa, wyścig Strade Bianche jest uwielbiany przez kibiców.
Ogromne brawa dla Katarzyny Niewiadomej, podziękowania za walkę dla Michała Kwiatkowskiego, którego już od środy będziemy oglądać w wyścigu Tirreno-Adriatico. Tam również emocji nie powinno zabraknąć.