Nie wiadomo czy przyczynę stanowią gwałtowne zmiany frontów atmosferycznych czy kryzys gospodarczy, faktem natomiast jest, że w ciągu ostatnich dni-tygodni spektakularne bramki piętą padały dość regularnie.
Tym sposobem trafiano w krajowych rozgrywkach. O ile jednak dla takiego Raula Gonzaleza , to faktycznie nie żadne wielkie halo (Real Madryt - Real Valladoid 4:2),
o tyle fikuśna piętka Petera Croucha w Carling Cup (Preston North End - Tottenham 1:5) to już mała niespodzianka:
W Lidze Mistrzów w ten sposób trafił Falcao (FC Porto - Atletico Madryt 2-0):
Później z tego patentu w meczu z AC Milan skorzystał kapitan FC Zurich - Hannu Tihinen (AC Milan - FC Zurich 0:1)
a w środę jego wyczyn bezczelnie skopiował Michael Ciani (Girondins Bordeaux - Bayern Monachium 2:1).
Mecz na szczeblu reprezentacji tego typu sztuczką przyozdobił Japończyk Shinji Okazaki (Japonia - Togo 5:0):
Przykładem daleko posuniętej powszechności goli zdobytych piętą jest fakt, że dotarły one również do ligi polskiej. Podbramkowym chytrusem okazał się Michał Chałbiński (Polonia Warszawa - Odra Wodzisław 2:1).
Pewnie po drodze coś nam jeszcze umknęło, ale to tym bardziej dowód, że piętki stały się ostatnio popularne. Wniosek? Jeśli dziś chce się poderwać dziewczynę, to nie wystarczy zwykły gol w stylu Madjera - trzeba strzelać przynajmniej jak Martin Palermo .