Briggs - Kliczko. Powinni przerwać tę walkę

Złamany nos, uszkodzony oczodół i naderwany biceps to cena, jaką zapłacił Shannon Briggs za ambitną postawę w sobotniej walce o pas WBC wagi ciężkiej z Witalijem Kliczko. Amerykanin był przez faworyzowanego Ukraińca bezlitośnie obijany przez dwanaście rund - zdaniem swojego promotora Grega Cohena zbyt długo.

- Shannon ciężko trenował do tego pojedynku, był w 100 procentach gotów fizycznie i mentalnie, ale wolałbym, żeby ta walka była zatrzymana w okolicach ósmej rundy - przyznaje Cohen. - Kocham Shannona, jest dla mnie jak członek rodziny, jednak jako człowiek jest dla mnie ważniejszy niż jako sportowiec. Ciężko mi było na to patrzeć, choć Shannon nie chciał, by zatrzymywano walkę. Wolałbym, by jego narożnik go nie posłuchał. Rozmawiałem z nimi po jednej z rund - wciąż powtarzał "Nic mi nie jest, jeszcze go dopadnę!". Ani na chwilę nie stracił wiary w zwycięstwo. Jest teraz rozbity psychicznie, bo naprawdę wierzył w to, że wygra.

Promotor amerykańskiego challengera dodaje, że jego podopieczny pozostanie w Niemczech najprawdopodobniej jeszcze przez tydzień ze względu na zły stan naderwanego bicepsa: - To bardzo poważna kontuzja, wymagająca operacji, być może więcej niż jednej.

Dla 39-letniego Briggsa starcie z Kliczką było trzecią, i zapewne ostatnią, próbą zdobycia tytułu mistrzowskiego. Po raz pierwszy o pas czempiona, federacji WBC, Amerykanin bił się w 1998 roku, ulegając przez techniczny nokaut Lennoxowi Lewisowi. 8 lat później "The Cannon" wywalczył mistrzostwo federacji WBO, nokautując Siergieja Lachowicza; stracił je w kolejnym występie na rzecz Sułtana Ibragimowa.

Specjalny serwis o boksie. Sprawdź Ringpolska.pl ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA